wtorek, 5 listopada 2013

Gwiezdne Łzy 22

 No to jestem ja i kolejny rozdział Gwiezdnych Łez, 
wcale taki nie ostatni jakby się mogło wydawać :P
No to tyle xD
Enjoy :3
 ***
Otworzyła oczy i usiadła gwałtownie nabierając powietrza. Chciało jej się płakać, ale sama nie wiedziała dlaczego.
Czuła się jak po przebudzeniu z bardzo długiego i złego snu.
Rozejrzała się dookoła, ocierając załzawione oczy.
Siedziała na swoim łóżku, w swoim pokoju. Przez okno wpadały pierwsze promienie słońca, które rozświetlając całe pomieszczenie do końca przeganiały nocne koszmary.
Jest w domu!
Uderzyła w nią fala szczęścia. Otworzyła usta żeby go zawołać, ale...
-. . . !
Moment... Przecież od paru lat mieszka sama. Nie miewa też gości, choć sporadycznie wpadnie ciocia czy Feliks. Czasem przyjdzie Nala, ale zazwyczaj dzwoni przed wizytą.
Więc kogo chciała zawołać?
Z tym zapytaniem w głowie poszła do łazienki.
Rozebrała się i wciąż zamyślona, wchodząc pod prysznic zerknęła w stronę lustra.
"Zniknęły" - przemknęło jej przez głowę.
Zaskoczona tym nagłym spostrzeżeniem, przyglądała się sobie w lustrze jeszcze przez moment.
Tyle że... nie wiedziała co zniknęło.
Cycki były na miejscy, tak samo pępek i dwa pieprzyki.
Poza tym, co niby miało jej zniknąć?
- Co się ze mną dziś dzieje? - zapytała w powietrze.
Miała nadzieje, że gdy wyjdzie z łazienki będzie już całkowicie przebudzona i całe to dziwne uczucie, że coś jest nie tak, po prostu zniknie.
Nie znikło.
Rozczesując włosy swoją zniszczoną szczotką, miała nieodparte wrażenie, że o czymś... o kimś zapomniała.
Kręciła się po domu w poszukiwaniu... czegoś. Sama nie wiedziała do końca czego.
Wstawiła sobie wody na kisiel i poszła włączyć telewizor.
Gdy wróciła do kuchni zauważyła, że zagotowała wody zdecydowanie za dużo jak na jedną osobę.
- Na cholerę mi tyle?
Wróciła przed magiczne, grające pudełko, w którym właśnie leciał ..5768 odcinek jakiegoś idiotycznego serialu. Odłożyła kubek z gorącym napojem bogów [czyt. kisiel] na stolik i zaczęła przełączać kanały w poszukiwaniu czegoś względnie normalnego. Wciskała kolejne przyciski z coraz większym poirytowaniem. Zezłoszczona wyłączyła telewizor i patrząc w ciemny ekran czuła jak jej zdenerwowanie tylko rośnie.
Cisza..
W domu panowała absolutna cisza.
Nie to żeby zazwyczaj było inaczej, wręcz przeciwnie - u niej zawsze było cicho. Tylko normalnie miała to w dupie, a teraz wychodziła z siebie, bo było jej ZA CICHO.
"- Idea, musisz mi coś obiecać..." - rozejrzała się, ale była w pokoju sama.
- No nie wytrzymam! Zaraz zwariuję. - warknęła przez zęby, podnosząc się gwałtownie z fotela.
Ubrała się i wyszła z domu.
Szła ulicą szybkim krokiem.
Potrącała ludzi, ale nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Byleby iść. Przed siebie, tam gdzie nogi poniosą, byleby nie myśleć.
Zanim się zorientowała, siedziała na ławce w parku.
Ułożyła się na niej wygodniej i odchyliła głowę do tyłu. Słońce przyjemnie grzało, a liście nad nią poruszane delikatnie przez wiatr, mieniły się wszystkimi odcieniami zieleni.
"- Twój ulubiony kolor to zielony, prawda? Dlaczego?
- Cóż...wiele ładnych rzeczy ma ten kolor. Drzewa, szmaragdy, twoje oczy, jabłka, trawa." - odbiło się echem w jej głowie. Zmarszczyła brwi i podniosła z powrotem głowę.
