niedziela, 6 lipca 2014

Książe 10. Pytanie, na które nie zna jeszcze odpowiedzi.

 Ugh jestem!
Ahh dupa z tych moich planów (nie pokazuje palcem, ale ktoś wykrakał).
No więc Książe i dajcie znać, czy jest okej, bo się trochę boje.
Nie wiem dlaczego, jakoś tak...
Nom.
To już.
Czytojcie :3
 ~~~
Poranek nastał zdecydowanie za szybko. Dźwięk ćwierkających radośnie ptaków i promienie słońca wpadające przez okna przypominały, że pora na wstanie zbliża się wielkimi krokami.
Kon nie chciał wstawać. Bardzo nie chciał się budzić i rozmawiać o tym co tu wczoraj zaszło.
Mógł udawać, że śpi i czekać aż Książe się obudzi i pójdzie się ubrać, czy umyć, wtedy cicho wyślizgnąć się z komnaty i unikać odpowiedzialności za to co wczoraj zrobił i powiedział.
Mógłby, ale nie może, bo Irmel już nie śpi. Nie spał całą noc. Nie przespał nawet minuty głaszcząc i szepcząc coś co mogłoby go uspokoić. Nawet teraz jest przy nim i sprawdza czy wszystko w porządku.
A to nie tak powinno być. Zupełnie nie tak. Powinien go zaniedbywać. Coraz częściej zapominać o tym by spędzić z nim trochę czasu. Otwarcie traktować go jak każdego innego sługę. Wbijać coraz to bardziej bolesne noże, prosto w serce. Powinien dawać mu powody do pochowania jego uczuć ostatecznie i bezpowrotnie. Zamiast tego robi wszystko, świadomie lub nie, żeby mu to utrudnić.
Chłodne, długie palce delikatnie przemknęły przez jego policzek.
- Kon? Śpisz? - usłyszał nad sobą ten sam ciepły głos, który koił jego nerwy przez całą noc.
- Nie - powiedział cicho. Nie było sensu tego odkładać i udawać, że jest inaczej, ale świadomość ta w niczym nie pomagała. Objęcia Księcia przybrały na sile, tworząc żelazny uścisk.
- Pogadamy? - I choć brzmiało to jak pytanie, to Kon doskonale wiedział, że nim nie jest. - O co wczoraj chodziło?
- Majaczyłem? - spróbował i poczuł jak kciuk Księcia boleśnie wbija mu się w plecy.
- Kon...- Irmel zaczął ostrzegawczym tonem.
Wziął głęboki oddech.
I co teraz?
Co mu powie?
Bo tak w sumie to Cię kocham, a ty wziąłeś ślub, więc moje nadzieje na cokolwiek zostały brutalnie zmiażdżone. Także nie wytrzymałem i wpadłem w małą histerię.
. . .
Nie, to byłby koszmar. W połowie byłby równie czerwony jak jego włosy, a pod koniec ledwo oddychałby z zażenowania.
- Więc..? - poganianie Irmela wcale nie pomagało, a jak można się łatwo domyślić, tylko pogarszało sprawę.
- Ja...miałem naprawdę zły dzień i musiałem... musiałem się na kimś wyżyć. - wyrzucił z siebie i podziękował w duchu za to, że Książe nie mógł zobaczyć jego twarzy.
Cisza, która zapanowała w pomieszczenie przyprawiała go o natłok myśli.
Nie skłamał. Powiedział prawdę. Nie całą, ale wciąż prawdę. Nic nie może sobie zarzucić.
- To wszystko? - zapytał cicho.
Kon nie odpowiadając pokiwał głową.
- Na pewno?
Zawahał się przez chwilę. Nie chce powtarzać tego jeszcze raz. Nagle rozległo się pukanie drzwi i nie czkając na odpowiedź do środka wpadł zdyszany Agni. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech. Ani śladu po podpuchniętych i zmęczonych oczach. Tryskał radością i energią i wreszcie wyglądał na wypoczętego.
- Ah Kon! - powiedział prostując się i uśmiechając jeszcze szerzej - Szukam Cię po całej posiadłości. Potrzebujemy pomocy przy sprzątaniu. - przeniósł wzrok z czerwonej czupryny na twarz Irmela i jego uśmiech nieco pobladł, tylko odrobinę - Panie, jesteś głodny? Mam przygotować śniadanie?
- Tak, każ przynieść wszystko tutaj. Nie chce schodzić na dół i przyglądać się zapijaczonym mordom.
- Oczywiście. Zaraz kogoś przyślę. - powiedział kłaniając się nisko i ruszając w kierunku drzwi - Kon, idziesz?
- Irmel... Nie mogę się ruszyć - powiedział cicho, na dowód starając się podnieść i ponosząc sromotną porażkę w walce z żelaznym uściskiem Księcia.
