poniedziałek, 24 września 2012

Gwiezdne Łzy 9

 Jeeeeest notka!!!!!!!
  Przepraszam za wszelkie błędy, ale pisałam na biegu. 
Wpis krótki ale treściwy :P
Dziękuję Yuki za wsparcie psychiczne... :3
A no i mojemu pierwszemu wielbicielowi.
Enjoy :3

 ***
Gdy dotarli do jej mieszkania słońce chyliło się już ku zachodowi.
- Nie ma go tu - stwierdził Aaron sprawdzając korytarz. - naprawdę nie wiesz gdzie może być?
Spojrzała na niego jak na idiotę. 
- Pytasz serio, czy sobie jaja robisz? Wiesz, wywalając go z domu nie myślałam o tym gdzie się bidulek podzieje tylko żeby jak najszybciej spadał.
- Nieźle ci musiał zajść za skórę, w sumie to co takiego zrobił?
Odpowiedzi nie było. 
Rozejrzeli się jeszcze trochę po klatce i wyszli na podwórko. 
Przeszukali praktycznie każdy kąt. 
I nic.
- No błagam was, ludzie, jak można zgubić dorosłego chłopa? - zaskomlał Aaron, przeszukując po raz dziesiąty te same krzaki.
"W takim tempie nigdy go nie znajdziemy. 
Aaale jestem zmęczona... 
...
Jakie piękne niebo."
- Zaraz wracam - rzuciła tylko do Aarona, i ruszyła w kierunku komórek. Słońce już zaszło, ale nadal było jasno. Niebo mieniło się odcieniami pomarańczy i fioletu.  Idea weszła po drzewie, stanęła na dachu i zamarła. Na środku, najzwyczajniej w świecie leżał Kastiel. Leżał i patrzył się w niebo.
- Długo masz zamiar tam jeszcze stać?  - Idea wyrwana z zamyślenia, podskoczyła lekko z przestrachu, przez co zachwiała się lekko i zanim się obejrzała, spadała w dół. Znikąd pojawiła się ręka Kastiela, która chwyciła ją za dłoń i wciągnęła na dach. 
- Jeeny nic ci nie jest? - wyciągnął rękę ku niej, ale odtrąciła ją zanim zdążył jej dotknąć.
- Nie, wszystko w porządku. - wycedziła przez zęby.
- Długo nad tym myślałem i chciałbym cię przepro..
- Nawet nie zaczynaj, bo nie chce tego słuchać. Kurwa jeżeli tak bardzo chciałeś mnie doprowadzić do łez to trzeba mi było zajebać w mordę! Chuj cię obchodziło czy ci wierzę, chodziło ci tylko o to żebym zryczała się jak dziecko! Aktor z ciebie świetny, zrobiłbyś karierę, nie ma co!
- Skąd ty to..?
- Wróżka mi powiedziała, Wasza Wysokość. O tym też mi nie powiedziałeś! Brat Króla Heliosa! Pieprzony książę!  Z głowy ci wypadło, że jesteś członkiem rodziny królewskiej?! 
Oczy Kastiela zapłonęły gniewem
- Kto ci o tym wszystkim powiedział! - zapytał grobowym tonem - Kto?!
- Wyobraź sobie, że wypadło mi z głowy, ta jak i tobie te parę DROBNYCH szczególików. A nawet jeśli bym sobie przypomniała, to co byś zrobił tej osobie? Co byś zrobił gwieździe której wybrańcem zostałam parę godzin temu? Nic.
Kastiel zamarł na chwilę. Wpatrywał się w nią z osłupieniem.
- Jak to, zostałaś jej wybrańcem parę godzin temu? To nie możliwe, jesteś moim wybrańcem. Dusza jednego człowieka nie może zszyć się z dwiema innymi.
 - Czyżby? Stoi przed tobą żywy dowód.
- To jest  NIEMOŻLIWE, rozumiesz? To za dużo, dwie dusze to za dużo.
- Tylko dwie? No co ty, ja jestem wybrańcem TRZECH gwiazd. Ogarniasz? Bo ja nie.
- To wcale nie jest śmieszne.
- A cz ja się śmieję? Czy ja wyglądam jakby mi się zbierało na śmiech? Hmm? Myślisz, że mi się to wszystko podoba? Że jestem wybrańcem pieprzonego księcia, bibliotekarza i damskiego boksera, myślisz, że będę skakała z radości? Co ty sobie w ogóle myślałeś, co? Ja nie mam nic do powiedzenia w tej kwestii? Czy chce być tym jebanym wybrańcem, czy nie? Czy chce cię widzieć kiedykolwiek jeszcze na oczy, czy nie? A tak nawiasem mówiąc mogłeś mi powiedzieć, wiesz? Albo przynajmniej załatwić to jakoś inaczej - zmierzyła go uważnie wzrokiem. Stał ze spuszczoną głową. Nic nie powiedział. Nawet na nią nie spojrzał. Tylko stał. - Mam dość - czuła się tak zrezygnowana, zła i.. i... ohhh była wściekła! 
Odwróciła się, podeszła do krawędzi dachu. Już miała schodzić gdy... gdy poczuła jak czyjeś ręce oplatają się wokół niej. Kasteil stał za nią, obejmując ją.
- Co ty..? - tylko tyle zdążyła wykrztusić, bo po chwili poczuła falę przeszywającego smutku. Wypełniał ją cała i przez moment wydawało jej się, że nie istnieje na świecie inne uczucie.
"Co jest?"
- Przepraszam - usłyszała szept - naprawdę przepraszam, ja...
- IDEA! - dobiegło ich z dołu - Gdzie jesteś?!
Teraz poczuła strach.
"Co się dzieje!?"
Te dwa uczucia całkowicie ja sparaliżowały. Nie mogła się ruszyć, nie mogła nic powiedzieć. Jedyne o czym myślała to żeby to się wreszcie skończyło. 
Zaraz usłyszała jak Aaron wspina się na dach. Chwilę potem stał już przed nimi. Spojrzał na nich i stanął jak wryty.
- Słyszałem jak krzyczałaś, więc pomyślałem że coś jest nie tak, ale jak widzę wszystko jest w jak najlepszym porządku. - zaśmiał się trochę nerwowo, zerkając ukradkiem na Kastiela.
Smutek nie ustępował, strach się nasilił i pojawiło się coś jeszcze, coś na kształt złości.
Nogi się pod nią ugięły i gdyby nie to, że Kastiel ją przytrzymał to pewnym trafem runęłaby jak długa. 
Pomogli jej usiąść. 
Coś do niej mówili, ale słyszała ich jak gdyby przez grubą szybę.
Strach się wzmocnił, cała drżała teraz już z przerażenia. 
Nie wiedział czego się boi. Po prostu to czuła i nie mogła się tego pozbyć.
Świat się rozmazał. 
Poczuła przyjemne ciepło. 
A potem już tylko ciemność
Najważniejsze było to, że strach i smutek wreszcie zniknęły..