- Nie rób takiej miny, bo ci tak zostanie - usłyszała i poszukała wzrokiem osoby, która nie do końca wie co czyni. Okazał się nią być średniego wzrostu blondyn z grzywką na oczach.
- Znamy się? - zapytała raczej chłodnym tonem.
- No co ty Idea, nie mów, że już zapomniałaś o naszym buziaku. - powiedział nieco rozbawionym tonem.
- Chyba ci się przyśniło blondi. Skąd znasz moje imię?
- Blondi? - skrzywił się lekko - Sama mi je podałaś. Nie mów mi, że gniewasz się o tego niewinnego całusa - puścił do niej oczko - To było dla twojego dobra. Widziałaś jak ten twój kochaś zareagował.
- Kto? Co? O czym ty do mnie mówisz człowieku? Przecież ja Cię widzę pierwszy raz w życiu.
- Nieee - powoli pokręcił głową - Widzimy się już cały trzeci raz. Pierwszy był w kawiarni, w której pracuje, a drugi tutaj parę dni temu. Wtedy cię pocałowałem, potem pojawił się ten chłopak, obiłaś mi twarz i poszliście sobie zostawiając mnie samego.
- Co ty ćpiesz człowieku? - zapytała patrząc na niego z mieszaniną rozbawienia i zaciekawienia.
- To ty mi lepiej powiedz co bierzesz, bo o takiej zaćmie to w życiu nie słyszałem. A może to on ci coś zrobił? Jak mu było...? Kasper?.. niee. Coś na K...
- Na K... - Idea bezmyślnie po nim powtórzyła i przed oczami mignął jej obraz wysokiego bruneta o intensywnie zielonych oczach. Szedł chodnikiem  wychodzącym na zatłoczoną ulicę. Poderwała się z miejsca i pobiegła w jego kierunku.
- Ej! Gdzie ci tak śpieszno? - zawołał za nią blondyn.
- Sorki Miki muszę coś załatwić - odkrzyknęła bez namysłu i pobiegła dalej, ponownie zostawiając kelnera samego sobie.
***
Biegła za nim od dobrych pięciu minut. Cały czas gdzieś skręcał lub ładował się w największy tłok ludu. Gdy już miała go na wyciągnięcie ręki, ten przechodził przez ulicę w najmniej oczekiwanym momencie lub tuż przed zmianą świateł.
- Stój! No stój że, do cholery!- Coś na K.. Coś na K... ! - Kastiel stój! - krzyknęła, łapiąc go za ramię i odwracając twarzą do siebie.
Stał przed nią rzeczywiście brunet o zielonych oczach, ale...
- Coś nie tak? - zapytał głębokim głosem.
"To nie on" mignęło jej w głowie.
- Przepraszam, pomyliłam cię z kimś - wymamrotała.
Wołała go po imieniu...
Kastiel....
Kastiel...
KASTIEL.
I z tą ostatnią myślą poczuła się, jakby oberwała patelnią w twarz.
Przypomniała sobie wszystko.
Jak poznała go na dachu i wrzuciła z mieszkania. Jak powiedział, że lubi jej oczy. Jak kochała patrzeć na jego zdenerwowaną twarz i na tą łagodną i spokojną i tą uśmiechniętą. Przypomniała sobie o jego oszałamiającym uśmiechu.
O ich obietnicy i... o swojej śmierci.
- Muszę znaleźć Feliksa i Aarona. - powiedziała cicho.
***
Najpierw poszła do biblioteki, która okazała się być zamknięta. Opuszczone rolety skutecznie utrudniały dojrzenie czegokolwiek z zewnątrz, więc nawet gdyby ktoś był w środku to Idea i tak by go nie zobaczyła. Zerknęła na okna wyżej, gdzie znajdowało się mieszkanie Pana Desmonda. Ciemno i pusto.
Parę razy próbowała zadzwonić do Nali - bezskutecznie.
Potem obeszła wszystkie speluny, bary, kluby i puby w okolicy jakie znała, ale Feliksa w żadnym z nich nie było. Zapytała paru barmanów czy kojarzą chłopaka z długimi fioletowymi włosami, jeden z nich dał jej numer do gitarzysty zespołu w którym śpiewał Feliks.
Niestety chłopak nie widział go od paru tygodni.
