poniedziałek, 24 czerwca 2013

Gwiezdne Łzy 20

 Dobra, wiem że mam ostrą obsuwę...
I tym razem mam na swoje usprawiedliwienie tylko słabe WiFi....
PRZEPRASZAM ;_;
Wiem, że miały być dwa rozdziały, ale się nie wyrobiłam i o...
Nie ma.
;_;
No a teraz
Enjoy
:3
***
Feliks i Aaron czekali już na dachu komórek gdy Idea wraz z Kastielem do nich dołączyli.
- Co tak długo? – zapytał z lekkim wyrzutem Aaron.
- Musiałam coś załatwić – powiedziała Idea odwracając wzrok.
- Już nie ważne, w każdym razie, musimy ruszać.
- Ale… jak? – Feliks podrapał się po głowie z zafrasowaniem.
- Tutaj potrzebujemy ciebie – Kastiel podszedł do niego i podał mu cztery niebieskie kulki o dziwnej, nienaturalnej poświacie.
- Na co mi to? – zapytał Feliks nieco zbity z tropu.
- Musisz je uwolnić, to znaczy cząstki dusz, które są w tych łzach.
- Aha… Co? Dlaczego ja? I przede wszystkim: jak?!
- Ehh... No po prostu musisz… Musisz… Kastiel, co on musi? – zapytał skołowany Aaron.
- 
- KASTIEL! – twarz blondyna przybrała kolor głębokiej purpury. – Nie mów mi, że…
- Nie wiem. – dokończył za niego zażenowany zielonooki.
- Co..?
- Nic nie było o tym w księgach. Żadnej, choćby najmniejszej wzmianki. Jedynie krótkie zdanie mówiące, że uwolnić łzy może tylko półgwiazda. Nie mogłem znaleźć niczego więcej, więc pomyślałem że…
- Że niby co? Że jak dostanie łzy w ręce to nagle go oświeci? Przecież on nie jest wróżbitą, to tylko zwykły nastolatek, czego ty w ogóle od niego wymagasz!? – Aaron z każdym słowem robił się coraz bardziej czerwony i każde z nich wypowiadał z coraz większym gniewem. – Powiedz, o czym ty tak właściwie myślałeś przychodząc na ten dach? Że przeskoczymy ten fragment w jakiś magiczny sposób? Że nagle cię oświeci? A może pomyślałeś, że bez względu na wszystko to dobro i tak zwycięży. Że ty, jako książę, uratujesz nasza księżniczkę i wszystko skończy się happy end’em… Bo to takie cholernie królewskie.
- Aaron – Idea wtrąciła ostrzegającym tonem – przeginasz. To nie jego wina, oboje postąpilibyśmy tak samo.
- Czy ty siebie słyszysz?! Tu się rozchodzi o twoje życie, a nie o kolejną bójkę w bramie! Teraz mówimy o tym, że nasza, nie… TWOJA ostatnia deska ratunku właśnie przepływa ci koło nosa. Ani ty, ani on… ani nikt inny nie może z tym nic zrobić i ty mówisz, że to JA przeginam?