poniedziałek, 17 września 2012

Gwiezdne Łzy 8

 Dobra.. 
Dzisiaj będzie moja pierwsza dedykacja...
 O.O
A więc ten wpis dedykuje mojej Yuki,
 dałaś radę i przeczytałaś! 
Oby tak dalej!
A dla pozostałych którzy czytają tego blooga, nowy wpisik i 
Enjoy
:3
 ***
- Książę?! Co do ch... - tu urwała, bo poczuła na sobie palące spojrzenie bibliotekarza - to znaczy... o co tu chodzi?
- Zaraz wszystko ci wytłumaczymy, obiecuje, ale najpierw, czy płakałaś może przez niego? - nastała cisza. Idee aż wmurowało.
- Skąd? Skąd ty..?
- Całe szczęście - całe powietrze z nich uszło, tak jakby to była super wiadomość, ale.... PRZECIEŻ NIE BYŁA!!! - A właśnie, dziadku, to o nią ci chodziło? Inaczej byś mi jej nie przedstawiał.
Pan Desmond uśmiechnął się podejrzanie... Coś jej się nie podobało w tym uśmiechu.
Po tych słowach Aaron poskoczył parę razy w miejscu, a następnie z całą swoją siła naskoczył na stopę Idei. Łzy stanęły jej w oczach i zaczęły spływać po policzkach. Nie czekała jednak na wyjaśnienia. Od razy zamachnęła się i strzeliła mu prawym sierpowym prosto w twarz. Aaron zachwiał się, a zaraz potem padł jak długi zakrywając twarz rękoma.
- Zdajesz sobie KURWA sprawę z tego jak to boli?! - wydarła się na niego, chciała go dobić paroma kopniakami między żebra, ale skończyło się na przeciągłym jęku... 
- Życie ci nie miłe, czy co? Wrogów szukasz? - darła się rozmasowując nogę - jesteś jakiś psychiczny czy co?  Cholera jeszcze ręka mi spuchnie... No pięknie kurwa... Co ci strzeliło do łba idioto?!
- Co tam twoja ręka! Spójrz na moją twarz! - zaskomlał przeglądając się w witrynie biblioteki - jak ja się teraz ludziom pokaże!? Taka śliwa pod okiem, masakra. 
- Podejdź bliżej to ci poprawie z drugiej strony! Sama bym podeszła, ale wyobraź sobie, że NIE MOGĘ!
- Ideo, uspokój się - powiedział Pan Desmond - Gwiazda musi sprawić aby wybrana przez nią osoba uroniła choćby jedną łzę. To taki jakby wybraniec. Gwiazda musi sobie takiego znaleźć w przeciągu stu lat od przybycia na ziemię. A musisz wiedzieć, że to bardzo niewiele czasu na znalezienie odpowiedniego człowieka. - tłumaczył pomagając jej wstać z podłogi - Przeze mnie też płakałaś, pamiętasz? Drugi dzień po otwarciu biblioteki. Przewróciłaś się między regałami, znaczy ja podłożyłem ci nogę - "Uśmiechnął się. No nie... on się uśmiechnął!"
- To był Pan?!  Miałam wtedy obitą całą twarz! Ciotka chciała jechać na policje i zgłaszać pobicie!
- Tak trzeba, po prostu.
- Ale po co?! Dlaczego?! Dlaczego to muszą być akurat łzy? Dlaczego nie, no nie wiem uśmiech albo cokolwiek innego.

