piątek, 28 listopada 2014

Książe 11. Absolutny chaos

 Pozytywizm ssie, a "Lalka" to dno i nie dajcie sobie wmówić niczego innego.
Jak się domyślacie (lub nie), następne dwa rozdziały Księcia będę przedostatnim i ostatnim.
:D
Tak moi drodzy, koniec jest bliski :D
A dlaczego się cieszę?
Muahahahah, nie powiem :D
W każdym razie, rozdział z tych bardziej dołujących, ale cóż :D
:D          :D        :D
 ~~~
Niebo, którego skrawek można było zobaczyć przez lufcik w pokoju, rozlewało się ponad ziemią krwistymi falami jakby burze i ulewy poprzednich dni w ogóle nie miały miejsca. Choć mały pokoik zalewały strumienie ciepłego, powoli chowającego się za horyzontem słońca, to temperatura zdawała się sięgać zera.
Przejmujący chłód jaki mu doskwierał nie był spowodowany temperaturą pokoju, lecz tym o czym już wie i nie umie zapomnieć.
Czuł się osamotniony.
Dreszcz przebiegł po całym jego ciele.
Siedział w ciszy, trzęsąc się całkowicie zdezorientowany, lecz panika, którą czuł, powoli przeradzała się w płonący gniew.
Jak mogła?! Jak śmiała?! Zabrała go, odebrała...
Po to by zdradzić w noc, w którą przyrzekła mu wierność aż po śmierć..
Było mu się niedobrze, a zawroty głowy stawały się nie do zniesienia.
Powiedział, że ją kocha..
Do tej pory myśląc o Vivien czuł głównie zazdrość.
Bo była kobietą, bo miała prawo do Irmela, bo była jego żoną.
Teraz nie czuł wiele poza obrzydzeniem i nienawiścią.
Z gniewem przyszła też rozpacz i poczucie bezsilności.
Bo przecież Kon nigdy by go nie skrzywdził, w żaden możliwy sposób. Irmel zawsze byłby jego priorytetem... Więc dlaczego ona, a nie on?
Czy to, że nie jest kobietą ma aż tak wielkie znaczenie?
Czy w małżeństwie naprawdę chodzi tylko o płeć?
A gdzie uczucia?
Gdzie miłość?
Muszę powiedzieć... Nie... Nie prawda.
Nie mogę mu powiedzieć. Nie wolno mi.
Nieważne. Nieważne. Zapomnij. Udawaj, że nie widziałeś.
Udawaj, że nie czujesz. 
Irmel to tylko twój właściciel, a Viven jest jego żoną.
Jest też zakłamaną, zdradliwą k...
Nim zdążył dokończyć myśl w pokoju rozbrzmiało ciche pukanie do drzwi i po chwili do środka wszedł Agni.
Uśmiech na jego twarzy zastąpiło zmartwienie, gdy jego oczy spotkały wzrok Kona.
- Co się stało? - zapytał troskliwie.
- Oh nic takiego - weź się w garść - Co cię sprowadza? - zapytał szybko zmieniając temat.
- Nie posprzątałeś jednej sypialni. - zaczął, przyglądając mu się uważnie - Przyszedłem Ci o niej przypomnieć i zapytać dlaczego nie posprzątałeś jej z wszystkimi innymi... Więc?
- Ktoś w niej był. - powiedział patrząc na swoje dłonie.
Agni wydał z siebie dość speszone i niepewne "oh".
- No tak to w końcu pokój Pani Vivien. Nic dziwnego, że ją zastałeś.
- Nie była sama - powiedział cicho.
- To logiczne, w końcu wczoraj wyszła za mąż. - powiedział rozbawionym tonem.
- Agni, ona nie była tam z Irmelem. - poniósł głowę, a na twarzy Agniego dostrzegł dezorientację.
- I? - zapytał w końcu, czekając na dalsze wyjaśnienia, tak jakby sam fakt, że Kon znalazł ją w łożu z kimś innym niż z Irmelem w noc poślubną nie wystarczył.
- Co "I"? - Kon oniemiał.
- I co z tego? - białowłosy wzruszył beztrosko ramionami, na co oczy Kona rozszerzyły się w kompletnym niedowierzaniu.
 - "Co z tego?" - powtórzył, a w jego głosie słychać było oburzenie. - Spędziła noc z kimś innym - powiedział wolno, dokładnie wypowiadając każde słowo, by podkreślić ich wagę.
- No tak, z Wielmożnym Korneliuszem jak zakładam. Naprawdę nie rozumiem co w tym takiego niesamowitego.
- Wiedziałeś?! - podniósł głos do prawie krzyku.
Agni wciąż stojąc w drzwiach wyglądał na jeszcze bardziej zdezorientowanego całą sytuacją niż chwile temu.
- Wszyscy wiedzą...? - odpowiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem.
- I "wszyscy" uważają, że to normalne i w porządku ?! - zapytał z rosnącym gniewem w głosie.
- Tak..? - brwi lokaja wystrzeliły w górę - Kon co się z tobą dzieje?
- Ze mną?! Co się dzieje z ludźmi?! - odparował wściekły - Od kiedy coś takiego jest w ogóle akceptowane?
- Chodzi ci o współżycie? Kon, takie rzeczy są jak najbardziej normalne, nie sądziłem, że...
- Nie! - przerwał mu gniewnie - Nie chodzi o seks, chodzi o sam fakt, że zaraz po ślubie przespała się z tym gościem. - zacisnął pięści na co Agni mocno zmarszczył brwi.
- Moment, - powiedział unosząc dłoń - a co innego miała robić? O czym ty mówisz, Kon?
- No oszaleje zaraz! - chłopak gwałtownie poderwał się z łóżka - "O czym ja mówię"?! O czym ty mówisz?!
 Klatka Kona opadała i unosiła się szybko w przypływie gniewu. Po obu stronach trzyma mocno zaciśnięte pięści, a krwisto-czerwone loki opadły w nieładzie na jego twarz.
 Agni przyglądał mu się w skupieniu, odrobinę zaskoczony z brwiami tak bardzo ściągniętymi, że prawie się stykały.
- Kon, ty chyba nie... - nie dane było mu dokończyć, bo w tym samym momencie z korytarza dobiegł ich zdyszany krzyk.
- KON! - do pokoju wpadła Sonia.
Przytrzymała się ramy drzwi oddychając ciężko, po czym złapała się pod boki, starając się wyrównać oddech
- Za stara jestem. - powiedziała bardziej do siebie, niż do nich i otarła spocone czoło. - Kon, Książe chce cię widzieć.... Teraz. - powiedziała kładąc nacisk na ostatnie słowo.  - Oh Agni, Sebastian cię szukał.
- Dziękuję, już do niego idę - białowłosy uśmiechnął się ciepło, nieświadomie wywołując u Soni mały rumieniec. Spojrzał jeszcze raz na Kona - Jeszcze później porozmawiamy - powiedział i wraz z Sonią opuścili teraz już tonący w pogłębiającym się mroku pokój.

~~~

Nie pamiętał już ile razy, stojąc przed tymi drzwiami pragnął jedynie zawrócić do swojego pokoju, zamknąć się w nim i nie wychodzić dopóki nie nastanie kolejne stulecie.
Przystawał z nogi na nogę, trzymając klamkę w ręku lecz nie naciskając jej.
Zdenerwowanie widniejące na delikatnych rysach jego chłopięcej twarzy, nawet odrobinę nie odzwierciedlało tego co działo się w jego głowie. Strumień myśli i absolutny chaos.
Wygadam się, wygadam się, na pewno się wygadam... Nie dam rady, po prostu mu powiem... Nie, nie mogę. Wystarczy, że spojrzy na mnie tym swoim badawczo-zatroskanym wzrokiem i koniec.
Przejechał wolną dłonią po twarzy w akcie absolutnego zrezygnowania i westchnął ciężko.
Wziął głęboki oddech i wszedł do środka.
Spodziewał się zobaczyć Irmela na balkonie, lecz ku jego zaskoczeniu, zastał go na łóżku, patrzącego wyczekująco na drzwi. Gdy znalazł się w komnacie Książe wyciągnął ku niemu dłoń.
Sekundę później Kon stał przed siedzącym na łożu Irmelem, patrząc odrobinę powyżej lub poniżej jego oczu, starając się unikać skrzyżowania ich spojrzeń jak ognia.
Książe ujął obie ręce Kona w swoje własne i rysując kciukiem kojące okręgi na jego nadgarstkach, przyciągnął go jeszcze odrobinę.
 - Długo nad tym myślałem - powiedział przeszywając go wzrokiem - Kon... - czerwonowłosy słysząc powagę i napięcie przelane w jego imię, po raz pierwszy tego dnia spojrzał na Irmela.
Nie minęło wcale dużo czasu od ostatniego razu, gdy patrzył prosto w te piękne, szmaragdowe oczy. Dzień, może dwa dni temu, lecz miał wrażenie, że minęły wieki.
Wypuścił drżąco powietrze, którego nie przypominał sobie wstrzymywać. Poczuł, że całkowicie się rozpływa na myśl, że te dwa oceany zamknięte w oczach Księcia poświęcają całą swoją uwagę jemu i tylko jemu.
Niech już tak zostanie. - pomyślał w duchu najgłośniej jak tylko potrafił i wtedy Irmel przemówił cichym i nad wyraz spokojnym głosem:
-  Czy chciałbyś być wolny?

wtorek, 4 listopada 2014

Heartbeat 2

 Spoooko, niedługo (serio, postaram się) Książe.
A dziś.. taki mały zapychacz (choć muszę przyznać, że jestem bardzo emocjonalnie związana z głównym bohaterem....)
W każdym razie, będzie to nieco dłuższe opowiadanie niż sądziłam - za bardzo się wczułam - wybaczcie.
 +++
Zamykał i otwiera oczy, błagając w myślach o pobudkę. Lecz niezmiennie, za każdym razem gdy podnosił powieki widział dokładnie to samo: Kiliana odwracającego wzrok, starając się desperacko ukryć swój rumieniec.
Dlaczego? Za co? Co takiego zrobiłem w poprzednich wcieleniach, że w tym skazano mnie na kogoś takiego?
Był bliski łez, gdy Kilian wydał z siebie bliżej niezidentyfikowany dźwięk, najprawdopodobniej w celu odezwania się, jednak w tym samym momencie w szatni rozbrzmiał telefon Sugi.
Chłopak natychmiast wyciągnął komórkę z kieszeni spodni i choć dobrze wiedział kto dzwoni, to wciąż na widok nazwy kontaktu ścisnęło go w gardle. Jego twarz wykrzywił strach i nie zwracając już większej uwagi na Kiliana, odebrał tak szybko jak tylko zdołał.
- Halo?.... W szkole... Musiałem zostać dłużej...Już wracam do domu tylko,.. tylko się nie denerwuj... Dobrze? Halo...?
. . .
Stał, wciąż trzymając telefon przy uchu pomimo iż Ojczym dawno się rozłączył. Gdy zdał sobie sprawę, że powinien być już w drodze do domu zrobiło mu się zimno, a przez całe ciało przebiegł dreszcz.
Nie chce tam wracać.
- Umm.. kto to był? - usłyszał za sobą... zmartwiony głos. Nieznacznie przepełniony troską.
- Nie obchodzi cię to - powiedział cicho ze spuszczoną głową. - Nigdy nie obchodziło - dodał głośniej, tym razem wyprostowany z uniesiona głową - I nie zacznie obchodzić. To - tu wskazał na swoja wciąż lekko świecącą klatkę - niczego nie zmienia. Nie jesteś moją bratnią duszą, tylko kolejną przeszkodą. Kolejną złośliwością losu. - uśmiechnął się gorzko i choć nie płakał, to wyglądał jakby miałoby się to stać lada chwila. - To niczego między nami nie zmienia, przynajmniej z mojej strony.
Gdy skończył mówić  wziął głęboki oddech, spakował swoje rzeczy i po prostu wyszedł, zostawiając Kiliana samego sobie.
Czego ja się w ogóle spodziewałem?  
Miłości? 
Szczęścia?
. . .
Tak, dokładnie tego.
+++
Każda mijająca minuta sprawiała, że czuł się coraz bardziej beznadziejnie, coraz bardziej bezsilnie.
No i się zesrało - pomyślał z żalem, wchodząc do kamienicy, a gdy stanął przed frontowymi drzwiami swojego mieszkania miał ochotę wyć ze złości i rozczarowania.
Westchnął ciężko i pociągnął lekko nosem, po czym wszedł do środka.
W domu unosił się smród taniego piwa i wódki.
Świetnie.
Z salonu do pociemniałego przedpokoju wpadała poświata, rzucana przez zmieniające się w telewizorze obrazy. Dźwięk był ściszony do szmeru, któremu akompaniowało jedynie głośne chrapanie.
Suga zdjął z siebie kurtkę oraz buty i najciszej jak tylko mógł ruszył w kierunku swojego pokoju, który niedawno po kryjomu uzbroił w zamek
Gdy był w połowie krótkiego korytarzyka chrapanie ustało, a zamiast niego po mieszkaniu przebiegł łoskot przewracanych, pustych już butelek.
Suga poczuł jak kula lodu spada na dno jego żołądka i absolutnie wszystkie włosy na jego ciele stają dęba.
- Suga? - w mieszkaniu rozbrzmiał zapity, ochrypły głos. - Suga?! Odpowiadaj, gdy Cię wołam gnoju.
W salonie rozległo się głośnie "łup", a zraz po nim potok wymamrotanych pod nosem przekleństw.
Suga nie marnując czasu dobiegł do drzwi swojego pokoju, wyjął kluczyk z kieszeni spodni, otworzył zamek i wpadł do jedynego azylu w całym mieszkaniu. To nie był jednak jeszcze czas na odetchnięcie z ulgą.
Odwrócił się na pięcie i widząc tatę w korytarzu w panice złapał za klamkę.
- Nawet się nie waż szczeniaku - wywarczał mężczyzna zataczając się ciężko, w końcu rezygnując z samodzielnego chodu i opierając się o ścianę. - Nawet nie próbuj, bo jak Cię dorwę to Ci łapy poprzetrącam, słyszysz darmozjadzie?!
Zazwyczaj gdy tata mówił, że coś zrobi to nie wiele mu brakowało by przejść od słów do czynu. Nie czekając więcej Suga zatrzasnął drzwi, przekręcił zamek i podstawił pod drzwi krzesło - tak na wszelki wypadek.
Zaraz potem klamka brutalnie naciskana, podskakiwała w obłędzie wraz z całymi drzwiami.
- Otwórz te cholerne drzwi. Słyszysz? Wyjdź tu i bądź mężczyzną. Słyszysz co do ciebie mówię bękarcie?! -  po kolejnych minutach terroru drzwi przestały się trząść, a z ust mężczyzny za drzwiami wylały się kolejne przekleństwa.
Chwilę potem w mieszkaniu rozbrzmiały rozmowy prowadzone w powtórce jakiegoś talkshow.
Po paru długich minutach Suga puścił jak dotąd trzymane w śmiertelnym uścisku krzesło. Wyprostował się i wyrównał teraz przyspieszony oddech.
Na miękkich nogach doszedł do łóżka i zwinąwszy się na nim w kłębek, zacisnął mocno powieki po raz kolejny tego dnia zatrzymując łzy.
Już spokojnie - powtarzał sobie - Już dobrze.
Teraz...
Teraz wystarczy tylko, że znajdzie inny powód by żyć.