 - Wystarczy – powiedział Kastiel odzyskując zdolność mówienia – Ta kłótnia do niczego nie prowadzi. Lepiej pomyślmy, co możemy zrobić i nie szukajmy winnych na siłę.
- Na siłę? Tu nawet za dużo myśleć nie trzeba żeby stwierdzić, że to wszystko twoja wina! – wykrzyczał Aaron zaciskając dłonie w pięści i z pewnością krzyczałby dalej, gdyby nie przerwały mu ciche słowa padające z ust Feliksa:
- To nie jego wina…Ja nigdy niczego nie mogę zrobić. To ja jestem wiecznie bezużyteczny. To wszystko moja wina. Jestem taki beznadziejny – powtarzał to wpatrując się tępo w niebieskie kulki leżące w jego dłoniach. – Przeze mnie nie uratujmy Idei…Dlaczego nigdy nie mogę nic zrobić? Dlaczego? - pytał samego siebie raz po raz, a z jego oczu powoli zaczęły wypływać słone krople łez, znacząc policzki by na końcu spaść na dłonie. – Idea umrze, przeze mnie. Bo nic nie mogę zrobić. Umrze, bo jestem tylko sobą. – dokończył i wraz z ostatnim zdaniem zamilkł całkowicie. Pomimo to z jego oczu nadal płynęły łzy.
Na dachu panowała absolutna cisza, którą co jakiś czas przerywało pociąganie nosem Feliksa. Kastiel i Aaron wbijali to w siebie to w niego zdziwiony i trochę przestraszany wzrok natomiast Idea powoli wyjęła z kieszeni chusteczki. Podeszła bliżej i wytarła jego mokrą od łez twarz. Cały „zabieg” nie należał do najprzyjemniejszych, bo dziewczyna nie zwracała większej uwagi na siłę jaką w to wkłada. Komuś, kto jej nie zna mogłoby się wydawać, że jest po prostu niedelikatna, ale wszyscy wiemy, że jak chce, to potrafi.
Teraz jednak nie chciała.
Bo ból fizyczny pomaga ochłonąć, pomaga skupić się na nim i przez moment zapomnieć o tym bólu, który męczy nasze serca i dusze.
Przystawiła chusteczkę do jego nosa i zatkała jedną z dziurek.
- Dmuchaj - powiedziała spokojnie, a potem to samo zrobiła z drugą.- A teraz słuchaj. Zawsze robisz tyle ile trzeba, a czasem nawet więcej. - mówiąc to patrzyła mu prosto w oczy. Upewniała się czy na pewno zrozumie co do niego mówi - Przejmujesz się za wszystkich i martwisz się o wszystkich. Zawsze jesteś pierwszym do pomocy, ale nie wiem czy wiesz, że są rzeczy których nawet ty nie możesz zrobić. Jak na przykład znaleźć sposób na coś o czym w życiu się nie słyszało.
- Eee...Idea... Tak trochę jakby nie masz racji - powiedział Kastiel wpatrując się w niebieskie, mokre od łez kulki, które Feliks nadal trzymał w ręku. Ich delikatna poświata z każdą chwilą rosła w siłę, by w końcu walić po oczach jasnym, pulsującym światłem.
- Feliks, jak to zrobiłeś? - zapytał Aaron.
- Ja.. nie wiem.. Po prostu...mówiłem a potem..
- No jasne - Kastiel uderzył się otwartą dłonią w czoło - Łzy! To było tak oczywiste, że nie wierzę że na to nie wpadłem.
- No ok, ale co teraz?
- Niech każdy weźmie po jednej do ręki - powiedział Kastiel, gdy blask Łez zaczął jeszcze bardziej przybierać na sile. - A teraz... po prostu stójcie.
Z każdą chwilą od łez biło coraz mocniejsze światło, a wraz z nim zaczęło pojawiać się dziwne ciepło, które falami rozpływało się po całym ciele. Trwało to chwilę, gdy nagle na jednej z kulek pojawiła się rysa, następnie w jej ślad poszły trzy pozostałe. Rysy pogłębiały się, przeradzając w pęknięcia. Światło stało się tak mocne, że nie można było spojrzeć bezpośrednio na Łzy. W końcu kulki pękły na pół, a blask wydobywający się ze środka zmuszał do zamknięcia oczu. Po krótkiej chwili Idea uchyliła jedną powiekę, a następnie szeroko otworzyła oczy w czystym osłupieniu.
Nie stali już na dachu jednej z brudnych komórek, a w wielkiej złotej sali z jasnymi kolumnami i gigantycznym kryształowym żyrandolem. Zewsząd dochodziła ich delikatna melodia, która koiła i przywoływała spokój. Idea mogłaby nawet zatracić się w niej na dłużej, gdyby nie to, że na schodach które piętrzyły się przed nimi pojawili się trzej mężczyźni. Pierwszy: wysoki, szczupły o szlachetnych rysach twarzy i włosach przypominających złote nici, sięgających prawie pasa i dwaj pozostali idący zaraz za nim: o wiele lepiej zbudowani, szerocy w barach, lecz nadal urodziwi i pełni gracji. Złotowłosy podszedł nieco bliżej grupy nowo przybyłych. Przyjrzał się każdemu z kolejna, zatrzymując na chwilę wzrok na Feliksie. Gdy jego oczy spotkały się z oczami Kastiela przemówił głębokim i ciepłym głosem:
- Witaj w domu, braciszku.
- Wróciłem, Helio.