- Tak zszywamy się z twoją duszą. Inaczej zgaślibyśmy na ziemi, a to jest gorsze od czegokolwiek innego.
- Ogarniam, ale nie zmienia to faktu, że robicie to BEZ MOJEJ ZGODY! Tak sobie po prostu idziecie ulicą wybieracie: A może ta? Niee ma za krótkie nogi.. A ta? eee... Nieładne włosy.
- Hahaha nie to nie tak, wybieramy osoby wyjątkowe, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak niewielu wybrańców jest na ziemi. A ty jesteś jednym z nich! Więcej, jesteś wybrańcem samego Księcia Kastiela! Coż za zaszczyt!
- Dupa a nie zaszczyt - mruknęła pod nosem - Nie macie jakichś przyjemniejszych sposobów na zszycie się z kimś?! Płacz, łzy! Co za idiota to wymyślał?!
- W sumie słyszałem o takim jednym sposobie, ale w twoim przypadku na pewno by nie przeszedł - odpowiedział po chwili Pan Desmond.
- A chodzi o? - "pff.. nie przeszedł...a co to ja jestem jakaś ułomna?"
- Pocałunek - odrzekł Aaron uśmiechając się zniewalająco. [Tak jakby zniewalająco mogłoby być słowem, które w pełni oddaje to co sobie wyobraziłam xD ]
-  ahh... - cholera, ten chłopak... - ekhem... A jeżeli ja nie chcę mieć z tym cieciem nic wspólnego - widząc pytające spojrzenie Aarona dodała - nie chodzi o ciebie, tylko o tego drugiego. A co jeśli ja nie chce go już więcej widzieć na oczy? Hmm? Co wtedy?
- To tak jakby nie jest możliwe, teraz ty jesteś częścią jego, a on ciebie. Ty płaczesz, on o tym wie. Śmiejesz się a i on jest weselszy. Rozumiesz?
- No ale ja nie chce!
- Po prostu to zaakceptuj. - westchnął Pan Desmond - To oznacza tylko tyle, że jesteś wyjątkowa. Gwiazda zanim się z kimś zszyje długo tę osobę obserwuję. Ma na nią oko i czuwa nad nią. To taki anioł stróż. A ty masz ich już trzech.
- Co za dużo to nie zdrowo - zamarudziła.
- Dziewczyno ty to masz cios, trenowałaś coś? - zapytał Aaron.
- Tak obijanie mord zboczeńcom i innym takim w mojej bramie.
- Oh..
- Ideo, wracaj do domu, książę może tam na ciebie czekać.
- Dobrze, pójdę ale jeżeli go spotkam, i będzie chciał się do mnie odezwać, choćby słowem to tak mu wpier... - spojrzała na bibliotekarza - Czy zdaje sobie Pan sprawę z tego, jak irytującym potrafi Pan być?
- Tak, zdaję i chwała mi za to. - uśmiechnął się szeroko - Aaronie pójdziesz z nią.
- Nie potrzebuję niańki. - żachnęła się.
- Ty może nie, z księciem może być gorzej, szczególnie jeżeli ty będziesz w pobliżu.
Chwilę potem byli już w drodze do jej domu. Szli w absolutnej ciszy. Idea kulała, ale starała się nie pokazywać jak bardzo bolała ją noga. Po prostu trochę kuśtykała.
- Przepraszam - usłyszała - Naprawdę przepraszam. - Szedł ze spuszczoną głową.- Nie chciałem żeby bardzo bolało. Przepraszam. - Nie patrzył je w oczy.
- Żałujesz? Że to ja?
- Nie.
- To nie przepraszaj. Nie przepraszaj za coś czego nie żałujesz, bo to nie ma sensu. I jak do mnie mówisz, to mów do cholery do mnie, a nie do chodnika czy butów. Ogarniasz?
Uniósł głowę i spojrzał na nią zaskoczony. Uśmiechnął się i powiedział: 
- Nie, na 100% nie żałuję.