czwartek, 18 września 2014

Gwiezdne Łzy 25

Jestem~ z dwu dniową obsuwą, ale za to z czym!
Gwiezdne Łzy, proszę państwa~~
Jest 1:44
Jutro kartkówka z Pana Tadeusza...
Ahh życie jest piękne, nawet jeżeli jest tylko cieniem cienia 
(jak ktoś łapie o co cho, to go uwielbiam).
No to ten, dajcie znać czy jest ok~ 
Oh! Zapomniałabym!
Znalazłam ostatnio taką świetną stronę, w której mogę układać sobie własne stroje itd.
Więcccc zrobiłam takie coś...
Zresztą sami zobaczycie ^^
 ***
Pomimo zachodzącego słońca i zbliżającej się nocy uporczywy żar nie zdawał się mieć w planach zelżeć choćby odrobinę.
Idea siedziała na swojej sofie intensywnie rozważając opcje zdjęcia z siebie absolutnie wszystkiego, wejścia pod prysznic, puszczenia lodowatej wody i zostania tam już na wieczność, a przynajmniej do nadejścia zimy.
Sięgnęła do kieszeni i wyjęła małą srebrną przywieszkę.
Złote refleksy chowającego się słońca odbijały się od niej, tworząc małe świetliste fale na jej tafli i rozbrykane zajączki w całym pokoju.
W tym małym przedmiocie znajdują się czyjeś wspomnienia, ba - czyjaś dusza. Dusza osoby, której nawet jedno marzenie się nie spełniło. Która nie osiągnęła żadnego celu w swoim życiu. Dusza kogoś tak przeraźliwie nieszczęśliwego na ziemi, że jako zadośćuczynienie podarowano mu życie wśród gwiazd. Cząstka kogoś kto by być szczęśliwym musiał umrzeć.
Myśli leniwie przepływały przez jej głowę prawie przecząc logice, bo komu chciałoby się myśleć w taki upał, gdy w domu rozległo się puknie do drzwi.
Idea westchnęła ciężko i zaklęła pod nosem
- Kogo niesie do cholery? - powiedziała z trudem podnosząc się na nogi pozostawiając za sobą wygodne, wysiedziane miejsce na sofie, które już teraz zdawało się ją wołać i błagać o powrót. - Zaraz wracam - powiedziała, chyba bardziej do sofy niż do siebie, czując jak fakt, że musiała wstać, rozpala w niej iskierkę złości.
Zanim się rozdzieliły, Nala powiedziała, że zobaczą się dopiero późną nocą, każąc jej przy tym wyspać się i po prostu zostać w domu.
Problem w tym, że przy takiej temperaturze nie da się nawet oddychać, co dopiero spać. Biorąc więc pod uwagę ile Nala miała w obecnym momencie na głowie - głównie dokładne sprawdzenie map Nieba, co samo w sobie było tematem raczej trudnym do ogarnięcia - to na pewno nie ona puka po raz kolejny do drzwi Idei, przyprawiając ją o lekki ból głowy i narastającą irytację.
Więc kto?
Kto chce z wszelką cenę doprowadzić do scen mordu w ten jakże piekielnie gorący wieczór?
Ciężkimi krokami powlekła się do przedpokoju
"Przyrzekam, gdyby nie ten upał..." - pomyślała i z miną seryjnego mordercy otworzyła drzwi.
To nie tak, że spodziewał się kogoś konkretnego, bo nie, ale Feliks był jedną z tych osób, których spodziewała się najmniej.
Zdziwienie na chwilę przyćmiło jej irytację, a tym co wprawiło ją w osłupienie był miedzy innymi wygląd Feliksa, a raczej jego zmiana. Długie do pasa fioletowe włosy, teraz z czarnymi odrostami sięgały lekko za ucho.
"Pewnie robota Aarona" - przemknęło jej przez głowę.
Stał lekko przygarbiony przestępując nerwowo z nogi na nogę i choć nie stał w pełni wyprostowany wciąż przewyższał ją prawie o głowę. Duże czarne oczy zazwyczaj podpuchnięte od nadmiaru wylewanych łez patrzyły na nią ze zmęczeniem i nutą braterskiej troski.
 Zapadła między nimi dziwna cisza, podczas której Idea doszła do wniosku, że Feliks na przestrzeni ostatnich dni nie wdał się w nawet jedną bójkę, co jak na jego możliwości było całkiem sporym wyczynem. Popijawy i przesiadywanie w pub'ach do białego rana też zostały drastycznie ograniczone. "Czyli co? Jakieś plusy z całego tego zamieszania jednak istnieją? wow"
- Eeem - Feliks zmierzwił nieco tylną część swojej czupryny - Mo-Mogę wejść? - zająknął się lekko i uśmiechnął niepewnie, jakby nie wiedząc czy może pozwolić sobie na taki gest.
- No nie wiem - odpowiedziała cierpko - mogę znów stracić pamięć i obudzić się w pustym domu. Sama. Bez nikogo. Pozostawiona na pastwę wspomnień... - chciała kontynuować, ale oczy Feliksa niebezpiecznie zabłyszczały od łez.
Widząc to, po raz kolejny tego dnia ciężko westchnęła i odsunęła się na bok robiąc czarnookiemu przejście.
- Wlazł - powiedziała.
Twarz Feliksa momentalnie się rozpromieniła, choć wyraźne cienie pod oczami wciąż straszyły swoim ciemnym kolorem.
Szybkim krokiem wszedł do środka, jakby bał się, że Idea zaraz się rozmyśli i zamknie mu drzwi przed nosem. Co w sumie nie byłoby takim złym pomysłem, gdyby zamiast Feliksa stał tam ktokolwiek inny.
Tak naprawdę nie była na niego nawet odrobinę zła. Zamiast złości czuła raczej lekkie ukłucie smutku. Dobrze wie, że nie powinna mieć im niczego za złe, w szczególności nie Feliksowi.
Nie mogła sobie jednak odmówić chęci wyżycia się na kimś. Teraz gdy nie ma w pobliżu Kastiela, nie ma nikogo z kim mogłaby się przekomarzać. Nie ma też się nad kim pastwić.
"Tylko troszkę." - pomyślała.
Jest zdecydowanie za gorąco by znęcać się w pełni, ale odrobina złośliwości jeszcze nikomu nie zaszkodziła, prawda?
Zamknęła drzwi i powlekła się za Feliksem do salonu, gdzie na pełnych obrotach hałasował wiatrak, który tak naprawdę zamiast przynosić ulgę, tylko mącił gorąc powietrze.
Usiadła na swoim poprzednim miejscu. Feliks usiadł po drugiej stronie sofy i choć przestrzeń między nimi nie była mała, to Idei i tak zrobiło się odrobinę goręcej od obecności drugiego 36.6 w pobliżu.
Znów zapadła cisza, wyraźnie niekomfortowa dla Feliksa i raczej obojętna Idei.
- Ciepło dziś, nie? - powiedział w końcu.
"Feliks ty Scherlock'u" pomyślała i posłała mu spojrzenie mówiące mniej więcej to samo.
- Nie jestem w tym najlepszy, nie? - powiedział śmiejąc się nerwowo - W podtrzymywaniu rozmowy - dodał.
- No - odpowiedziała, na co zaśmiał się trochę swobodniej.
- Dobrze wiedzieć, że nadal jesteś sobą - powiedział po chwili, wciąż delikatnie się uśmiechając.
- Feliks, po co tak właściwie przyszedłeś? - zapytała wprost, bo dlaczego miałaby zrobić inaczej?
Przez chwilę siedzieli w absolutnej ciszy.
- Wiem, że planujesz tam wrócić. - powiedział ostrożnie.
- Jeżeli jesteś tu, żeby przekonać mnie...
- Nie! - przerwał jej w pół zdania - Nie chce Cię do niczego zniechęcać, poza tym jestem pewien, że i tak bym poległ. Ja... - odwrócił się powoli, tak by siedzieć twarzą do Idei i po raz pierwszy tego wieczoru spojrzał jej w oczy - Chcę pomóc - powiedział z powagą i pewnego rodzaju stanowczością. - Chcę iść z tobą.
Idea po prostu siedziała porażona zdecydowaniem w jego głosie.
- Nie mam dwóch Łez - powiedziała z rezerwą, niepewna czy dobrze robi, mówiąc, że w ogóle jakąś ma.
Feliks jakby czekając na takie stwierdzenie, wyjął z kieszeni spodni mały, stary zegarek.
- Mam swoją.
- Skąd? - wydusiła, patrząc z mieszaniną zdziwienia i podziwu.
- Użyłem tej samej mapy co poprzednio, tyle że z krwią dziadka. Nie byłem pewny czy zadziała, ale udało się. Potem tylko wystarczyło kupić Irysowi ciasto - wyjaśnił nieco rozbawiony, lecz zaraz spoważniał, a jego wzrok złagodniał - Nie chcę żebyś była tam sama, żebyś znów musiała się z czymś borykać bez nikogo.
Idee ścisnęło nieco w gardle.
Znów zapadła cisza, tym razem nie ciężka czy niezręczna.
Cisza przesycona wdzięcznością.
"Dobrze mieć przyjaciół."
- To jak będzie, mała? - zapytał ze złośliwym uśmieszkiem.
- Miałeś tak do mnie nie mówić - powiedziała robiąc groźną minę, ale nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu.
- To jak? - powtórzył, teraz już trochę poważniej.
Chyba nie musiała mu odpowiadać.
***
Niecałą godzinę później, w trakcie której Idea streściła Feliksowi plan działania, w domu ponownie rozległo się pukanie.
- Otwarte! - Idea krzyknęła z pokoju i chwilę potem w salonie stała Nala
- O.. - powiedziała widząc Feliksa - Zmieniłeś fryzurę? - zapytała, uśmiechając się promieniście.
- Aaron dorwał się do nożyczek i tak wyszło. - powiedział, ponownie czochrając tył swojej czupryny.
Nala patrzyła na niego przez moment, mrugając ze ściągniętymi brwiami, następnie przeniosła wzrok na Idee.
- Widzę, że wszystko już postanowione - powiedziała uśmiechając się jeszcze szerzej.
Feliks spojrzał na nią z lekką dezorientacją.
- Dar Wspomnień i Myśli - powiedziała i westchnęła lekko, musząc tłumaczyć kolejnej osobie swoje zdolności.
- Co? - wypalił, a linia między jego brwiami tylko się pogłębiła.
- Widzi wspomnienia ludzi i słyszy ich myśli - Idea uśmiechnęła się pod nosem.
- Co? - powtórzył głupio, a Nala westchnęła po raz kolejny.
- To może mały pokaz... - powiedziała i zaraz jej oczy zabłysły zdziwieniem - Feliks... nie spodziewałabym się, że gustujesz w blondach - powiedziała nieco rozbawiona - Choć mam wrażenie, że mało kto domyśliłby się, że ostatnio oglądasz dużo wschodów i zachodów... - uniosła znacząco brwi, a Feliks spłoną purpurą.
- Ah - powiedział - No tak, Dar Wspomnień i Myśli - wymamrotał.
- No, skoro wszytko już mamy wyjaśnione, to może przejdziemy do szczegółów dzisiejszej nocy.
***
Stali na dachu, pod gołym niebem zasianym milionami gwiazd i choć gorąc w końcu ustąpił, Idei wciąż było duszno.
- Tak jak już wam powiedziałam, pełnia nie jest konieczna, jednak bez niej nie ma gwarancji, że traficie do zamku.
Feliks jęknął cicho, a Idea spróbowała przełknąć rosnącą kulę w gardle.
Nie słysząc żadnych pytań czy protestów Nala uniosła nieco stopę i zgięła nogę w kolanie.
- No to lu - powiedziała i bez słowa zapowiedzi wbiła swój obcas w stopę Feliksa.
Łzy zebrały się w kącikach jego oczu podczas gdy on sam wydał zduszony krzyk.
- Jeszcze raz, jakie są szanse, że trafimy do zamku? - Idea zapytała, tak szybko jak tylko potrafiła.
- Bardzo znikome, ale zawsze możecie mieć farta - powiedziała uśmiechając się i wciskając Idei torbę z mapami. - Potraktuj to jak przygodę swojego życia - dodała, puszczając do niej oczko.
Chwilę później w ręku Idei świeciła już jasna, błękitna kuleczka, której blask z każdą sekundą przybierał na sile.
Trzymając Feliksa za dłoń, zamknęła oczy, bo światło stawało się nie do zniesienia.
Gdy je otworzyła, poczuła jak grunt usuwa się spod jej nóg i nagle spadała w dół. Gdzieś w trakcie lotu z dłoń Feliksa wyślizgnęła się z jej ręki.
- Feliks - krzyknęła, ale nie usłyszała odpowiedzi.
W moment później uderzyła całym ciałem w ziemię, minęło trochę czasu zanim usłyszała głuche "łup" odrobinę dalej. Dobiegł ją stamtąd przeciągły jęk Feliksa.
"Przynajmniej żyje."
Powoli podniosła się do siadu i rozejrzała dookoła.
Siedzieli przed śnieżnobiałą bramą, monumentalnego zamczyska, wokół którego roztaczała się delikatna poświata - jedyne źródło światła w okolicy.
Co do okolicy...
Była to po prostu nieprzenikniona czerń. Absolutna ciemność bez góry, czy dołu.
Kompletna nicość.
- Idea, mam wrażenie, że to nie ten zamek - powiedział Feliks wyraźnie zaniepokojony.
"Przygoda życia - co? Raczej jego marny koniec"