- Ah - wymsknęło mu się po czy odchrząknął i rozluźnił objęcia. Kon korzystając z okazji praktycznie wystrzelił spod kołdry, stając obok Agniego. Zerknął kątem oka na Księcia.
Spoglądał w bok, starając się ukryć zażenowanie. Jego zazwyczaj chłodne i opanowane oblicze pokrywał teraz odcień jasnego różu, ściągnięte brwi pokazywały, że głęboko nad czymś myśli.
- Chodźmy - usłyszał ściszony głos Agniego i wyszli z komnaty zostawiając Irmela sam na sam z myślami.
Szli przez chwilę w ciszy. Mijali rzędy drzwi i obrazów nie odzywając się aż w końcu Agni wystrzelił ni z tego ni z owego.
- Pogodziłem się z Sebastianem ! To znaczy jesteśmy.... jakby razem i... to znaczy ja i on i tak... On mnie też, ale.. tylko nie wiedział... i do póki ja mu nie powiedziałem i no.... Nie zdawał sobie sprawy i... hmm to całkiem zabawne jak o tym teraz pomyślę - mówił szybko, zbyt chaotycznie by cokolwiek można było z tego zrozumieć.
- Agni, ja wiem - Kon uśmiechnął się na tyle na ile był w stanie.
Białowłosy zatrzymał się na chwilę i uniósł brwi w zdziwieniu.
- Skąd? - zapytał z niekrytym zaskoczeniem.
- Po pierwsze cały aż bijesz rozradowaniem, trudno nie zauważyć, że jesteś w świetnym humorze. Po drugie... powiedzmy, że mam swoje sposoby.
- Chce wiedzieć co to znaczy?
- Nie, raczej nie - powiedział i po chwili obaj znów szli w ciszy w kierunku schodów.
- Ummm...Kon, ale to nie tak, że słyszałeś coś z pokoju... prawda? - zapytał przybierając kolor głębokiej czerwieni.
- Nie - zaśmiał się lekko - Ale domyślam się, że było czego słuchać - dodał omal nie przyprawiając Agniego o palpitację. Lokaj odchrząknął z zażenowania i znów zapadła cisza, podczas gdy wkroczyli na główny korytarz pierwszego piętra.
- Kon, to może być nie moja sprawa, ale... Czy między Tobą a Księciem jest... coś? - zapytał gdy znów byli na schodach, tym razem prowadzących na parter.
Tak, Vivien - pomyślał z goryczą, lecz zamiast tego zapytał z dobrze skrywaną złością:
- Skąd takie pytanie?
- No wiesz, zawsze gdy Cie nie ma, jesteś u niego. Najczęściej leżycie razem w łóżku i rozmawiacie lub po prostu się...ekhem przytulacie. Zawsze jest przy tobie taki spokojny, rozluźniony. Jakby trochę cieplejszy. A teraz, przed chwilą, Książe się rumienił i jestem pewien, że to właśnie z twojego powodu. Do tego wiesz, lubisz go i uważasz, że jest piękny.. Nie patrz tak, teraz Cię zacytowałem, to twoje słowa. No i on też ma do Ciebie słabość, więc... tak sobie pomyślałem, że może... - nie widząc jak dokończyć, po prostu wzruszył ramionami.
- Nic nie ma - powiedział patrząc przed siebie bez wyrazu - Śpimy razem, bo ze mną jest w stanie usnąć. A nawet gdyby coś miało być, to trochę nie możliwe, prawda? Jestem jego służbą, a on moim właścicielem. Nie zakochujesz się w pralce czy zlewie, bo dobrze pracują. Poza tym Pani Vivien...
jest jego żoną. - dokończył w myślach.
Gdy nie otrzymał żadnej odpowiedzi, spojrzał na Agniego i zauważył, że ten uważnie mu się przygląda.
- No co? - zapytał w końcu.
- Na pewno nic?
Patrzyli na siebie przez chwilę i pewnie dalej by to robili gdyby nie dobiegło ich wołanie z drugiego końca korytarza.
- Agni! -  białowłosy odwrócił się w tamtą stronę z szerokim uśmiechem i prawdziwie maślanymi oczami. Chwilę potem Sebastian stał wraz z nimi, niezauważalnie bliżej Agniego. - Gdzie idziecie? - zapytał, wymieniając wcale nie takie skryte, czułe spojrzenia z drugim lokajem.
- Na dół, muszę zrobić odprawę w sprawie sprzątania.
- Więc idziemy w tym samym kierunku - odpowiedział uśmiechając się równie szeroko co Agni. Szczerzyli się tak do siebie i po prostu stali w miejscu.
Zrobiło się trochę niezręcznie, bo minęło parę minut, a Kon stał z boku czekając aż skończą. Gdy był już pewien, że to może chwilę potrwać, zadecydował interweniować.
- Nie można było zrobić tego bardziej oczywistym - powiedział głośno, tak żeby znów byli świadomi jego obecności.
