niedziela, 25 listopada 2012

Jestem (No.6)

 Chciałam serdecznie zaprosić wielbicieli No.6 na mini kontumacje w moim wydaniu.
Osoby które nie oglądały anime, nie czytały mangi czy książki proszę żeby się nie zniechęcały. Wątek jest bardzo prosty do podchwycenia i nie trudno się domyślić o co w nim chodzi, ale jeżeli ktoś naprawdę będzie miał kłopoty z załapaniem to proszę pisać. W komentarzach, na priv lub na GG. Postaram się wszystko wyjaśnić.
A teraz...
Enjoy!
:3
 ***
Chłonąłem widok rozciągający się z otwartego okna mojej sypialni całym sobą. Świeżo odbudowane miasto skąpane w pomarańczowo-czerwonych odmętach zachodzącego słońca, drzewa i ich liście poruszające się leniwie na wietrze. Przyjemny wicher rozwiewał mi włosy, przypominając jednocześnie o nadchodzącej nocy. Odetchnąłem pełna piersią zatrzymując wzrok na jednym z budynków, który w sumie nie tak dawno był zaledwie kupką gruzu. A teraz, proszę bardzo, wysokiej klasy hotel. 
Pięć lat.
Właśnie tyle zajęło odbudowywanie całego No.6, zbudowanie odpowiedniej ilości domów dla mieszkańców Zachodniego Bloku i stworzenie silnej, zdrowej społeczności. Właściwie już nie No.6 a WH czyli "Wasp's Hope" (to taki mały hołd dla Elyurias i Safu)*.
Pięć lat pracy jako osobisty doradca burmistrza.
Pięć lat nieustannej harówy, która wydawać się mogło, nie miała końca.
Pięć lat starań, nieprzespanych nocy i wylanych łez po to by dotrzymać obietnicy.
Dałem z siebie wszystko i dotrzymałem słowa.
Miasto zostało odbudowane, ludzie czują się w nim bezpiecznie i czuja się grupą. Jednością. Nie ma już podziałów na to co w i poza murem, przede wszystkim dlatego że mur już nie istnieje.
I tu powinien pojawić się napis "Happy End, żył długo i szczęśliwie", ale ten napis się nie pojawi.
Nie pojawi ponieważ do szczęścia brakuje mi czegoś... a raczej kogoś.
Zastanawiam się czy On... czy On może...
Nie, na pewno nadal żyje. Nie wolno mi nawet myśleć że jest inaczej, bo przecież... obiecał. Mimowolnie uniosłem dłoń do ust i opuszkami palców przejechałem po dolnej wardze. Tamten pocałunek był przyrzeczeniem, że jeszcze się spotkamy, że to nie koniec.
Muszę być cierpliwy. Ale, czekanie wykańcza. No bo ludzie, ile można?
Nagle poczułem się strasznie zmęczony. Staniem w oknie? Czekaniem? Życiem? Nie wiem. Po prostu zmęczony. Podniosłem ciężki wzrok na ciemniejące niebo na którym z wolna pojawiały się już pierwsze gwiazdy. Wszystko się zmienia, ludzie się starzeją, umierają, rodzą się ale ono zostaje niezmiennie piękne. Westchnąłem, a zaraz potem sprzedałem sobie mentalnego kopniaka. Nie wzdychaj, durniu! On to by mnie za to zbeształ. Spojrzałem zrezygnowanym wzrokiem na zegarek. 
22:22**... 
Powstrzymam się od komentowania tej godziny. I to jeszcze teraz jak mi się na wspominki zebrało.
AAAA! Mam dość! Idę spać!
Przebrałem się w pidżamę, umyłem grzecznie ząbki i zanim się położyłem sprawdziłem czy zablokowałem system alarmowy. Każdej nocy zostawiam otwarte okno (To taki znak... dla Niego że jestem i czekam) w takich sytuacjach system zainstalowany w moim mieszkaniu jest bardzo kłopotliwy. Budzi mnie w nocy, lub sam zamyka okno a ono MUSI być otwarte.
Dobranoc.
~~~~
Budzik.
Dzwoni.
Bardzo głośno.
Zwlekłem się z łóżka wyłączyłem go a następnie wybałuszyłem oczy w istnym przerażeniu.
07:07... (ponownie nie skomentuję tej jakże osobliwej godziny, głownie ze względu na mój obecny stan psychiczny)
Późno!