piątek, 22 sierpnia 2014

3. Ze śmiercią o pracy

Okej, mały poślizg. Dość normalne :/
No ale wpis jest, niedługo zacznę myśleć nad (możliwe że) nad ostatnim rozdziałem Księcia.
W każdym razie jak na razie tylko "Ze śmiercią".
To nie tak, że tak długo pisałam tylko to...
Mam zaczęte jeszcze ze trzy rozdziały, w tym kolejny tego opowiadania.
Niestety jest on nadal w fazie "nie wiem czy ten tok wydarzeń jest ok, muszę pomyśleć jeszcze nad 10 innymi"...
 ☠ ☠ ☠
Wyszedłem z łazienki wciąż trzęsąc się z zimna.
Przez chwilę przemknęła mi przez myśl wizja wygodnego ciepłego łóżka.
Zerknąłem na wiszący w pobliżu zegar.
Za wcześnie żeby iść spać.
Westchnąłem cicho i wszedłem do salonu.
Udając, że nie czuje palącego spojrzenia Charona opadłem na fotel i odetchnąłem lekko. Miękkie obicie zapadło się delikatnie pod moim ciężarem, opatulając mnie i odganiając resztę zimna.
- Chcesz kawy? - usłyszałem i mimowolnie przytaknąłem.
Jasnowłosy bez słowa wstał z sofy, przeszedł parę kroków, ominął kontuar i wszedł do kuchni. Było to jedno z najmniejszych pomieszczeń w mieszkaniu, jednak jasne, drewniane meble i wąski kontuar nadawały mu wrażenie przestronnego i przytulnego.
Podążyłem za Charonem wzrokiem.
Nikt z Was nigdy nie pił takiej kawy jaką robi on. Mogę was zapewnić.
Przyglądałem się z jaką lekkością, z jaką pełnią życia wykonuje każdy ruch. Jak cicho pogwizduje mieląc ziarna i parząc je wrzątkiem, by potem przelać do kubków. Jak łagodnie, wręcz przepraszająco uśmiecha się idąc w moją stronę i podając mi jeden z napojów.
Co mi w nim tak bardzo nie pasowało?
Podał mi kubek z gorącą, pachnącą orzechami kawą i usiadł na sofie, dokładnie naprzeciw mnie. W pokoju nastała dziwna cisza.
- Więc.. / - Tak więc... - zaczęliśmy w tym samym momencie.
- Co do twojej pracy, to...
- Jestem patologiem - wykrztusił patrząc w podłogę - sądowym.
- Co? - bąknąłem bezmyślnie.
- Badam zwłoki, ustalam przyczyny śmierci i takie tam - powiedział szybko.
- Zaraz, mówiłeś, że odbierasz życie. - spojrzałem na niego podejrzliwie.  
Dlaczego mam wrażenie, że nie mówisz mi prawdy?
- Hahah - zaśmiał się nerwowo - Bardziej potwierdzam ich śmierć - dodał dziwnie sztywno.
- I nie mogłeś powiedzieć mi tego od razu, ponieważ...? - zapytałem czując, że zaczynam się irytować.
- To.. to miał być żart. Nie miałem pojęcia, że tak zareagujesz - starał się uśmiechnąć, ale zamiast tego na jego twarzy wykwitł uśmiecho-podobny grymas.
- A daty? w sms'ie wszystkie śmierci były zapisane na jutro. - drążyłem dalej. Nie żeby się nad nim poznęcać, a ze względu na jego zachowanie.
Nienaturalne, sztuczne, jakby zmuszał się do mówienia mi tego wszystkiego.
Jakby kłamał.
- Zwykła pomyłka, mój przełożony pomylił daty. Powinno być 03.02.2014 - wzruszył ramionami, wciąż uśmiechając się nerwowo.
- A jednak, nie za dużo trupów jak na jednego patologa? - powiedziałem prawie z kpiną, bo miałem wrażenie, że wymyśla wymówki na poczekaniu.
- Wszyscy dostajemy tego samego sms'a, a potem dzielimy się pracą między siebie - odpowiedział już gładko.
W pokoju znów panowała cisza.
Wpatrywałem się w moja kawę
Wszystko jako tako trzyma się kupy... Nie ma powodu żebym mu nie wierzył... 
Więc dlaczego...
Dlaczego intuicja mówi mi, że coś jest nie tak?
Zerknąłem na niego z nad kubka.
Siedzi i patrzy na mnie z nadzieją w oczach.
Westchnąłem w myślach i po raz kolejny zignorowałem przeczucia.
- A więc żart? - zapytałem z nutą rozbawienia.
- Tak - cały rozpromieniał - Choć nie do końca udany - dodał z lekkim zażenowaniem, wciąż szeroko się uśmiechając.
- Wystraszyłeś mnie - powiedziałem w końcu - Myślałem, że wpuściłem do domu psychola.
- Nie najlepszy pomysł, biorąc pod uwagę co studiujesz. Nie pomyślałem, przepraszam. - w życiu nie widziałem tak czystej skruchy na czyjejś twarzy.
- Nie, to ja źle zareagowałem. W sumie to nie wiem co we mnie wstąpiło.
- To... - zaczął niepewnie - Między nami już wszystko w porządku, tak?
- No tak - powiedziałem, rozluźniając się i biorąc łyka kawy. Boska. - Zawsze chciałem poznać patologa, wiesz? Macie ciekawą pracę. Nie rozumiem dlaczego się jej wstydzisz...Ty, myślisz, że mógłbyś mnie zabrać ze sobą któregoś dnia? - zapytałem od tak i zauważyłam jak Charon zastyga w bezruchu.
- J-Jasne - odpowiedział w końcu.
- Serio? - uniosłem brew, bo nie spodziewałem się takiej odpowiedzi - To co powiesz na czwartek?
- Spoko - powiedział nie patrząc mi w oczy.
- To nie problem, czy coś? - zmarszczyłem brwi. Wprowadzić cywila do kostnicy to dość duże wyzwanie, co dopiero do pomieszczenia sekcji zwłok.
- Pogadam z szefem i dostanę pozwolenie. Spoko, lubi mnie - powiedział znów się uśmiechając.

W ten oto sposób po raz pierwszy wprosiłem się do korporacji śmierci.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ja wiem, że na razie akcja rozwija się raczej wolno, ale jak już dojdzie do jej zawiązania to będzie takie wielkie BUM!
Wiem też, że mało, ale kolejne będą już dłuższe, bo kończy mi się "umowa" w pracy~

niedziela, 6 lipca 2014

Książe 10. Pytanie, na które nie zna jeszcze odpowiedzi.