Agni z początku spojrzał na Kona z niemym zapytaniem, lecz gdy już zdał sobie sprawę do czego się odnosił, ponownie spłoną purpurą i schował twarz w dłoniach. Natomiast Sebastian dalej stał obok niego nieco skołowany.
- Słucham? - zapytał na co Kon westchnął lekko.
- On wie - Agni wymamrotał zza rąk.
Po tych dwóch słowach Sebastianowi wyraźnie zrobiło się gorąco i zaczął nerwowo zakładać swoje czarne włosy za ucho
- Oh - wydusił z siebie i wygładził nerwowym ruchem poły marynarki.
- Spokojnie. Jestem z Wami - powiedział konspiracyjnym szeptem i zaśmiał się lekko. I choć Agni już się uspokoił to Sebastian wciąż wydawał się być odrobinę spięty.
Nic więcej już nie mówiąc ruszyli do podziemi, gdzie miało odbyć się spotkanie.

~~~
Przedzielono mu wszystkie sypialnie na pierwszym piętrze. Miał je uprzątnąć z wszelkich niepożądanych substancji, co samo w sobie brzmiało dość okropnie. Pokoi było ponad piętnaście i w każdym spodziewał się czegoś "niepożądanego". Nie był więc zdziwiony, gdy po skończeniu dziesiątego pomieszczenia, na samą myśl o pięciu kolejnych robiło mu się niedobrze. Wymiociny były dosłownie wszędzie. Na podłogach, w łazienkach czasem nawet w pościelach, czy wazach na kwiaty. Inne dość niehigieniczne ludzkie wydzieliny były równie częste, zaczynając od moczu w umywalce i na lustrze umazanym spermą kończąc.
Tak się bawi szlachta. - pomyślał wyrzucając kolejne brudne prześcieradło i jeżeli to brązowe jest tym o czym myśli, to musi wziąć dziś bardzo długą kąpiel. 
Albo dwie.
Praca jest dobra. Praca pozwala nie myśleć. Teraz nie miał na to siły. Lepiej się wyłączyć i pracować. Potem wykombinuje co tu dalej z tym wszystkim zrobić, ale to potem.
W kolejnych czterech sypialniach szczerze zwątpił w ludzkość i w to, czy ludzie mają jakiekolwiek zahamowania. Komnaty wyglądały tak jakby fakt, że każda z nich ma własną łazienkę cztery razy większą od jego własnego pokoju, było łatwym do przeoczenia drobiazgiem. Natomiast jeżeli już ktoś zauważył to, że za magicznymi, dodatkowymi drzwiami w pokoju znajduje się toaleta i wanna, to najzwyczajniej w świecie zalewał wszystko wodą.
Chyba tylko przedostatnia komnata było jako tako ogarnięta. W każdym razie nie wyglądała jakby zamknięto w niej stado rozwścieczonych, dzikich zwierząt.
Jeszcze tylko jedna i może iść do siebie.
Zebrał cały "sprzęt sprzątający" składający się z paru szmat, wiadra, zapasu piasku i mydła oraz mopa i przekonany, że sypialnia jest już opuszczona wparadował do środka.
I choć zobaczył tego dnia całkiem sporo, to tego się nie spodziewał.
Na wielkim łożu pomiędzy zmiętą atłasową pościelą spała Pani Vivien, naga, wtulona w wysokiego, przystojnego, również nagiego szatyna.  Oboje spali w najlepsze podczas gdy Kon zdążył poczuć jak uginają się pod nim kolana. 
W pokoju unosił się zapach potu i perfum obojga śpiących oraz czegoś co czuł poprzednio tylko gdy pracował w zamian za nocleg w oberży. Zapach upojnych nocy klienteli w pokojach na piętrze karczmy trudno wymazać z pamięci, szczególnie gdy to właśnie ty musiałeś po nich posprzątać.
Zapach seksu był niezaprzeczalny.
Z trudem na miękkich nogach wyszedł z komnaty, cicho zamykając za sobą drzwi.
- O Boże - wyszeptał - O cholera - powiedział głośniej.
Nagle poczuł, że ktoś go może obserwować, więc szybko podniósł wzrok i rozejrzał się w panice po korytarzu. Nie było na nim nikogo oprócz niego.
Co teraz? - odpijało się echem w głowie.
Zabrał swoje rzeczy i jak najszybciej usunął się z korytarza. Zbiegając po schodach do podziemi nie mógł skupić myśli choćby na chwilę. Gdy już udało mu się odrobinę uspokoić, schował wszystko do schowka, wrócił do siebie do pokoju. Zamknął drzwi i usiadł na swoim łóżku.
Przez chwilę gapił się na swoje ręce bez absolutnie żadnych myśli. A gdy w końcu podniósł wzrok jedyne co przychodziło mu do głowy, to pytanie, na które jeszcze nie znał odpowiedzi. I chyba nie chciał jej na razie znać.
Co powinienem teraz zrobić?