Cholera spóźnię się na zebranie. Opłukałem wodą twarz, założyłem na siebie wczorajsze ciuchy. Nie prezentowały się najlepiej, to pewnie dlatego że całą noc leżały zwinięte w kłębek i rzucone gdzieś w kąt. Trudno, nic z tym już nie zrobię. Zawiązałem mizernie krawat, wyjąłem z lodówki napój energetyzujący i wybiegłem z domu zamykając go bransoletą***.
Spokojnie odetchnąć mogłem dopiero w ekobusie. Do zebrania zostało jeszcze półgodziny a ja za piętnaście minut powinienem być na miejscu.
Coś nie dawało mi spokoju. 
Kryształ pamięci z pełna dokumentacją - jest.
Krawat - jest.
Dom zamknięty - ok.
Okno - ....
Cholera. Nie włączyłem systemu. Moment... Kamery są włączone. Ufff... Gdyby ktokolwiek się włamał, zarejestrują go.
Dotarłem na czas.
Zebranie odbyło się bez zbędnych komplikacji, co nie zmienia faktu że było bardzo długie i męczące, a ja może nie wyglądam na takiego, ale naprawdę nie lubię się męczyć. Jest dopiero 17:17 (te godziny mnie prześladują -_-") a ja już jestem padnięty. Na szczęście jeszcze tylko wypełnię parę dokumentów i mogę wracać do domu. Usiadłem w moim fotelu, przy moim biurku, w moim gabinecie. O tak, bycie osobistym doradcą burmistrza oprócz obowiązków ma także parę zalet. Wypełniłem kilka papierków, potem napisałem sprawozdanie z posiedzenia. Przeciągnąłem się oznajmiając wszem i wobec że skończyłem, a następnie opadłem bezwładnie na fotel. Znacie to uczucie gdy po bardzo ciężkiej, dobrze wykonanej pracy macie ochotę skakać z radości i w ogóle jesteście tacy pełni życia? 
Tak, ja też nie.
Powieki wydawały się być jak z ołowiu.
- Tylko na chwilkę - wymruczałem do siebie będąc już jedną nogą w krainie Morfeusza.
 ~~~~
Byłem u siebie w sypialni. Rozejrzałem się. W pokoju było ciemno i tylko przez okno wpadała delikatna poświata księżyca. Przy oknie stał On, w białym świetle Luny**** wydawał się być duchem. Spojrzał na mnie z tym swoim sarkastycznym uśmieszkiem. Nie mogłem wykrztusić z siebie żadnego słowa. Pokręcił głową uśmiechając się szerzej. Wyciągnął ku mnie rękę i coś wyszeptał. Nie usłyszałem. Nie ważne. Ważne że mogę go zobaczyć. Skinął na mnie dłonią abym podszedł bliżej. Postawiłem niepewnie krok, następnie drugi by zaraz puścić się biegiem w jego stronę. Tylko go dotknąć.Tylko tego teraz chcę. Chociaż tyle. Jeszcze trochę. Już prawie. Zdążyłem tylko zobaczyć jeszcze raz jego uśmiech.
- Proszę Pana! Proszę Pana, proszę się obudzić.
Otworzyłem oczy. Stała przede mną moja urocza asystentka.
- Tak, Alicjo, przepraszam trochę mi się zdrzemło.
- Proszę iść już do domu, zaniosę za Pana akta.
- Dziękuję, w takim razie do jutra.
- Proszę Pana, widzimy się dopiero za tydzień. Od dzisiaj ma Pan wolne, pamięta Pan prawda?
- A tak, tak. Sprawdzałem tylko twoją czujność - zaśmiałem się nerwowo - Zatem do zobaczenia - powiedziałem i nie czekając na odpowiedź wybiegłem z biura.
~~~~
Wpadłem do domu jak burza. W dziwnym napięciu minąłem kuchnie i salon kierując się do sypialni. Nie zwracając uwagi na przemoczone ubranie otworzyłem z rozmachem drzwi i ujrzałem... nie właściwie nie ujrzałem nic szczególnego. Firanki powiewały lekko na wietrze wpadającym do pokoju przez otwarte okno wraz z kroplami deszczu a rozwalone części od pidżamy walały się gdzieś po kątach.
Udałem że nie czuję jak pieką mnie kąciki oczu. 
Że nie czuję zawodu czy smutku.
Że wcale nie myślałem... nie myślałem...
- Nadzieja matką głupich, hmm? - zapytałem sam siebie cudem powstrzymując łzy. - Skoro tak to dlaczego ta cholera umiera ostatnia*****?
Jak długo mam to jeszcze znosić?! 
Jak długo mam jeszcze udawać? Nie, to złe pytanie. 
Jak długo mogę jeszcze udawać?