 Ugh jestem!
Ahh dupa z tych moich planów (nie pokazuje palcem, ale ktoś wykrakał).
No więc Książe i dajcie znać, czy jest okej, bo się trochę boje.
Nie wiem dlaczego, jakoś tak...
Nom.
To już.
Czytojcie :3
 ~~~
Poranek nastał zdecydowanie za szybko. Dźwięk ćwierkających radośnie ptaków i promienie słońca wpadające przez okna przypominały, że pora na wstanie zbliża się wielkimi krokami.
Kon nie chciał wstawać. Bardzo nie chciał się budzić i rozmawiać o tym co tu wczoraj zaszło.
Mógł udawać, że śpi i czekać aż Książe się obudzi i pójdzie się ubrać, czy umyć, wtedy cicho wyślizgnąć się z komnaty i unikać odpowiedzialności za to co wczoraj zrobił i powiedział.
Mógłby, ale nie może, bo Irmel już nie śpi. Nie spał całą noc. Nie przespał nawet minuty głaszcząc i szepcząc coś co mogłoby go uspokoić. Nawet teraz jest przy nim i sprawdza czy wszystko w porządku.
A to nie tak powinno być. Zupełnie nie tak. Powinien go zaniedbywać. Coraz częściej zapominać o tym by spędzić z nim trochę czasu. Otwarcie traktować go jak każdego innego sługę. Wbijać coraz to bardziej bolesne noże, prosto w serce. Powinien dawać mu powody do pochowania jego uczuć ostatecznie i bezpowrotnie. Zamiast tego robi wszystko, świadomie lub nie, żeby mu to utrudnić.
Chłodne, długie palce delikatnie przemknęły przez jego policzek.
- Kon? Śpisz? - usłyszał nad sobą ten sam ciepły głos, który koił jego nerwy przez całą noc.
- Nie - powiedział cicho. Nie było sensu tego odkładać i udawać, że jest inaczej, ale świadomość ta w niczym nie pomagała. Objęcia Księcia przybrały na sile, tworząc żelazny uścisk.
- Pogadamy? - I choć brzmiało to jak pytanie, to Kon doskonale wiedział, że nim nie jest. - O co wczoraj chodziło?
- Majaczyłem? - spróbował i poczuł jak kciuk Księcia boleśnie wbija mu się w plecy.
- Kon...- Irmel zaczął ostrzegawczym tonem.
Wziął głęboki oddech.
I co teraz?
Co mu powie?
Bo tak w sumie to Cię kocham, a ty wziąłeś ślub, więc moje nadzieje na cokolwiek zostały brutalnie zmiażdżone. Także nie wytrzymałem i wpadłem w małą histerię.
. . .
Nie, to byłby koszmar. W połowie byłby równie czerwony jak jego włosy, a pod koniec ledwo oddychałby z zażenowania.
- Więc..? - poganianie Irmela wcale nie pomagało, a jak można się łatwo domyślić, tylko pogarszało sprawę.
- Ja...miałem naprawdę zły dzień i musiałem... musiałem się na kimś wyżyć. - wyrzucił z siebie i podziękował w duchu za to, że Książe nie mógł zobaczyć jego twarzy.
Cisza, która zapanowała w pomieszczenie przyprawiała go o natłok myśli.
Nie skłamał. Powiedział prawdę. Nie całą, ale wciąż prawdę. Nic nie może sobie zarzucić.
- To wszystko? - zapytał cicho.
Kon nie odpowiadając pokiwał głową.
- Na pewno?
Zawahał się przez chwilę. Nie chce powtarzać tego jeszcze raz. Nagle rozległo się pukanie drzwi i nie czkając na odpowiedź do środka wpadł zdyszany Agni. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech. Ani śladu po podpuchniętych i zmęczonych oczach. Tryskał radością i energią i wreszcie wyglądał na wypoczętego.
- Ah Kon! - powiedział prostując się i uśmiechając jeszcze szerzej - Szukam Cię po całej posiadłości. Potrzebujemy pomocy przy sprzątaniu. - przeniósł wzrok z czerwonej czupryny na twarz Irmela i jego uśmiech nieco pobladł, tylko odrobinę - Panie, jesteś głodny? Mam przygotować śniadanie?
- Tak, każ przynieść wszystko tutaj. Nie chce schodzić na dół i przyglądać się zapijaczonym mordom.
- Oczywiście. Zaraz kogoś przyślę. - powiedział kłaniając się nisko i ruszając w kierunku drzwi - Kon, idziesz?
- Irmel... Nie mogę się ruszyć - powiedział cicho, na dowód starając się podnieść i ponosząc sromotną porażkę w walce z żelaznym uściskiem Księcia.
- Ah - wymsknęło mu się po czy odchrząknął i rozluźnił objęcia. Kon korzystając z okazji praktycznie wystrzelił spod kołdry, stając obok Agniego. Zerknął kątem oka na Księcia.
Spoglądał w bok, starając się ukryć zażenowanie. Jego zazwyczaj chłodne i opanowane oblicze pokrywał teraz odcień jasnego różu, ściągnięte brwi pokazywały, że głęboko nad czymś myśli.
- Chodźmy - usłyszał ściszony głos Agniego i wyszli z komnaty zostawiając Irmela sam na sam z myślami.
Szli przez chwilę w ciszy. Mijali rzędy drzwi i obrazów nie odzywając się aż w końcu Agni wystrzelił ni z tego ni z owego.
- Pogodziłem się z Sebastianem ! To znaczy jesteśmy.... jakby razem i... to znaczy ja i on i tak... On mnie też, ale.. tylko nie wiedział... i do póki ja mu nie powiedziałem i no.... Nie zdawał sobie sprawy i... hmm to całkiem zabawne jak o tym teraz pomyślę - mówił szybko, zbyt chaotycznie by cokolwiek można było z tego zrozumieć.
- Agni, ja wiem - Kon uśmiechnął się na tyle na ile był w stanie.
Białowłosy zatrzymał się na chwilę i uniósł brwi w zdziwieniu.
- Skąd? - zapytał z niekrytym zaskoczeniem.
- Po pierwsze cały aż bijesz rozradowaniem, trudno nie zauważyć, że jesteś w świetnym humorze. Po drugie... powiedzmy, że mam swoje sposoby.
- Chce wiedzieć co to znaczy?
- Nie, raczej nie - powiedział i po chwili obaj znów szli w ciszy w kierunku schodów.
- Ummm...Kon, ale to nie tak, że słyszałeś coś z pokoju... prawda? - zapytał przybierając kolor głębokiej czerwieni.
- Nie - zaśmiał się lekko - Ale domyślam się, że było czego słuchać - dodał omal nie przyprawiając Agniego o palpitację. Lokaj odchrząknął z zażenowania i znów zapadła cisza, podczas gdy wkroczyli na główny korytarz pierwszego piętra.
- Kon, to może być nie moja sprawa, ale... Czy między Tobą a Księciem jest... coś? - zapytał gdy znów byli na schodach, tym razem prowadzących na parter.
Tak, Vivien - pomyślał z goryczą, lecz zamiast tego zapytał z dobrze skrywaną złością:
- Skąd takie pytanie?
- No wiesz, zawsze gdy Cie nie ma, jesteś u niego. Najczęściej leżycie razem w łóżku i rozmawiacie lub po prostu się...ekhem przytulacie. Zawsze jest przy tobie taki spokojny, rozluźniony. Jakby trochę cieplejszy. A teraz, przed chwilą, Książe się rumienił i jestem pewien, że to właśnie z twojego powodu. Do tego wiesz, lubisz go i uważasz, że jest piękny.. Nie patrz tak, teraz Cię zacytowałem, to twoje słowa. No i on też ma do Ciebie słabość, więc... tak sobie pomyślałem, że może... - nie widząc jak dokończyć, po prostu wzruszył ramionami.
- Nic nie ma - powiedział patrząc przed siebie bez wyrazu - Śpimy razem, bo ze mną jest w stanie usnąć. A nawet gdyby coś miało być, to trochę nie możliwe, prawda? Jestem jego służbą, a on moim właścicielem. Nie zakochujesz się w pralce czy zlewie, bo dobrze pracują. Poza tym Pani Vivien...
jest jego żoną. - dokończył w myślach.
Gdy nie otrzymał żadnej odpowiedzi, spojrzał na Agniego i zauważył, że ten uważnie mu się przygląda.
- No co? - zapytał w końcu.
- Na pewno nic?
Patrzyli na siebie przez chwilę i pewnie dalej by to robili gdyby nie dobiegło ich wołanie z drugiego końca korytarza.
- Agni! -  białowłosy odwrócił się w tamtą stronę z szerokim uśmiechem i prawdziwie maślanymi oczami. Chwilę potem Sebastian stał wraz z nimi, niezauważalnie bliżej Agniego. - Gdzie idziecie? - zapytał, wymieniając wcale nie takie skryte, czułe spojrzenia z drugim lokajem.
- Na dół, muszę zrobić odprawę w sprawie sprzątania.
- Więc idziemy w tym samym kierunku - odpowiedział uśmiechając się równie szeroko co Agni. Szczerzyli się tak do siebie i po prostu stali w miejscu.
Zrobiło się trochę niezręcznie, bo minęło parę minut, a Kon stał z boku czekając aż skończą. Gdy był już pewien, że to może chwilę potrwać, zadecydował interweniować.
- Nie można było zrobić tego bardziej oczywistym - powiedział głośno, tak żeby znów byli świadomi jego obecności.
Agni z początku spojrzał na Kona z niemym zapytaniem, lecz gdy już zdał sobie sprawę do czego się odnosił, ponownie spłoną purpurą i schował twarz w dłoniach. Natomiast Sebastian dalej stał obok niego nieco skołowany.
- Słucham? - zapytał na co Kon westchnął lekko.
- On wie - Agni wymamrotał zza rąk.
Po tych dwóch słowach Sebastianowi wyraźnie zrobiło się gorąco i zaczął nerwowo zakładać swoje czarne włosy za ucho
- Oh - wydusił z siebie i wygładził nerwowym ruchem poły marynarki.
- Spokojnie. Jestem z Wami - powiedział konspiracyjnym szeptem i zaśmiał się lekko. I choć Agni już się uspokoił to Sebastian wciąż wydawał się być odrobinę spięty.
Nic więcej już nie mówiąc ruszyli do podziemi, gdzie miało odbyć się spotkanie.

~~~
Przedzielono mu wszystkie sypialnie na pierwszym piętrze. Miał je uprzątnąć z wszelkich niepożądanych substancji, co samo w sobie brzmiało dość okropnie. Pokoi było ponad piętnaście i w każdym spodziewał się czegoś "niepożądanego". Nie był więc zdziwiony, gdy po skończeniu dziesiątego pomieszczenia, na samą myśl o pięciu kolejnych robiło mu się niedobrze. Wymiociny były dosłownie wszędzie. Na podłogach, w łazienkach czasem nawet w pościelach, czy wazach na kwiaty. Inne dość niehigieniczne ludzkie wydzieliny były równie częste, zaczynając od moczu w umywalce i na lustrze umazanym spermą kończąc.
Tak się bawi szlachta. - pomyślał wyrzucając kolejne brudne prześcieradło i jeżeli to brązowe jest tym o czym myśli, to musi wziąć dziś bardzo długą kąpiel. 
Albo dwie.
Praca jest dobra. Praca pozwala nie myśleć. Teraz nie miał na to siły. Lepiej się wyłączyć i pracować. Potem wykombinuje co tu dalej z tym wszystkim zrobić, ale to potem.
W kolejnych czterech sypialniach szczerze zwątpił w ludzkość i w to, czy ludzie mają jakiekolwiek zahamowania. Komnaty wyglądały tak jakby fakt, że każda z nich ma własną łazienkę cztery razy większą od jego własnego pokoju, było łatwym do przeoczenia drobiazgiem. Natomiast jeżeli już ktoś zauważył to, że za magicznymi, dodatkowymi drzwiami w pokoju znajduje się toaleta i wanna, to najzwyczajniej w świecie zalewał wszystko wodą.
Chyba tylko przedostatnia komnata było jako tako ogarnięta. W każdym razie nie wyglądała jakby zamknięto w niej stado rozwścieczonych, dzikich zwierząt.
Jeszcze tylko jedna i może iść do siebie.
Zebrał cały "sprzęt sprzątający" składający się z paru szmat, wiadra, zapasu piasku i mydła oraz mopa i przekonany, że sypialnia jest już opuszczona wparadował do środka.
I choć zobaczył tego dnia całkiem sporo, to tego się nie spodziewał.
Na wielkim łożu pomiędzy zmiętą atłasową pościelą spała Pani Vivien, naga, wtulona w wysokiego, przystojnego, również nagiego szatyna.  Oboje spali w najlepsze podczas gdy Kon zdążył poczuć jak uginają się pod nim kolana. 
W pokoju unosił się zapach potu i perfum obojga śpiących oraz czegoś co czuł poprzednio tylko gdy pracował w zamian za nocleg w oberży. Zapach upojnych nocy klienteli w pokojach na piętrze karczmy trudno wymazać z pamięci, szczególnie gdy to właśnie ty musiałeś po nich posprzątać.
Zapach seksu był niezaprzeczalny.
Z trudem na miękkich nogach wyszedł z komnaty, cicho zamykając za sobą drzwi.
- O Boże - wyszeptał - O cholera - powiedział głośniej.
Nagle poczuł, że ktoś go może obserwować, więc szybko podniósł wzrok i rozejrzał się w panice po korytarzu. Nie było na nim nikogo oprócz niego.
Co teraz? - odpijało się echem w głowie.
Zabrał swoje rzeczy i jak najszybciej usunął się z korytarza. Zbiegając po schodach do podziemi nie mógł skupić myśli choćby na chwilę. Gdy już udało mu się odrobinę uspokoić, schował wszystko do schowka, wrócił do siebie do pokoju. Zamknął drzwi i usiadł na swoim łóżku.
Przez chwilę gapił się na swoje ręce bez absolutnie żadnych myśli. A gdy w końcu podniósł wzrok jedyne co przychodziło mu do głowy, to pytanie, na które jeszcze nie znał odpowiedzi. I chyba nie chciał jej na razie znać.
Co powinienem teraz zrobić?

wtorek, 24 czerwca 2014

niedziela, 8 czerwca 2014

Gwiezdne Łzy 24

 O RANY.. wiecie kiedy ostatnio pisałam to opowiadanie?
ponad 4 miechy temu.....
Ja nie wiem normalnie......
W każdym razie wypadałaby wytłumaczyć Wam na czym polegał mój "pomysł".
Otóż zapewniam Was, że wszystkie miejsca, które zostały tu opisane, zostały przeze mnie osobiście odwiedzone i pomimo, że zdjęcia nie są moje to byłam tam i widziałam to wszystko na własne oczy... TAK.
Tera to może wydawać się niczym takim super, ale jeżeli pod koniec nadal będziecie twierdzić, że się nie poświęciłam... To będzie mi przykro..
Tak bardzo bardzo :<
No dobra a teraz, długo oczekiwany
24 rozdział Gwiezdnych Łez~~
Zapraszam
:3
 ***
"Gdzie ona do cholery jest?" pomyślała stojąc pod monumentalnym pomnikiem Kościuszki, gdzie miała spotkać się z Nalą ponad 20 minut temu.
Gigantyczne rondo, owijające się wokół placu, na którym znajdował się pomnik, biło żarem rozpalonych do czerwoności samochodów, a rozgrzany asfalt i gorąc spływający z nieba wcale nie pomagały ustać w miejscu.
Było gorąco. Choć słowo to nie do końca opisuje jak trudno było oddychać przy tak wysokiej temperaturze. Każdy oddech palił płuca i wywoływał lekkie zawroty głowy, nie wspominając o ciężkich kroplach potu, spływających po czole i plecach.
"Uduszę ją.. Przyrzekam uduszę !"  powtarzała w myślach te słowa jak mantrę dopóki nie usłyszała za sobą cichego śmiechu.
- A myślałam, że będę ci do czegoś potrzebna - wysoka, urocza blondynka z okularami przeciwsłonecznymi i szerokim słomkowym kapeluszem wychyliła się zza rogu pomnika, ukazując Idei swoje śnieżnobiałe zęby w szerokim uśmiechu.
- Czy zdajesz sobie sprawę jak wielką mam ochotę zrobić ci teraz krzywdę? - zapytała z irytacją w głosie - Co ci tyle zajęło ? I ostrzegam, jeżeli odpowiesz, że szukałaś tego kapelusza to obiecuję Ci, że będzie bolało.
- Zbieranie informacji zajęło mi trochę dłużej niż przewidziałam. Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje? - zapytała z nutą rozbawienia.
- Może być - Idea wymamrotała pod nosem - Idziemy z tego żaru? Zaraz się dosłownie rozpłynę.
Nala rozejrzała się dookoła i zatrzymała wzrok na jednym punkcie.
- Masz ochotę na mrożoną herbatę? - zapytała uśmiechając się pogodnie.
- Mam ochotę na wszytko co ma w nazwie "mrożone".
Nala zaśmiała się krótko i ruszyły w kierunku małej kamienicy, stojącej przy jednym z czterech wylotów ronda.  Zanim weszły do małego lokalu, który się w niej miescił, Idea zdążyła przeczytać szyld wiszący nad wejściem.
"Herbaciarnia Niebieskie Migdały"