No tak.. bo kiedy miał się z nim widzieć? Jak Feliks pilnował jej śpiącej dupy, czy jak wypłakiwał sobie przez nią oczy?
Gdy wracała z ostatniego klubu na zewnątrz było już całkowicie ciemno. Na niebie powoli zaczęły pojawiać się gwiazdy w towarzystwie księżyca. Przystanęła na chwile z głową zadartą do góry.
Była tam. Była wśród gwiazd. Przez moment, ale była.
Ba, ona nawet rozmawiała ze Słońcem... pomińmy fakt, że nie był to szczyt jej zdolności konwersacyjnych ani jej wyżyny uprzejmości. W każdym razie jej marzenie się spełniło.
I co teraz?
Marzenia nie powinny się spełniać...
Od tak... Z zasady.
Po prostu nie powinny, bo teraz co?
Ma sobie wymyślić nowe marzenie? Nową rzecz do której by dążyła?
Ehhh..
Nie miała ochoty już na żadne zaczepki, w ogóle straciła na wszystko ochotę, więc zamiast wracać skrótem - przez park - wróciła główną ulicą. 
Przechodząc obok biblioteki zauważyła, że światło na pietrze się pali. 
Z nadzieją przebiegła przez ulicę i podeszła do drzwi biblioteki, które, ku jej zaskoczeniu, okazały się być otwarte.
Po cichu weszła do środka i skierowała się w stronę zaplecza.
W pokoju siedzieli Pan Desmond i Aaron. Chciała wbiec do pokoju z jednej strony wściekła, że nie mogła ich znaleźć, z drugiej szczęśliwa, że w końcu się z nimi widzi. Jednak w ostatniej chwili zdecydowała się stanąć za drzwiami.
Rozmawiali o czymś z przejęciem, starając się nie podnosić za nadto głosów.
- To nie możliwe - powiedział Pan Desmond wyraźnie roztrzęsiony.
- Król Helios też nie mógł uwierzyć. - Aaron starał się mówić spokojnie, ale dało się wyczuć, że tłumił gniew.
- Ale jak? Rozumiem, że był z królewskiego rodu, ale coś takiego... Taką siłę posiada tylko Słońce. Tylko on. Nikt poza nim. Niby jak miałby...? To nie możliwe.
- Albo ta jego ściema z wygnaniem. Jakim wygnaniem tak w ogóle?! On nigdy nie został wygnany! - Aaron podniósł się gwałtownie i zaczął chodzić w kółko po pokoju - Sam chciał zejść na ziemie. Chciał ją poznać i zabrać ze sobą. Przez swoją głupotę naraził jej życie, a teraz sam... Kretyn!
- Aaron o czym ty mówisz? - Pan Desmond wyglądał na nieco zagubionego, a Idea z każdym jego słowem robiła się coraz bledsza.
- Kastiel nigdy nie został wygnany z nieboskłonu, nigdy nie przydzielono mu misji znalezienia tych wszystkich Łez. Przybył na ziemie z własnej woli. Chciał poznać swoją własną Łzę. I poznał. Dlatego musieli jej wymazać pamięć, żeby nie musiała pamiętać, że go kiedykolwiek spotkała. Żebyś widział minę Heliosa gdy oznajmiał, że może stracić wszystkie wspomnienia. Jego to bawiło. Dopiero gdy Feliks prawie się rozkleił trochę spuścił z tonu i powiedział, że wszystko powinno być dobrze. Amnezja może obejmować parę tygodni wstecz. Pieprzony sadysta. - mówił coraz bardziej nabuzowany.
- To znaczy że... Nie... że Idea jest...? Aaron , tak się nie da, człowiek nie może...
- IDEA JEST ŁZĄ KASTIELA. - wydarł się tracą nad sobą panowanie - A ten idiota ratując ją, oddał jej część swojej duszy, którą i tak już wcześniej miała.
Idea nie wierząc w to co słyszy postawiła parę kroków do tyłu.
Zrobiło jej się trochę niedobrze.
Z każdym krokiem była bliżej drzwi wyjściowych, a dalej zaplecza. Już miała szybko odwrócić się i wyjść, gdy natrafiła na pewną przeszkodę.
Przeszkodę w postaci Feliksa.
- Nie ładnie tak podsłuchiwać - powiedział z nieciekawą miną.