Podszedłem chwiejnym krokiem do okna, i spojrzałem w niebo. 
Niezmiennie piękne.
- Wróć - usłyszałem swój łamiący się głos, zaledwie szept - Wróć! -  teraz już wilgotnym od łez krzykiem. Odczekałem chwilę w nadziei na jakiś odzew. Cokolwiek. Chociaż zwykłe "przymknij mordę czubie!". Najwyraźniej nawet na to nie mogłem liczyć. 
Nic.
Po prostu cisza. 
Osunąłem się powoli po ścianie krztusząc łzami. Katem oka zawadziłem o zegarek: 21:21.
Trzęsąc się spazmatycznie z zimna powtarzałem to jedno.
- Wróć - wyszeptałem po raz kolejny zakrywając twarz dłońmi.
I wtedy.
Wtedy poczułem silne ramiona oplatające się wokół mnie. Ciepły oddech owiewający moje ucho i ciche:
- Jestem.
______________________________________________
* z ang. Nadzieja Os, Elyurias i Safu to postacie które wystąpiły w mandze/anime/książce.
**  Chodziło mi tu o przesądne stwierdzenie że gdy zobaczy się podwójną godzinę (np, 22:22, 15:15 itd.) oznacza to że ktoś o tobie myśli.
***  W anime i w mandze No.6 to zaawansowane technologicznie miasto w którym wszystkie najpotrzebniejsze przedmioty (telefon, pieniądze, klucze) zawarte są w uniwersalnej dla każdego mieszkańca bransolecie.
**** Luna - księżyc
***** [...] dlaczego ta cholera umiera ostatnia? [...] - dla mało rozgarniętych wyjaśniam że jest to nawiązanie do powiedzenia "Nadzieja umiera ostatnia".



niedziela, 18 listopada 2012

Gwiezdne Łzy 13

 Nowy wpis!
Alleluja!
COŚ 
się dzieje! 
W końcu!
Enjoy!
:3


 ***
Pan Desmond wywiesił na drzwiach tabliczkę, która ogłaszała wszem i wobec "Zamknięte". Następnie zaprowadził ich na zaplecze. Idea z ciekawością rozglądała się po pokoju. Wbrew ogólnemu stwierdzeniu, że zaplecza to malutkie, niezadbane klitki to było dużym pomieszczeniem o niebieskich ścianach i granatowym suficie.  Światła dostarczało duże okno z krótką białą firanką i długimi, udrapowanymi zasłonami w odcieniu granatu. Podłoga była wyłożona ciemnymi panelami. Po środku pokoju stało duże biurko na którym leżała rozłożona mapa miasta.
Ściany zdobiły dziesiątki obrazów. Każdy przedstawiał inną konstelacje i na każdym w prawym dolnym rogu widniał tak dobrze znany Idei gryzmoł.
- Panie Desmondzie, to Pan je namalował? Te wszystkie obrazy?
- Tak. - odpowiedział zdziwiony - Po czym to wywnioskowałaś?
- Podpis. Często na mojej karcie bibliotecznej widuję takie zawijasy. - uśmiechnęła się delikatnie - Ma Pan prawdziwy talent.
- Pochodzę z gwiazdozbioru Malarza, to nic takiego.
- Czyli Aaron też jest mistrzem płótna? - zaśmiała się.
- Z tego co wiem to on nie specjalizuje się w niczym związanym z artyzmem - odparł śmiejąc się, lecz w jego głosie czuć było smutek, a może nawet zawód. - Aaron w ogóle nie lubi sztuki, woli strzyc, układać fryzury i takie tam, rozumiesz.
- Fryzjerstwo to tez pewien rodzaj sztuki. Znaczy tylko jeśli mówimy o fryzjerstwie na najwyższym poziomie, a może mi Pan wierzyć, że pański wnuczek takowy reprezentuje.- puściła oczko do Aarona na co odpowiedział niemym "Dziękuje". Jednak Pan Desmond nie wyglądał na przekonanego. Westchnął tylko kiwając głową, zaraz jednak się ożywił.
- No ale nie bez powodu mam dwóch wnuków. Feliks jest wspaniałym rysownikiem. Szkicuje odkąd nauczył się trzymać ołówek w rączkach. Ma na swoim koncie już parę porządnych prac. Jedno z jego dzieł miało być wydane, jednak z tego co wiem, nie dał pozwolenia na rozpowszechnianie.
- Ekhem.... - odchrząknął chyba lekko zażenowany Feliks - Łzy, pamiętacie? Po to tu przyszliśmy.
-  Ma racje - wtrącił Kastiel - Dowiedziałeś się czegoś?