Gdy już usiadły i zamówiły Idea mogła przyjrzeć się pomieszczeniu, w którym się znajdowały. 
Nie duża, prawie ciasna salka, a w niej małe stoliczki z ciemnego drewna i niewielki kredens zastawiony różnego rodzaju starociami i antykami. Ściany pokryte nieco tandetną tapetą przyozdobione były starymi obrazami. Parę porcelanowych lalek wraz ze gramofonem siedziało na zasłoniętym przez długie firanki parapecie. Stare, wysiedziane, ale jednocześnie zadziwiająco wygodne fotele i powycierany bukowy parkiet. Wszędzie było pełno kurzu, ale, pomimo tego jak bardzo irracjonalnie to brzmi, nadawał on całemu pomieszczeniu autentyczności. Wszystkiego dopłeniał wszechobecny aromat herbaty.
- Tooo mam ci powiedzieć co się stało i w ogóle co i jak? - zapytała, w sumie sama nie wiedząc dlaczego niepewnie.
- Nie, już wszystko wiem. - Nala odpowiedziała spokojnie biorąc łyk herbaty, a widząc zdezorientowanie na twarzy Idei, dodała - Dar Myśli i Wspomnień.
- A tak...  to co?
- Kretyn to nie najlepsze sposób opisywania osoby, która uratowała ci życie - powiedziała uśmiechając się nieco na przekór - choć rzeczywiście do najmądrzejszych nie należy - dodała już bardziej gorzko. - Zastanawiam się... Wiesz, że podczas zszycia dwie duszę łączą się prawie nierozerwalnie? Jedyną rzeczą, która może je od siebie rozdzielić jest pocałunek i to pod warunkiem, że odbędzie się po zatrzymaniu akcji serca. Byłaś Łzą Kastiela, więc gdy się z tobą zszył, to w pewnym sensie odzyskał swoją straconą część duszy, która była w tobie. Nadążasz?
- Nooo - "Nie jestem ułomna" pomyślała i zaraz zdała sobie sprawę, że to pewnie też usłyszała...
- Gdy tam na górze, Kastiel cię pocałował rozerwał więź, która łączyła wasze dusze, zostawiając w tobie to co już miałaś i jeszcze trochę tego co miał on. Tym samym wrócił ci życie, jak przypuszczam, prawie tracąc swoje. Sam fakt, że Kastiel jest teraz zaledwie skrawkiem duszy, nie jest najgroźniejszy. Najgorsze w tym momencie jest to, że dusza to coś co rozwija się całe życie, potrafi się regenerować i adoptować w zastraszającym tempie. To znaczy, że gdy twoja dusza zacznie się uzdrawiać, będzie powoli, ale skutecznie wypierać duszę Kastiela, a gdy wyprze ją całą..
- Kastiel spadnie... - powiedziała i poczuła silną potrzebę znalezienia jakiejś zmiotki, bo miała wrażenie, że zaraz się rozsypie. - Jak można zrobić coś tak ryzykownego, nie znając skutków? - zapytała z nagłą złością.
- Nie wydaje mi się, że ich nie znał... - Nala odpowiedziała smutno, a gniew Idei przerodził się w dokuczliwe kłucie w okolicach serca.
- Kto robi takie rzeczy? - spuściła wzrok na swoje dłonie - Kto wynosi czyjeś życie ponad swoje własne? - zapytała cicho nie oczekując odpowiedzi.
- Kastiel ci o wszystkim powie, gdy już będzie po wszystkim, to będzie pierwsza rzecz jaką zrobi.
- Więc... Jaki... Jaki jest plan działania? - zapytała po chwili zamyślenia.
- Na początek musimy znaleźć pozostałe Łzy,  wystarczy jedna, bo tylko ty się tam udasz. - powiedziała odganiając swoje blond włosy z czoła.
- CO? - teraz już w pełni przytomna Idea prawie zakrztusiła się herbatą, którą piła.
- Większa ilość osób przyciągałaby zbyt dużo uwagi. Gdy będziesz na miejscu musisz działać szybko, na nieboskłonie twoja dusza będzie regenerować się dwa razy szybciej. Zakładam, że to właśnie dlatego król Słońce tak błyskawicznie się was pozbył.
- Jak mam działać szybko w miejscu, którego nie znam? - zapytała z czystym przerażeniem.
Ona? Sama? W tym gigantycznym zamku? Bardzo niezabawny żart...
- Mam stare mapy. Pomieszczenia i korytarze mogą się odrobinę różnić, ale komnaty najważniejszych członków rodziny królewskiej zawsze pozostają w tych samych miejscach. Musisz dostać się do komnaty Kastiela i ponownie się z nim zszyć, ale to omówimy sobie później, teraz idziemy po Łzę.
- Nie mamy mapy, potrzebujemy Gwiazdy żeby znaleźć kolejne Łzy.
- Niczego nie potrzebujemy - niebieskooka powiedziała z przebiegłym uśmieszkiem - Mam swoje sposoby na pewne rzeczy.
- To znaczy? - Idea zmarszczyła brwi i popatrzyła na Nala jak na wariatkę.
- Wybieramy się, moja droga, na małą wycieczkę - powiedziała i zostawiając pieniądze na stoliku, wstała - Idziesz?
Idea poderwała się z siedzenia i poszła za swoją przyjaciółką.
"Dlaczego mam złe przeczucia?" zapytała sama siebie w myślach.
Nie mogła zobaczyć jak uśmiech Nali niebezpiecznie się poszerza.
***
- No tak...- powiedziała po chwili tępego wpatrywania się ogrodzenie - to by tłumaczyło to złe przeczucie...
- No już nie marudź tylko właź, dozorca kręci się gdzieś niedaleko, słyszę jak myśli coś o spoconych pośladkach... -  Nala skrzywiła się lekko i naciągnęła dół siatki tak aby zrobić Idei miejsce do przejścia.
-  Nala to jest nielegalne i to nie tak sobie nielegalne, tylko tak bardzo... - Idea stała i patrzyła niepewnie na gęsto zarośnięty zielenią plac starej przędzalni.
- Ohh właź ręce mi drętwieją - powiedziała zdmuchując włosy z twarzy.
Idea z wyraźną niepewnością przeczołgała się pod siatką i odgięła ją w ten sam sposób z drugiej strony, tak by i Nala mogła do niej dołączyć.
- No - Nala otrzepała ręce z ziemi - to do roboty.
Po paru minutach przedzierania się przez sięgające pasa krzaki i nieco wyższe samosiejki ich oczom ukazał się ogromny budynek. Cały ceglany z zionącymi pustką oknami.
Stały przed nimi cztery piętra czystych wspomnień.
- Jak my tu mamy cokolwiek znaleźć? - zapytała, teraz już załamana, Idea.
- Dusza, moja droga, po odłączeniu od ciała zachowuje się jak pendrive. Zachowuje w sobie wszystkie wspomnienia właściciela, większość jego myśli. Wystarczy, że ją usłyszę, potem musimy ją tylko odszukać.
- No tak, musimy tylko odszukać coś, co może być czymkolwiek, wetkniętym pomiędzy jedną stertą gruzowiska, a drugą. Genialne. - powiedziała kwaśno przyglądając się ciemnemu wnętrzu przędzalni.
- Chodź, musimy wejść do środka, dozorca się zbliża.
Weszły przez jedno z wybitych okien na parterze i znalazły się, najprawdopodobniej, w pomieszczeniu roboczym. Wskazywały na to ładnie zachowane niebieskie półki z numerkami i walające się po podłodze karty pracy. 
Pierwsze na co Idea zwróciła uwagę to niesamowity odór gnijącego drewna i wilgoci. Przeszła parę kroków, stawiając stopy z rozwagą, by nie natrafić na coś ukrytego pod stertą starych gazet i innych nieaktualnych papierów, na przykład na gwóźdź. Po drugiej stronie pomieszczenia znajdowały się dwa przejścia, jedno kompletnie zawalone i drugie: zakryte gruzem tylko do połowy.
- Chyba nie mamy wyjścia, musimy przejść tędy - powiedziała i odwróciła się tylko po to, by zobaczyć jak Nala stoi z oczami pełnymi łez, trzęsąc się i ledwo powstrzymując od płaczu.
- Tu jest.. tak wiele, wiele złych wspomnień - wyjaśniła ocierając twarz. - Tylu nieszczęśliwych ludzi zostawiło tu cząstkę siebie. - wzięła parę głębokich oddechów zanim znowu się odezwała -  Ale jeden... Jeden głos wybija się na tle innych. To nasza Łza. - powiedziała już bardziej hardo, ze swoją zwyczajną charyzmą. 
Kiwnęła lekko głową na znak, że mogą już ruszać i obie zbliżyły się do wąskiego przejścia. 
Chwilę później znalazły się w odrobinę większym pomieszczeniu, którego całą podłogę przykrywała warstwa piachu. Wszędzie walały się resztki tkanin, części starych rozklekotanych mebli i gruzu, do tego odpadający płatami od ścian i sufitu tynk.
Smutne, opuszczone i zaniedbane miejsce.
Idee przeszły ciarki po plecach od nagłego powiewu wiatru.
- Przeciąg - powiedziała Nala - tu nic nie ma, chodźmy dalej.
Jedyną, w miarę bezpieczną kontynuacją "wycieczki" były schody prowadzące na kolejne piętra.
Ciasna klatka schodowa ze ścianami przyozdobionymi graffiti i wymownym napisem "NIE ŁÓDŹ SIE". Idea uśmiechnęła się pod nosem na tę grę słów i kontynuowała wraz z Nalą swoją wspinaczkę. Gdy znalazły się na piętrze, uderzyła ją ilość rysunków znajdujących się na ścianach i... brak podłogi.
Tak. 
Stały teraz na małym skrawku gruntu, a przed nimi rozpościerała się gigantyczna dziura. Idea rozglądała się i chłonęła widok, bo był nietypowy, niezwykły. Nagie kobiety grzejące się przy ogniu, a zaraz obok łowca z włócznią. Gdzieś z boku uciekająca zwierzyna i krzywe, modernistyczne rysunki. Wszechobecne, naścienne koty, najprawdopodobniej pozostawione przez ulicznych artystów, patrzyły prosto na nie, dając wrażenie jakby były tu bardzo nieproszonymi gośćmi. Idea odwróciła się do Nali.
- Tu nic nie znajdziemy - Nala kiwnęła głową ze zrozumieniem i odwróciła się na pięcie wchodząc do pomieszczenia na przeciwko wielkiej, bez podłogowej sali. Pomieszczenie to okazało się być łazienką. Nie ciekawym pokojem z rozpadającymi się kabinami i odpadającymi od ścian kafelkami. Idea weszła i wyszła z pomieszczenia, gdy nagle:
- Idea... To tu. - Nala powiedziała cicho i podeszła do jednej z kabin. Otworzyła ją ostrożnie, ale mimo to drzwi odpadły, robiąc przy tym sporo hałasu, który poniósł się echem po całej przędzalni.
- Cholera - powiedziała - Dozorca nas usłyszał. Musimy się pośpieszyć, zaraz tu będzie.
- Czego mam szukać - Idea podeszła do niej szybko i zaczęła nerwowo się rozglądać.
- Nie wiem, nie wiem... czegoś małego... bardzo... pierścio.. nie... broszkę... nie. Mniejsze, coś mniejszego. Wisiorek. Szukaj wisiorka, mały, srebrny.
Obie opadły na kolana i zaczęły przegrzebywać się przez warstwę tynku, kafelków, papierów i wielu, wielu innych rzeczy, o których lepiej nie wspominać.
- Wszedł do środka - powiedziała bardzo zaniepokojona Nala - na razie kręci się po parterze, ale zaraz wejdzie na piętro.
Przyśpieszyły swoje ruchy, ale na nic się to nie zdało, bo zaraz znów musiały zwolnić, nie mogły przecież niczego przeoczyć.
- Wchodzi po schodach - powiedziała szeptem.
Nagle Idea poczuła pod opuszkiem coś gładkiego. Rozgarnęła tynk i inne śmieci i prawie krzyknęła ze szczęścia - Mam! - powiedział i wyciągnęła małą, srebrną śnieżynkę.
- Dobra teraz słuchaj - Nala mówiła coraz ciszej, a z korytarza można było usłyszeć kroki - Dozorca to spasiony facet po trzydziestce. Myśli, że tak naprawdę nikogo tu nie ma, że to tylko koty, ale i tak sprawdzi. Jeżeli weźmiemy go z zaskoczenia, nie zdąży się nawet za nami stoczyć ze schodów. Na mój znak wybiegniesz stąd najszybciej jak tylko potrafisz i pobiegniesz w kierunku wyjścia, okej?
Idea kiwnęła głową. Po cichu zakradły się do wejścia, Idea zerknęła na Nalę, która pokazała jej trzy palce, potem dwa i w końcu jeden. W tym momencie obie wyskoczyły na korytarz przyprawiając mężczyznę prawie o zawał, z łatwością go wyminęły i pognały ku wyjściu. Zbiegając po schodach słyszały jeszcze z sobą krzyki, ale dosłownie parę minut później szły szybkim krokiem po drugiej stronie siatki. 
Oddychały ciężko, ale uśmiechały się szeroko.
"Poczekaj jeszcze trochę.
Jeszcze odrobinę."
Pomyślała gładząc w kieszeni małą, srebrną śnieżynkę.
_______________________________________________________

ZŁAMAŁAM DLA WAS PRAWO

środa, 14 maja 2014

Pomysł + Namida = opóźnienia, przeprosiny i Gwiezdne Łzy.