poniedziałek, 10 września 2012

Gwiezdne Łzy 7

 Taaaaaaak!!!
Moje natchnienie powrócił!
Jeeeny jakie to był straszne rozstawać się z nim na tak długo...
Tak czy siak jest wpis. a jak jest wpis to znaczy że jest dobrze. A jak jest dobrze to ja jestem happy i jest super.
no to Enjoy
:3
 ***
- Jeżeli to żart, to wyjątkowo nie śmieszny - powiedziała Idea spoglądając to na bibliotekarza to na Aarona.
- Biorąc pod uwagę to, że sama doszłaś do wniosku, że jesteśmy gwiazdami to ty powinnaś żartować sobie z nas.- Pan Desmond był irytująco podekscytowany, szczerzył się jak głupi i nerwowo gestykulował - Od zawsze wiedziałem, że jesteś wyjątkowa. Ideo jestem skłonny powiedzieć, że jesteś jednym człowiekiem na ziemi, który potrafi zobaczyć to znamię. Fascynujące! Człowiek potrafiący rozpoznać gwiazdę! Ideo jesteś fenomenem w dziedzinie naszej nauki! Gdyby tylko Instytut Galaktyczny sie o tobie dowiedział...
-... to zostałaby królikiem doświadczalnym, a następnie eksponatem w muzeum - dokończył Aaron uśmiechając się przy tym złośliwie do dziadka.
- W sumie racja.
"Czy on się zasmucił?! Wolałby mnie oglądać jako figurkę na wystawie?! Zajebiście... Po prostu zajebiście"
- Ale co wy tu robicie? W sensie jak? To znaczy dlaczego?... mam na myśli, no w sensie że...-"Jąkam się... jak niedorozwinięta. Pięknie, genialnie można by rzec. Robię z siebie idiotkę"- No wiecie o co mi chodzi!! - wybuchła w końcu, widząc jak Aaron i bibliotekarz coraz szerzej się uśmiechają.
- Tak wiemy - parsknął cicho chłopak - No więc dziadka wygnali parę wieków temu, za pewne nieporozumienie. Natomiast mnie stosunkowo niedawno, za adorowanie pewnej kobiety.
- Za wychwalanie kobiety? A to źle? U was to kobiety zabiegają o facetów? Nie, nawet jeśli, to chyba nie wygnaliby cie z królestwa za parę drobnych komplementów. Dziwnie tam u was...
- Źle wszystko zrozumiałaś. Nie za komplementowanie kobiety Gwiazdy, a za wychwalanie kobiety, w sensie że człowieka.
- A to niedobrze ponieważ...?
- Ponieważ gwiazdy nie mogą. Znaczy nie może nam się podobać ktoś z ziemi. Znaczy... dziadku, wytłumacz to jej - spojrzał na niego błagalnym wzrokiem.
- Bycie gwiazdą jest wynagrodzeniem za cierpienia przeżyte za życia na ziemi. Jest to inne, lepsze życie, dlatego musi być ono idealne. Nie ma w nim miejsca na bunty, niedociągnięcia. Wszystko co wychodzi poza prawo jest po prostu usuwane. Jednym z paw jest to, że gwiazda nie może pożądać niczego co ziemskie, bo to kraina bólu, cierpienia i zła. Bardzo rzadko, ale jednak, zdarzają się gwiazdy, którym do ziemi lub do jakiegoś człowieka tęskno. Jeśli gwiazda przejawia jakiekolwiek zainteresowanie ziemią, zostaje przeprowadzone w jej sprawie wnikliwe śledztwo. Jego wyniki zostają odesłane do sądu najwyższego, tam natomiast decydują, czy gwiazda zasługuje na banicje czy tylko na upomnienie. Temu tu, ostałoby się na upomnieniu gdyby nie to iż dzień przed osądzeniem go wyszedł na ulice i zaczął wyśpiewywać serenady o kobiecie piękniejszej niż wszystkie Komety i Panna Luna razem wzięte. O jej niezmierzonym pięknie i inteligencji i o tych wszystkich innych idiotyzmach, o których zakochani głupcy potrafią gadać godzinami.