Ideę aż wmurowało. Zwrócił się do Pana Desmonda na "ty". Na dodatek nikt nie wydawał się tym wielce przejęty, nikt nie zwrócił na to uwagi. No poza Ideą oczywiście.
"Coś mnie ominęło?"
- Niestety, niczego. To jest, prawie niczego. W jednej z ksiąg starego Eratostenesa znalazłem coś, pewnego rodzaju wskazówkę, na pewno ma związek z Łzami. Problem w tym, że nijak ją zrozumieć.
- A brzmi ona? - wyrwało się Aaronowi.
- "Tylko czerwień błękitu zdolna odnaleźć drogę, natomiast tylko szkarłat Wybrańca potrafi wskazać to do czego tęskno. Razem mogą znaleźć lub zbłądzić. Tylko to i aż tyle." Następne wersy mówią już o czymś zupełnie innym. I w żadnym z pozostałych rozdziałów nie ma niczego podobnego.
- Rzeczywiście, niezbyt pomocne. - westchnął Feliks - Co to ma niby znaczyć?
- To co usłyszałeś - powiedziała Idea - Panie Desmondzie ma Pan może jakąś igłe? Albo coś ostrego?
- Tak coś powinienem mieć - powiedział i wyszedł.
- Idea co ty...? - zapytał ze zdziwieniem Kastiel.
- Zobaczysz. - odpowiedziała z tajemniczym uśmiechem.
Po chwili Pan Desmond wrócił z maleńką igłą kosmetyczną i podał ją Idei.
- Kastiel, daj mi swoją rękę. - chłopak spojrzał na nią z przerażeniem w oczach.
- Po co ci ona? - zapytał zerkając nerwowo na igłę.
- Domyśl się - prychnęła Idea.
- Ale to jest ostre. - patrzył na nią z coraz większymi oczami.
- Mam nadzieję. - uśmiechnęła się kącikiem ust.
- No ale dlaczego to musze być ja?
- Po prostu daj mi rękę, zobaczysz nawet nie poczujesz ukłucia. Obiecuję.
Niechętnie podał jej dłoń i odwrócił wzrok żeby nie patrzeć w trakcie kłucia. Idea uśmiechnęła się pod nosem. 
"A więc boi się igieł. Ciekawe."
Nakłuła jeden z palców i nakierowała rękę tak aby znajdowała się nad mapą miasta. Kropla krwi upadała na papier.
- Tylko czerwień błękitu zdolna jest odnaleźć drogę - następnie ukłuła swój palec. Trochę czerwonej substancji spadło w tym samym miejscu co poprzednia - natomiast tylko szkarłat Wybrańca potrafi wskazać to do czego tęskno. -  punkt na mapie zaczął rozrastać się w skomplikowane wzory po całym mieście. Przypominało to trochę zawiły labirynt spiral i kół. - Razem mogą znaleźć lub zbłądzić. - Tylko w  pięciu punktach na mapie linie spotkały się ze sobą tworząc małe gwiazdki. - Tylko to i aż tyle.
- Niesamowite - wyszeptał Feliks - Jak na to wpadłaś?
 Zaśmiała się
- To nie było znowu takie trudne. - spojrzała na Kastiela, który stał z rozdziawionymi ustami i gapił się na mapę tak jakby mu właśnie pomachała.- Zamknij buzię, bo ci mucha wleci. Wracając do tematu, w tych pięciu miejscach znajdziemy Łzy, to oczywiste, pójdziemy pod podany adres i co dalej? Przeszukamy cały blok, kamienice czy.... o boże tam jest centrum handlowe - wykrzyknęła widząc gdzie znajduje się jedna z gwiazdek.- to jest niewykonalne.
- Rzeczy niemożliwe załatwiam od ręki, cuda zajmują mi tylko trochę więcej czasu - usłyszeli, i odwrócili się w kierunku wejścia do pokoju.
Stała tam długonoga piękność z rozbudowaną aparaturą oddechową [czyt. miała wielkie cycki]. Śliczne blond włosy sgające nieco za ucho okalały jej idealnie proporcjonalną twarz. Piękne usta, zgrabny nosek i duże błyszczące niebieskie oczy. Makijaż idealnie podkreślał wszystkie jej zalety. Ołówkowa spódnica zmysłowo opinała jej biodra podkreślając wcięcie w talii, a niebieska koszula podkreślała błękit jej oczu.
- Ideo, poznaj Poszukującą. Jej rodzina od pokoleń pomagają gwiazdom w znalezieniu schronienia na ziemi, wybrańca i w innych różnych sprawach. Nazywa się...