Wpadłam na pewien pomysł, który bardzo mi się podoba, więc go po prostu zrealizuje.
Niestety oznacza to dodanie wpisu później.
Jednak...
Pomysł ten gwarantuje Wam, że tym wpisem będą Gwiezdne Łzy.
Tak... To tyle.
Przepraszam, że tak wszystko się przedłuża, ale przyrzekam, że warto będzie czekać.
Bo pomysł jest fajowski.
^^
Tak, tak nie ma co. 
Nawet jeżeli nie będzie w nim widać jak wiele roboty i zaangażowania w niego wcisnę (oj lepiej żeby tak nie było, bo się normalnie wkurzę) to będzie bić ode mnie satysfakcja ~ A dlaczego to się dowiecie później... 
Może :P

niedziela, 4 maja 2014

2. Ze śmiercią w sumie to niewiadomo jak.

No to ten ^^ 
Jestem... po miesiącu.. 
Żyje...
Rany nie wiem jak to się stało.
Taka niesubordynacja, normalnie niewybaczalne.
Poprawię Wam jednak humor wieścią następującą:
następny wpis to albo Gwiezdne Łzy albo Książe (chyląc się ku temu drugiemu bardziej, gdyż, iż, ponieważ Wen tak zarządza... ale kto wie, może mu się jeszcze trzy razy zmieni... O patrzcie go... śmieje się szuja...)
No to tyle ~~ Dajcie znać czy nie wyszłam z formy ^^;
 ☠ ☠ ☠
- Masz mnie za debila? - zapytałem po chwili z nutą gniewu w głosie. - Pytam na poważnie. Czym się zajmujesz?
- Już ci powiedziałem - odpowiedział cicho.
Spojrzałem na niego z czystym rozczarowaniem.
Przez chwilę, przez niewielki ułamek czasu myślałem, że znalazłem kogoś, z kim mógłbym się dogadać... A jednak los nie jest tak hojny jak mi się wydawało. Zdecydowanie pośpieszyłem się z wyborem współlokatora. Trzeba było poczekać parę dni, jak nie tygodni zanim się zgodziłem.
Lustrowałem przez moment jego łagodne rysy, teraz poważnej i widocznie zrezygnowanej twarzy. Nie wyglądał jakby miał zaraz wybuchnąć śmiechem, nie zauważyłam też żadnych nerwowych ruchów, ocierania dłoni czy nosa.
Nie kłamał, albo bardzo głęboko wierzył w to co mówił.
- Odpowiesz, czy masz zamiar utrzymywać, że to co powiedziałeś jest prawdą? - zapytałem z rozgoryczeniem i nie otrzymując żadnej reakcji z jego strony dodałem z nieskrywaną złością - Świetnie. - po czym wstałem z sofy i udałem się do mojego pokoju, by następnie trzasnąć drzwiami z siłą jakiej nie powstydziłby się nawet Razjel.
Stojąc pod drzwiami odetchnąłem głęboko parę razy, przeczesałem palcami zmierzwione po drzemce czarne loki i westchnąłem ciężko.
Właśnie zrobiłem mojemu nowemu współlokatorowi awanturę o jego prace...
. . . Czas na refleksje . . .
 Do cholery, należało mu się!
"Jestem śmiercią" przedrzeźniałem go w myślach. "Mhm~ Miło mi poznać, zając wielkanocny, do usług!" Bądźmy poważni, nie jesteśmy już w przedszkolu żeby wierzyć w bajki.
Okej, powiedzmy, że chwilowo nie byłbym do końca świadomy tego co robię i teoretycznie wziąłbym go na poważnie... TEORETYCZNIE wierzę, że jest prawdziwą śmiercią.
Kto przyznałby się do tego, że jest kostuchą, nawet jeżeli to byłaby najszczersza prawda. Uwaga... NIKT.
Sms mnie zaskoczył. Przez chwilę naprawdę myślałem, że jest... płatnym mordercą czy coś... Ale równie dobrze mógłby być grabarzem, a w sms'ie były osoby, których pogrzeby mają odbyć się w najbliższym czasie.
Nawet jeżeli byłby tym... mordercą na zlecenie to nie dałby rady pozabijać wszystkich tych osób w tak krótkich odstępach czasu...
Istny kurna assassin.
Ehhh...
Potrzebuję prysznica...
Wyjąłem z szafy pierwszą lepszą piżamę i nadal pod wpływem już lekko ostudzonych emocji otworzyłem z rozmachem drzwi. Ku mojemu zaskoczeniu zaraz za nimi z rozdziawionymi ustami i ręką gotową do zapukania, stał nie kto inny jak Charon. Patrzyłem na niego sekundę czy dwie i zanim zdążył się odezwać, wyminąłem go, zmierzając do łazienki.
- Levi um... - powiedział zanim zniknąłem w odmętach błękitnych kafelków. - Możemy... możemy pogadać?
- No nie wiem - odpowiedziałem głosem ociekającym ironią - Nie jestem pewien, czy przeżyłbym rozmowę ze śmiercią.
- Levi... To, to nie jest tak - powiedział i westchnął cicho. - Pozmawiamy? - zapytał i spojrzał na mnie swoimi wielkimi, jasnymi oczyskami. Wpatrywały się we mnie spojrzeniem szczeniaka, który nasikał na nowy dywan i bardzo, bardzo nie chce dostać lania. - Levi..?
A ja lubię psy...
- To zależy od tego o czym będziemy rozmawiać. - odpowiedziałem dobitnie.
- Możemy porozmawiać o - tu odchrząknął nieswojo - o mojej pracy. - uśmiechnął się blado - Jeśli tylko chcesz.
Zapadła głęboka cisza - z jego strony wyczekująca, a ja się z nim po prostu droczyłem.
Nie lubię ludzi, którzy biorą mnie za idiotę. Nie dogaduję się z nimi, ale jego... jego nie da się nie lubić.
Spójrzcie tylko na niego. Cały poddenerwowany. Na serio myśli, że jestem na niego wściekły.
Zmarszczyłem brwi, bo znów przeszyło mnie to dziwne uczucie. Stałem tak wpatrując się w niego, w jego oczy i coś było nie tak.
Coś...
Ale co?
Przekrzywiłem nieco głowę.
Co mi w nim tak bardzo nie pasowało?
No i już... tyle z rozmowy. Teraz będę myślał tylko o tym.
- Nie chce mi się z tobą gadać - powiedziałem w końcu, obserwując z dziwnym ukłuciem za żebrami jak jego wyraz twarzy widocznie smutnieje. Patrzyłem na niego starając się nie pokazywać, że w sumie to chciałbym z nim pogadać, ale jestem pewien, że nie byłbym w stanie się skupić. Gapiłbym się na niego tak jak gapię się teraz i myślał: co tak naprawdę jest z nim nie tak...? - Później - dodałem - Porozmawiamy później, dobrze?
Zanim zamknąłem drzwi od łazienki zdążyłem zauważyć jego ciepły uśmiech i oczy, które aż błyszczały szczęściem.
Jeszcze raz, co właściwie mi w nim nie pasowało?
☠ ☠ ☠
Stałem pod prysznicem, rozkoszując się uczuciem gorącej wody, rozlewającej się strumieniami po moim ciele.
Pacjent: Charon Nex
Kolor włosów: bliżej niezidentyfikowany (??) dziwny, mysi, prawie szary blond....
Rasa: biała....albinos? Strasznie blady
Oczy: Jasne, piwne... duże, czyste.... Da się je w ogóle opisać???
Uśmiech: ciepły, przyjazny, niewinny... niewinny?!... bardzo niemęski ?
Uwagi: zaburzenia psychiczne; myśli, że jest śmiercią. Wywołuje nagłe uczucia niepokoju w badającym.
. . .
Z taką analizą pacjenta oblałbym na stówę. Gdzie tło psychologiczne? Założenia choroby?
Nie ma.
"Wywołuje nagłe uczucia niepokoju w badającym." 
Nagłe uczucia niepokoju to początki męskiej depresji lub nerwicy, także wychodzi, że to ja mam problem, nie on.
Sęk w tym, że ja zawsze miałem czuja co do ludzi. Jak ktoś mi się nie podobał, to prędzej czy później okazywał się być szują. Jak kogoś lubię, to owy ktosiek koniec końców jest w porządku.
Charona lubię, ale momentami nie wiem w sumie co on robi w moim mieszkaniu. Są chwile, w których zastanawiam się jakim cudem w ogóle zgodziłem się na jego wprowadzkę, a zaraz potem stwierdzam: Hej! Przecież Charon jest spoko.
Lubię go. Jest okej. Troszczy się o mieszkanie, nie robi bałaganu, jest miły, nawet trochę opiekuńczy, ale to coś gdy patrze na niego trochę dłużej... To prawie czysty niepokój.
Wygląda zwyczajnie, niemal przeciętnie, a jednak jego normalność mnie przeraża.
Im więcej o tym myślę, tym bardziej nie wiem, czy mu ufać, czy wywalić za drzwi, gdy tylko wygaśnie umowa.
Westchnąłem ciężko.
Może powinienem po prostu przymknąć na to wszystko oko. 
Może się mylę i Charon jest zwykłym, najzwyklejszym człowiekiem, który wobec monotonii swojego życia wyodrębnił w swojej podświadomości drugą osobowość, której życie jest pełne przygód, ponieważ jest ona śmiercią.
. . .
Jestem śmieszny.
Powinienem napisać komedię o popadaniu ze skrajności w skrajność.
Z zamyślenia wyrwały mnie moje własne zęby uderzające o siebie, robiąc przy tym spory hałas.
Prysznic musiał oblewać mnie wodospadem lodowatej wody już od paru minut, bo nogi i palce u rąk miałem absolutnie odrętwiałe.
Także tego...
Wykąpałem się.