Idea przeniosła wzrok na Aarona.
- To chyba dobrze, że zesłali cie na ziemię. możesz się z nią spotkać, porozmawiać, rozkochać w sobie i takie tam, nie wiem o tym za wiele. To nie moje klimaty - zaśmiała się.
- Rozkochać w sobie hmm? - uśmiechnął się smutno pod nosem - tylko widzisz ona ma teraz 58 lat, męża i dzieci a możliwe że i wnuki.
- Ale powiedziałeś że zostałeś wygnany stosunkowo niedawno - Idea zmarszczyła brwi.
- 40 lat dla gwiazdy to jak 4 lata dla ciebie, ale nie w przeliczeniu a w odczuciu. Dobra inaczej, ile mam lat? Na ile wyglądam?
- 18? 19?
Aaron uśmiechnął się triumfalnie.
- Na tyle się właśnie czuję, i na tyle wyglądam, ale mam nieco więcej, nadążasz? Nie? W takim razie przedstawię ci się tak jak przedstawiałem się w królestwie - tu delikatnie ujął jej dłoń i zgiął się w niskim ukłonie - mam przyjemność przedstawić się Panience jako Aaron z konstelacji ósmej, galaktyka pierwsza. Odrodzony 783 lata temu. - ucałował ją w dłoń po czym wyprostował się, przejechał ręką po włosach i uśmiechnął się czarująco - Kurde chyba wyszedłem z wprawy, kiedyś dziewczyny mdlały po czymś takim. Serio, nie przechwalam się.
"No nie dziwię im się, Kurdę czy tylko mi zrobiło się gorąco? Mogę się założyć, że jestem cała czerwona. Zaraz będzie gorzej, bo pewnie zacznę się jąkać... o taaak ".
- N-N-N- Ekhem- niewątpliwie. - zawiesiła się na chwilę - moment, powiedziałeś 783 lata temu? O kur...
- Słucham ? -zapytał Pan Desmond z wyrzutem.
- Przepraszam, to z zaskoczenia -powiedziała zakrywając sobie usta - naprawdę przepraszam.
- Miarkuj się, młoda damo - skarcił ją - rozumiem, że jesteś nieco zdezorientowana, ale zważaj na swe słowa.
- Bardzo pana przepraszam - powiedziała szturchając Aarona, który dławił się ze śmiechu- naprawdę mi przykro. To.. się.. więcej.. nie.. powtórzy. - w każdej z przerw bezlitośnie dźgała Aarona w bok.
- No, tak ma być. A skoro wszystko z naszej strony jest już jasne, poprosimy ciebie o to samo.
- ..? To znaczy?
- Widziałaś już trzy gwiazdy. Ja i Aaron to dwie. W takim razie kim jest trzecia osoba? - obydwoje wpatrywali się w nią z napięciem.
- Nie wiem z której jest konstelacji, ani z jakiej galaktyki czy ile ma lat. Wiem tylko jak ma na imię. A i to nie jest pewne u takiej gnidy.
- Coś się stało?
- Ten... Ten niesamowicie irytujący, nietaktowny i pozbawiony jakiegokolwiek wyczucia idiota, najgłupszy ze wszystkich facetów jakich przyszło mi spotkać, a musicie wiedzieć, że to nie byle lada obelga ponieważ mieszkam na Bałutach, gdzie ludzie inteligencją nie grzeszą - złapała oddech. - na imię miał Kastiel.
- Dziadku, Kastiel? Skąd znam to imię? To... - spojrzał na bibliotekarza - nieee.. nie może być. A jeżeli? Dziadku?
- Ideo, opisz nam go najdokładniej jak tylko możesz - Pan Desmond był cały blady, jakby zobaczył ducha.
- Wysoki. Ciemne, długie włosy. Zielone oczy, pełne usta.
- To on. - wyszeptał Pan Desmond teraz już biały jak kreda.
- Kto?
- ON - powiedział Aaron - Książę Kastiel, brat Króla Heliosa.
- Ah... książę. Książę!?
"No tak... wyjebałam z domu księcia...
Mój geniusz czasem po prostu idzie na spacer zostawiając mnie sam na sam z głupotą...
KSIĄŻĘ...
Kurwa"