- Nala - wtrąciła Idea - Poszukująca, tak? To dlatego nie przychodziło się na nocowania, co?
- Apropo nocowań, imprez i tym podobnym, co dzisiaj robimy? Organizujesz coś w ogóle?
- Eeeeee...? O co chodzi? - Idea zapytała ze zdezorientowaniem.
- No nie.... No po prostu no nie. Dziś jest 5 lipca. - Idea zrobiła wielkie oczy - O teraz lepiej. Już coś ci świta?
- Nie mów o tym na głos. Nala, proszę nie mów.
- O czym? - Zapytał Kastiel.
- Ta-je-mni-ca - powidziała puszczając mu oczko.
Chwilę potem do biblioteki wpadło... coś.
- Ide~~~~~~~uś!!! Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
W całym pokoju rozległo się głośne plaśnięcie.
Tak, to Idea zaliczyła facepalm'a.
- Serafin, co ty tu do diabła robisz? - syknęła Nala. - miałeś czekać na zewnątrz.
- Ale siorka nooooo... Musiałem wejść, bo poczułem Idee. - powiedział i  uśmiechnął ukazując wszystkie bieluśkie zęby.
- Co? - zapytali jednocześnie Feliks i Kastiel.
- Młodszy też jest poszukującym. Ma Dar Węchu. - Wyjaśniła Nala,  głaszcząc serafina po głowie - Jest trochę jak niesforny szczeniak, ale co zrobić. Rodziny się nie wybiera.- powiedziała i zaśmiała się.
- A wiecie, Idea pachnie tak... tak... pięknie. To coś jak jaśmin i stokrotki, ale jeszcze piękniejsze. Nikt inny nie ma takiego zapachu.
- Ciekawe czym ja pachnę - powiedział Aaron i zaraz spłoną rumieńcem. Chyba wcale nie chciał tego powiedzieć na głos. - Nie, ja wcale nie.. tego..znaczy... - nie zdążył dokończyć, bo Serafin już przy nim stał i wdychał jego zapach.
- Hmm.... Coś jak... cytryna? Pomarańcz? Grejpfrut! Pachniesz jak grejpfrut.
- A ja? - wyrwało się Feliksowi.
- Emm.. Goździki, cynamon... Pachniesz jak ciastko korzenne. Ty z kolei - odwrócił się do Kastiela - pachniesz wiśniami i czekoladą, trochę jak tort wiśniowy. Na~~~~~~la~~~~~!!! Chodźmy na ciastka!
- Świetny pomysł Seraf, Idea skoro już i tak wszyscy wiedzą, że dziś jest twój dzień, to może jakoś go uczcimy?
- Ale, Łzy...Nala ja nie wiem..
- To wcale nie jest zły pomysł - wtrącił Kastiel - dziś są twoje urodziny a i tak na "łowy" wyruszylibyśmy dopiero jutro. Nic nie stoi na przeszkodzie.
- Idę do domu. - stwierdziła Idea, która stała już praktycznie przy drzwiach. - Bawcie się dobrze.
- Jak to? - zdziwił się Seraf. - Jak to Idea idzie do domu?! Nala, Idea idzie do domu! Zrób coś! - wykrzyczał pochlipując.
- Nie świętuję urodzin od 10 roku życia, i jakoś nie czuję wewnętrznej potrzeby zmieniania tego. - oznajmiła i złapała za klamkę z zamieram opuszczenia biblioteki. Nie zdążyła jednak, bo Nala pojawiła się tuż za nią, położyła delikatnie wypielęgnowaną dłoń na jej ramieniu i wyszeptała wprost do ucha:
- Posłuchaj, jeżeli nie pójdziesz z nami to każdy, dosłownie każdy w tym pokoju dowie się co o nim sądzisz. - w jej oczach pojawił się dziwny błysk - A wiedz, że dla posiadającej dar Myśli i Wspomnień odczytanie czegoś tak banalnego nie jest problemem,
-Jaaasne.... Dar Myśli, pfff. Węchu, ok, ale nie uwierzę, że potrafisz czytać w myślach.
- Nie wierzysz? No to może coś na próbę? Hmm... Kastielowi lepiej było w długich włosach, choć w tych też ci się podoba, Aaron ma śliczne oczy i powalający uśmiech, Feliks jest uroczy jak się jąka, najprzystojniejszy jest....
- Ani słowa więcej! Idziemy na ciastka! - wypaliła Idea zakrywając Nali usta dłonią.
- No i to rozumiem. - zaśmiała się wyraźnie zadowolona z takiego obrotu spraw.