niedziela, 23 marca 2014

Heartbeat 1

 No więc taki oneshot sobie mam dla Was dzisiaj ^^
Będzie jeszcze część druga, a może nawet trzecia?
Nie jestem jeszcze pewna ^^"
Hmmm.. Ostatnio (nie zapeszając) piszę coraz dłuższe wpisy ;> 
Jakoś tak wychodzi moi drodzy i nie jest mi  tym źle, prawdę mówiąc ^^
Zainspirowane tym gifem.
 W każdym razie, dajcie znać czy może być i czy następna ma być kontynuacja czy może kolejny rozdział czegoś innego (ostrzegam, że Gwiezdne Łzy to drażliwy temat, bo... 
Nie w sumie, to nie wiem dlaczego, bo nie ważne jak bardzo staram się napisać kolejny rozdział to po dwóch zdaniach po prostu patrzę się tępo w pustą stronę :/ Grrrr... 
Wen jest kretynem)
***
Na dworze zaczynało się powoli ocieplać, a przenikliwy chłód zamieniał się w tylko trochę dokuczliwy wietrzyk. Słońce wychylało się zza chmur znacznie częściej i tym razem przyjemnie grzało w plecy, zamiast bezmyślnie oślepiać jak to bywa zimą. W powietrzu zaczynała unosić się woń nadchodzącej wiosny i nawet ptaki śpiewały radośniej niż zwykle.
W tak miłych okolicznościach nastał kolejny poranek, w którym Suga zamiast wchodzić do szkoły wejściem głównym, wchodził tym dla pracowników.
Przywitał się grzecznie z woźnymi i zdjął wytartą jeansową kurtkę.
Jak co dzień zostawił buty zarz przy wejściu, a okrycie powiesił na wieszaku wraz z płaszczami pracowników szkoły.
Nawet nie myślał o korzystaniu z szatni dla uczniów.
Wziął głęboki oddech przed wyjściem z pokoju, w którym trzy starsze panie rzucały w jego stronę zaniepokojone spojrzenia. Zacisnął szczupłe palce na ramieniu torby i uprzednio uśmiechając się do zatroskanych pań, szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia.
Zaczynał polskim, więc musiał dotrzeć jedynie na drugi koniec korytarza na pierwszym piętrze. Szedł z prędkością dźwięku, trzymając się blisko ścian i starając się nie wyróżniać za bardzo w tłumie.
Rozejrzał się uważnie, czy nigdzie na horyzoncie nie pojawiła się ruda czupryna i poprawił ześlizgujące się z nosa okulary.
Dotarł do klasy, wszedł do środka, przywitał się z nauczycielką i usiadł w jednej z pierwszych ławek.
To jakiś obłęd - pomyślał wyjmując podręcznik i zeszyt.
Do klasy powoli zaczęły napływać grupki roześmianych lub zaspanych ludzi, po chwili w sali zrobiło się gwarnie i wesoło.
Na korytarzach rozbrzmiał dźwięk dzwonka, nauczycielka sprawdziła listę i rozpoczęła lekcje.
- Dziś moi drodzy, omówimy legendę o bratnich duszach.
Po klasie przebiegł szmer znudzenia, natomiast na twarzy Sugi rozkwitł szeroki uśmiech.
- Kto z Was wie o jakiej legendzie mówię? - zapytała, na co cała klasa podniosła z znużeniem ręce do góry. - W takim razie kto zechce ją nam przypomnieć? - cisza nie wróżyła ochotników. - No dobrze to może, Kasia? Tak, Kasiu proszę abyś przytoczyła nam treść legendy. Na ocenę.
Blondynka o długich, przepalonych prostownicą włosach wstała, westchnęła ciężko i rozpoczęła swoją odpowiedź.
- A więc...
- Nie zaczyna się zdania od "a więc" Kasiu. - poinstruowała ją nauczycielka.
Lekko podirytowana dziewczyna zaczęła od początku, tym razem uważając na to jak zaczyna.
- Legenda ta opowiada o poprzednich życiach każdego człowieka na ziemi. Według niej każdy z nas posiada swoją bratnią duszę, z którą byliśmy w poprzednim życiu i w życiu przed tym poprzednim  i tak w nieskończoność.
- Jak się tą duszę rozpoznaje? - dopytała belferka.
- Wystarczy dotknąć drugiej osoby, a nasze serca dadzą znać.
- Bardzo dobry, możesz usiąść.
Suga zmarszczył brwi.
5? Za to? Przecież to nie było nawet streszczenie. - pomyślał rozzłoszczony - Powinna powiedzieć, że legenda ta odwołuje się do piękna miłości, że pokazuje, jak prawdziwe uczucie potrafi przetrwać nie tylko trudne chwilę, ale i śmierć, że potrafi trwać latami a nawet wiekami, że potrafi przeżyć w sercach kolejnych wcieleń. Powinna powiedzieć, że miłość to coś więcej niż emocja, to więcej niż moment uniesienia.. To coś co zostaje w pamięci ciała, serca, umysłu i duszy na zawsze. Powinna powiedzieć, że serce nigdy nie zapomni tego kogo raz pokochało i rozpozna tą osobę wszędzie, choćby po biciu serca, a gdy po latach rozłąki w końcu uda im się odnaleźć, będą świecić światłem jaśniejszym niż wszystkie gwiazdy na niebie.
To właśnie powinna była powiedzieć.
- Teraz, dlaczego nie możemy powiedzieć, że to zwykła legenda i dlaczego nie do końca powinno się to nazywać legendą?
- Co roku pojawiają się nowe bratnie dusze, więc historia ta nie spełnia wymagań legendy. Legenda to coś co mogło się wydarzyć kiedyś, ale nie musiało. Posiada odrobinę faktów i odrobinę fantastyki, natomiast tu wychodzi na to, że jest to prawda. - powiedział  jeden z chłopaków w ławce pod ścianą.
- Świetnie, widzicie jak genialnie Wam idzie? - powiedziała zadowolona z siebie po czym rozpoczęła wykład na temat różnych rodzajów legend.
 Wraz z dzwonkiem wszyscy poderwali się z miejsc i wyszli w pośpiechu z klasy, nie pozwalając polonistce na zadanie pracy domowej.
Suga udał się do miejsca, w którym zazwyczaj spędza wszystkie swoje przerwy - do ostatniej kabiny w toalecie na drugim piętrze. Może nie jest to jedno z najbardziej higienicznych miejsc w jakich przyszło mu się znajdować, ale wypróbowywał już wiele kryjówek i jak na razie ta sprawdzała się najlepiej.
Próbował kiedyś chować się miedzy regałami w bibliotece, ale stamtąd łatwo kogoś wyciągnąć, ewentualnie właśnie tam zlać.Próbował też przesiadywać niektóre przerwy u higienistki, ale zazwyczaj miała za dużo pracy by go przyjmować, poza tym każdy kto do niej wszedł mógł go zobaczyć, a potem udać się do pewnych osób z arcy ciekawą wiadomością o miejscu jego pobytu.
Natomiast tu przynajmniej ma pewność, że nikt nic mu nie zrobi. Może zamknąć drzwi, a od ich dołu jest tylko mała szpara no i żeby wejść górą trzeba by ze dwóch chłopa.
Tu jest bezpieczny.
Reszta godzin minęła mu tak jak zawsze.
Lekcja, toaleta, lekcja, toaleta itd.
Parę razy na korytarzu mignęła mu ruda czupryna, na widok której zrobiło mu się trochę słabo, a serce przyśpieszyło ze strachu. Na szczęście udało mu się uciec zanim dręczyciel zdołał wypatrzeć go w tłumie.
Ostatnie zajęcia jakie widniały dziś w jego planie zajęć to w-f.
Niestety łączony.
Pojawił się w szatni dużo wcześniej niż reszta klas. Przebrał się szybko i sprawnie, starając się nie dotykać posiniaczonych miejsc na żebrach i brzuchu.
Jak na chłopaka był raczej drobny, do tego strasznie blady, więc wszystkie zadrapania czy ślady po uderzeniach były bardzo widoczne. Każde mocniejsze szturchnięcie, czy upadek spowodowany popchnięciem mógł być przyczyną wielkich, bolesnych fioletowo-żółto-zielonych plam.
Już przebrany poszedł do sali i czekał na rozpoczęcie się piekła.
Po paru minutach na salę wtoczyła się trzydziestka wysportowanych i żądnych adrenaliny nastolatków. Wśród nich rude, zadziornie ułożone włosy, lekko przekrzywiony, jakby wiecznie kpiący uśmiech i bystre, zielone oczy lustrujące całą salę ze spokojem.
Na ich widok Suga mimowolnie cały się spiął i na swoje wielkie nieszczęście nie zdążył odwrócić wzroku zanim ich spojrzenia się skrzyżowały.
Uśmiech wyższego niebezpiecznie się wyostrzył, a oczy nabrały drapieżnego charakteru, gdy podniósł lekko rękę i nonszalancko, jakby z ukrytą groźbą pomachał w kierunku przerażonego Sugi.
No to przesrane. - pomyślał i do sali wszedł nauczyciel z piłką do zbijaka.
- Panowie, zagramy sobie w dwa ognie. - oznajmił na co Suga poczuł jak uginają się pod nim kolana. - Suga, nie grasz. Pani Matczak prosi cię do siebie. - powiedział, a chłopak pomimo chwilowej ulgi, poczuł spływający po plecach zimny pot. Rzucił spłoszone spojrzenie w stronę rudowłosego, który nie wyglądał na zachwyconego takim obrotem spraw, po czym jak najszybciej wyszedł z sali.
Nie przebierając się ze stroju poszedł od razu do polonistki. Zapukał do drzwi klasy i gdy usłyszał uprzejme "Proszę", wszedł do środka.
- Chciała się Pani ze mną widzieć? - zapytał nie do końca wiedząc o co może chodzić.
- Tak, cieszę się, że przyszedłeś. Nie będę owijać w bawełnę, chodzi o twoje wypracowanie.
- Ah... - czyli jednak brzmiało zbyt osobiście... - Mógłbym napisać je od początku?
- Od początku? O czym ty mówisz? To jedno z najlepszych wypracowań jakie przyszło mi przeczytać w całej mojej nauczycielskiej karierze. Jest szczere, dobitne i w pewnych momentach nawet wzruszające. Chciałam zapytać czy miałbyś coś przeciwko gdybym użyła go jako przykładu na warsztatach pisarskich, na które nawiasem mówiąc, mógłbyś się zapisać.
- Proszę używać go do woli - odpowiedział powoli, przetwarzając informacje - ale wolałbym aby nie ujawniała Pani mojego imienia ani nazwiska. Co do warsztatów, pomyślę nad tym.
- Ciesze się. Mógłbyś mi jeszcze pomóc z tą punktacją? Chyba, że bardzo śpieszysz się na w-f..
- Nie! - powiedział aż za gorliwie - To znaczy nie ma problemu, z chęcią Pani pomogę.
Minęła cała lekcja i jeszcze trochę zanim wyszedł z klasy polonistycznej i skierował się do szatni, żeby przebrać się w normalne ciuchy.
Nigdy by nie pomyślał, że jego wypracowanie będzie aż tak wyróżnione. Nie był jakoś niesamowicie zaskoczony, w końcu pisał na swój ulubiony temat no i zdawał sobie sprawę ze swoich jako takich zdolności literackich.
Tytuł pracy brzmiał: "Stosunek współczesnego człowieka do bratnich dusz" i gdyby nie limit dwóch stron to pisałby i pisał i pisał. Miał na ten temat zdecydowanie za dużo przemyśleń, ale co poradzić, gdy jednym z jego niewielu marzeń było by spotkać swoją bratnią duszę.
Często wyobrażał sobie jak wspaniale musi być gdy całe ciało wypełnia nieopisane uczucie szczęścia i miłości, tak jakby serce nie pompowało już krwi, a czyste emocje. Potrafił godzinami siedzieć i rozmyślać, jak to jest zatracić się w osobie, którą przeznaczono ci przed wiekami, jak to jest nie widzieć świata poza ta osobą.
Ja też kiedyś ją znajdę. Osobę, która będzie tylko moja. Kogoś kto będzie moją nadzieją, moim dniem i nocą. Moim absolutnym wszystkim. Kogoś kto będzie mnie rozumiał i będzie przy mnie zawsze. Znajdę kogoś takiego, na pewno kiedyś mi się uda.
Wchodząc do szatni spojrzał na zegarek.
15:50.
Agh! Powinien być już w domu!  
Tata się wścieknie... - pomyślał z niepokojem i zaczął zrzucać z siebie ubrania w tempie, o który sam by się nie podejrzewał.
Gdy zakładał na siebie swój szary t-shirt, ponownie starając się ominąć posiniaczone miejsca, usłyszał za plecami cichy chichot.
O cholera...
Odwrócił się powoli, modląc się aby to nie był On.
Zaraz za nim stał wysoki, tak dobrze mu znany chłopak o szerokich ramionach i nieprzyjemnie silnych sierpowych.
- Chyba nie myślałeś, że po całym dniu unikania mnie, dam Ci od tak iść sobie do domu - powiedział wysoki chłopak.
Suga zerknął nerwowo na zegarek.
15:57.
Rudowłosy położył na jego głowie ciężką rękę, bynajmniej delikatnie i przekręcił ją tak by chłopak patrzył tylko na niego. Suga otworzył swoje szare, duże oczy szerzej z zaskoczenia, bo to pierwszy raz gdy Kilian zainicjował tak bezpośredni kontakt fizyczny... To znaczy, że jest naprawdę zły. To z kolei znaczy, że będzie bolało.
Kat stał z niezmazywalnym, lekko drwiącym uśmieszkiem oraz tymi diabelnie zielonymi, przymrużonymi oczyskami i przyglądał się wszystkim siniakom i zadrapaniom Sugi.
- Nie przypominam sobie, żebym bił cię po żebrach - powiedział z rozbawieniem - Leje cię ktoś jeszcze? - zapytał, unosząc brew na co Suga ponownie spojrzał na zegarek
16:03
UGH... PRZYWAL MI W KOŃCU I DAJ MI IŚĆ.
- To co? Gotowy na lekcję? - zapytał rudzielec przeciągając się i strzykając kręgami w szyi.
NO SZYBCIEJ.
Chłopak zamachnął się mocno tą ręką, którą nie trzymał Sugi i ruszył z nią na jego twarz. Niższy z nich zacisnął oczy i skulił się, przygotowując się na uderzenie. Czekał tak chwilę w strachu, jednak cios nie nadchodził. Uchylił jedno oko, potem drugie i zobaczył jak twarz chuligana zalewa intensywny rumieniec.
- Kilian? - zapytał ze zdziwieniem po czym przez koszulkę zielonookiego zaczęło przebijać się lekkie światło. - Huh..? - Wyższy chłopak uniósł trzęsącą się dłoń wskazując na klatkę Sugi, która teraz świeciła jasnym rytmicznym blaskiem.
- Moment... to znaczy... - zaczął Kilian bardzo powoli, zakrywając dłonią piekące poliki.
- NIE! - krzyknął Suga. - NIE, WSZYSCY TYLKO NIE TY! - wydarł się zasłaniając wciąż świecącą w rytm bicia jego serca klatkę- Nie nie nie nie nie nie nie, nie zgadzam się! To musi być koszmar, to musi mi się śnić.

poniedziałek, 3 marca 2014

Książe 9. Ostatni raz

- Pan ostatnio jest bardzo poddenerwowany - powiedziała cicho jedna ze służek.
- Pewnie nie odpoczywa tyle ile powinien, dzisiejszej nocy też się nie wyśpi. Mogę się założyć, że do rana będą...
- Cicho głupia! - pisnęła pierwsza z nich - Nie wolno służbie o czymś takim mówić, a co gdyby jakiś Gość cię usłyszał - zganiła ją wzrokiem po czym westchnęła ze zmęczeniem - Choć musimy przekazać wiadomość Panu Korneliuszowi, a potem fajrant.
Obie służące usunęły się w pośpiechu, natomiast Kon stał wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu stał Irmel. Stał z oczami przepełnionymi rozpaczą. Tępy ból powoli zaczął rozlewać się po całym jego ciele, a pieczenie w kącikach oczu przybrało na sile.
Dlaczego?
Zszedł po schodach trafiając na zalany ciemnością korytarz.
Dlaczego?
Mijając niezliczoną ilość komnat w końcu dopadł się do drzwi swojego pokoju i gdy tylko wszedł do środka rzucił się na łóżko.
Dlaczego?
Nie zauważył kiedy ciepłe łzy zaczęły wsiąkać w materiał pościeli ani kiedy w pokoju rozległ się cichy szloch tłumiony przez poduszkę.
Dlaczego nie można po prostu kochać i być kochanym?
~~~

Ze snu wybudziło go pukanie do drzwi. Podniósł gwałtownie głowę i rozejrzał się po pokoju. W pierwszej chwili nie mógł przypomnieć sobie jak się tu znalazł i dlaczego tu jest, ale zaraz wszystko do niego wróciło. Westchnął ciężko i pociągnął nosem. Był pewny, że wygląda okropnie. Poprzyklejane do mokrych policzków włosy, zaczerwienione oczy i cieknący nos. Idealny przykład każdego dojrzałego osiemnastolatka...
Z myśli wyrwało go kolejne pukanie do drzwi.
- Tak? - powiedział i sam nie poznał swojego głosu. Zachrypnięty i zmęczony. Wyprany z emocji.
- Kon, Pan kazał mi po ciebie zejść - usłyszał po drugiej stronie drzwi jedną ze służek. - Proszę, pośpiesz się. Jest w złym humorze i jeśli nie przyjdziesz mogłabym mieć kłopoty.
- . . .
- Kon? - dziewczyna wydawała się być bardzo wystraszona.
- Już.. Już idę. - powiedział siląc się na wesoły ton głosu, ale w rezultacie zabrzmiał jakby śmiał się przez łzy.
- Tylko się pośpiesz, dobrze?
- Tak, zaraz wychodzę - pokiwał głową, tak jakby dziewczyna mogła zobaczyć go przez drzwi i wstał z łóżka. Wytarł mokre policzki rękawem i wyszedł.
Szedł wolno. I choć na jego twarzy widniał szeroki uśmiech to oczy były przepełnione smutkiem. Im bliżej komnaty Irmela się znajdował tym trudniej było utrzymać mu maskę radości i swojej codziennej beztroski.
Czego Irmel od niego chciał? Nie powinien być teraz z Vivien?
Dlaczego nie może mu dać przecierpieć w milczeniu? W zamknięciu, w samotności. Po prostu dać mu się przyzwyczaić do ukrywania bólu. Wystarczyłoby mu parę dni i znów byłby sobą. Wesołym Konem opowiadającym anegdotki. Może noce byłby trochę trudniejsze. Pewnie płakałby jeszcze przez jakiś czas i nie spałby przez najbliższe tygodnie, ale z czasem wszystko wróciłoby do normy. Tak samo jak po śmierci Mistrza. To byłaby tylko kolejna rzecz, którą starałby się ukryć. Jeszcze jedno rozczarowanie życiem, które musiałby przełknąć i iść dalej, przed siebie. Nic wielkiego. Uporałby się z tym. Dałby radę. Już raz mu się udało.
Stał przed drzwiami Irmela już od paru minut z ręką na klamce.
Wziął głęboki oddech i wszedł do środka.
Pokój był przyjemnie wywietrzony, co było miłą odmianą od zaduchu panującego w reszcie rezydencji. Świeże powietrze wpadało przez otwarty na oścież balkon, na którym stał Irmel, wpatrujący się w niebo. Książe oblany księżycowym światłem z delikatnie powiewającymi na wietrze, rozpuszczonymi włosami i cieniem uśmiechu na ustach zdawał się nie usłyszeć wejścia Kona. Chłopak stał przez moment porażony tym widokiem, bo pomimo widocznego zmęczenia na twarzy Irmela, to Książe i tak wydawała się być idealny. Długie, czarne, zadbane włosy, wysoka, dobrze zbudowana sylwetka i twarz tak piękna, że Kon mógłby porównać ją jedynie do twarzy wodnika.
Chyba jednak nie powinien był tu przychodzić.
Gdy sięgał ręką do klamki żeby, póki czas, wyślizgnąć się z pomieszczenia usłyszał rozbawione:
- Już wychodzisz?
Irmel, teraz stojący twarzą do niego, uśmiechał się ze zmęczeniem. Wskazał dłonią na miejsce obok siebie na balkonie z wyczekującym wyrazem twarzy. Kon wahał się przez chwilę. Zebrało mu się nawet na płacz, ale zdusił w sobie ostatnie przejawy emocji, przykleił do twarzy fałszywy uśmiech i małymi 'radosnymi' podskokami zbliżył się do Księcia.
Gdy stanął obok niego Irmel zmarszczył raptownie brwi i wziął jego twarz w swoje dłonie. Przyglądał mu się przez chwilę z zaniepokojeniem podczas gdy Kon desperacko starał się unikać kontaktu wzrokowego. Nie chciał widzieć jego oczu. Jak na niego patrzą, jak podążają za jego własnymi oczami. Przygryzł wewnętrzną stronę policzka, pewny, że jeśli nie zrobi czegoś by się rozproszyć to nie wytrzyma długo.
- Co się stało? - Książe zapytał zmartwiony, głaszcząc kciukiem policzek Kona.
- Nic takiego - odpowiedział gładko - Trochę źle się czuję. Ból głowy wrócił, ale zaraz minie, jestem pewien. - mówił, jakby to była najszczersza prawda.
- Nie kłam - usłyszał twardy ton, a przez jego twarz przebiegł cień desperacji.
- Po co miałbym kłamać? - zapytał śmiejąc się nerwowo.
- Ty mi powiedz.
Nastała niezręczna cisza.
W ustach Kona pojawił się metaliczny posmak. Przegryzł wnętrze policzka.
Nagle Irmel westchnął ciężko i opuścił ręce pozwalając Konowi odwrócić głowę i wziąć parę głębszych oddechów by się uspokoić.
- Nie ważne - powiedział, przecierając ze zmęczeniem twarz. - Chce spać. Jestem wykończony.
- Umm... To ja już pójdę - Kon powoli zaczął się wycofywać z balkonu.
- Co? - Książe uniósł jedną z brwi. - Po co?
- Pani Vivien pewnie zaraz się zjawi. Byłoby mi głupio gdybym wam przeszkadzał - powiedział ze sztucznym śmiechem.
- Vivien? Tutaj? Dlaczego? - zmarszczył brwi.
- Uh... eee nie mieliście być dzisiaj zajęci? - zapytał czując jak przegryza drugi policzek.
- Aaa, to? Już po sprawie. Nawet sobie nie wyobrażasz jak mnie wymęczyła. Po godzinie nie miałem już sił żeby się opierać. Czasem się zastanawiam skąd ona ma tyle energii. - mówił ciężkim, sennym głosem po czym ziewnął.
Jest źle.
Jest bardzo źle.
Tak bardzo nie chciał tego słuchać. Tak bardzo nie chciał tu być. Tak bardzo, bardzo chciał stąd wyjść.
- Chodź, idziemy spać - Irmel złapał go za ramię, na co Kon, nie wiele myśląc, odtrącił jego dłoń. Książe zmarszczył brwi.
- Co jest?
- Nic, tylko... źle się czuję. Trochę mi niedobrze i wolałbym iść już do siebie. - powiedział słabo.
- Nie myślisz chyba, że puszczę cię samego? - powiedział i sięgnął w kierunku jego ręki. Kon zrobił gwałtowny krok w tył trafiając na barierkę balkonu. Książe zwężył oczy i przyglądał się mu uważnie przez chwilę.
- Co się dzieje, Kon? - podszedł do niego, starając się spojrzeć mu w oczy. Kon desperacko starał się uniknąć jego wzroku. - Spójrz na mnie - głos stanowczy, choć zmartwiony - i powiedz co się dzieje.
- Jeśli Pani Vivien przyjdzie i...
- Po co miałaby tu przychodzić..? O czym ty bredzisz Kon? Chodź spać. Jutro rano będziesz czuł się lepiej. Chodź.
- Nieprawda. - powiedział cicho. On sam ledwo się usłyszał, więc powtórzył głośniej - Nieprawda. Nie będzie lepiej, będzie tak samo. I pojutrze też. I za tydzień i za miesiąc. Pani Vivien... Kochasz ją, prawda? - zapytał i po raz pierwszy tego dnia spojrzał Irmelowi w oczy.
- No.... tak, ale co to ma...
- Więc idź do niej i daj mi iść do siebie - powiedział cudem hamując drżenie głosu i całego ciała. - Daj mi iść. - chciał go wyminąć, ale Książe zablokował mu drogę ręką - Proszę, daj mi iść. - kąciki oczu boleśnie zapiekły, dając mu znać, że jego limit jest bardzo blisko.
- Ja do nikogo nie pójdę i ty zostaniesz tutaj. - łagodny głos Księcia zazwyczaj tak kojący, teraz wywoływał fale bólu. Wyciągnął dłoń by dotknąć jego policzka, lecz Kon, po raz trzeci odtrącił ją. - Kon, powiedz mi co się dzieje. - cichy, spokojny, ciepły głos Irmela był przepełniony troską i zmartwieniem.
Tak bardzo chciałby go słyszeć codziennie. Zawsze przed snem i zaraz po przebudzeniu, ale on już nie jest jego. Nigdy nie był i nie będzie. Nie mógł się już nawet oszukiwać , że jest inaczej.
- Powiedz mi, to...
- Idź do niej do cholery! - wybuchł czując łzy na policzkach. - Nie każ mi już na siebie patrzeć, nie mów do mnie, nie dotykaj mnie! Idź do niej i zostaw mnie - ostatnie słowa ledwo słyszalne przez szloch wydobywający się z jego piersi.
Przyjemna bryza wieczoru zmieniła się w doskwierający chłód.
Kon stał tam przed nim, trzęsąc się z zimna oraz mieszaniny złości i rozpaczy. Kolejna fala dreszczy przebiegła przez jego ciało, gdy nagle poczuł ciepłe usta na swoim czole i silne ramiona oplatające się wokół niego. Czuł jak jego serce kurczy się i na chwilę zatrzymuje, by zaraz potem zacząć bić ze zdwojoną prędkością.
- Powiedziałem... -  chłopak zaczął słabo, pociągając nosem i opierając dłonie o twardą klatkę Irmela starając się go odepchnąć.
- Słyszałem - przerwał mu zacieśniając ramiona. - Ale to nie ty jesteś tu od wydawania poleceń. - powiedział ciepło i pozwalając unieść Konowi głowę, oparł swoje czoło o jego. Ich nosy stykały się, a usta dzieliły centymetry. - Juto mi to wyjaśnisz. Teraz idziemy spać. - stanowcza nuta w głosie nie akceptowała sprzeciwu.
Jutro będzie tego żałował.
Będzie żałował, że został.
Ale na razie...
Na razie pozwoli poprowadzić się do wielkiego łoża. Pozwoli wsadzić się pod kołdrę i pozwoli się objąć. Pozwoli się delikatnie głaskać, podczas gdy będzie cicho płakał w ramię Irmela.
Ten ostatni raz.
Pozwoli sobie przeczesać włosy swojego ukochanego i pozwoli by on zrobił to samo z jego włosami.
To będzie ostatni raz.

sobota, 1 marca 2014

1. Ze śmiercią po imieniu.

Tak więc tego...
NIESPODZIANKA  ^^
Ummm... zaczynam nowy projekt.
Taki nowy nowy :3
Mam nadzieję, że się wam spodoba.
Taaaak...
To mój pierwszy tak długi rozdział od jakiegoś czasu, więc...
Dajcie znać czy jest ok, dobra?

☠ ☠ ☠
Poszukiwany współlokator
Dwie sypialnie (jedna do użytku osobistego) oraz salon, kuchnia i łazienka (wspólne). Niewysoki czynsz (rachunki dzielone na pół). Mile widziana osoba dbająca o porządek.
Kontakt: 501-xxx-xxx

W ciemnym pokoju pomiędzy stosami książek i piętrzącymi się brudami, przy biurku siedział niski brunet wgapiając się w monitor komputera kolejną minutę.
- Może być? - wymamrotałem sam do siebie - Chyba jo...
Jeszcze raz przyjrzałem się krytycznie ogłoszeniu.
Dobra, jest ok, można drukować.
- Levi rusz tu swoje jestestwo! Pożegnałbyś się! - dźwięk donośnego, niskiego głosu dobiegającego z przedpokoju potoczył się po całym mieszkaniu.
Westchnąłem cicho.
- I co się drzesz? - powiedziałem pewny, że usłyszy. Sprawdziłem jeszcze czy mam odpowiednią ilość tuszu w drukarce, włączyłem drukowanie i poszedłem odprawić mojego, teraz już byłego, współlokatora. Wyszedłem z pokoju i mijając jasną kuchnię oraz przestronny salon dobrnąłem do małego przedpokoju.
Przy drzwiach wyjściowych stał wysoki, dobrze zbudowany szatyn o nienagannie ułożonych włosach, z szerokim uśmiechem na twarzy i wypchanymi do granic możliwości torbami na ziemi.
- Będziesz dzwonił, nie? - zapytał zanim zdążyłem się odezwać i nie czekając na jego odpowiedź rozłożył ręce w zapraszającym geście.
Popatrzyłem na niego z mieszaniną politowania i rozbawienia.
- Sugerujesz coś? - zapytałem unosząc jedną z brwi.
- No chodź - skinął na mnie jedną ręką - Wiem, że tego chcesz. - dodał poszerzając uśmiech.
- Chyba śnisz - prychnąłem cicho, ale postawiłem krok w jego kierunku. Ex-współlokator przytulił mnie mocno, a ja poklepałem go przyjacielsko po plecach.
- Będę tęsknił stary - powiedział smutno, ale wiedziałem, że się uśmiecha. W końcu kto by się nie ciszył ze stypendium za granicą.
- No - przytaknąłem.
- I kto cię będzie teraz socjalizował, gdy mnie zabraknie? Wychodź do ludzi, bo umrzesz tu całkiem sam i nikt nie zauważy. - nutka ojcowskiego tonu w jego głosie wywołała u mnie cichy uśmiech.
- Dzięki Razjel za tą jakże cenną radę. - powiedziałem wbijając boleśnie jeden z knykciów między jego żebra. Jęknął cicho z bólu, ale zaraz potem zaczął się śmiać. Z kieszeni Razjela wydobył się fragmet jakiejś dubstep'owej melodyjki.
- To moja taksówka - powiedział wypuszczając mnie ze swojego niedźwiedziego uścisku - Dbaj o siebie, Levi. I dzwoń! - podniósł swoje torby i wyszedł na korytarz - Cześć! - krzyknął przez ramię zamykając za sobą drzwi.
- Cześć - powiedziałem już bardziej do siebie niż do niego, przekręcając zamek i wracając do pustego mieszkania.
☠ ☠ ☠
Tydzień po rozwieszeniu ogłoszeń i wyprowadzce Razjela, powoli zaczynałem tracić moją - i tak już nikłą - wiarę w ludzkość. Każdy kolejny telefon w sprawie pokoju coraz bardziej psuł mi nerwy i szczerze zaczynałem nienawidzić swojego dzwonka.
- Tak słucham? - odebrałem ze zmęczeniem.
- No siemson. Ja w sprawie tego ogłoszenia, nie? Aktualne ta..? - Osobie po drugiej stronie słuchawki udało się porazić mnie swoją głupota już pierwszym wypowiedzianym przez nią zdaniem.
Wow, bijemy rekordy.
- Emm... Owszem, nadal aktualne. - odpowiedziałem wracając do rzeczywistości.
- No to git, bo ja jestem tego.. no - kobieta beknęła głośno po czym kontynuowała - zainteresowana jestem, nie?
- . . .
- Halooooooo? Jest tammm  ktoo? - bardzo rzadko zdarza się żeby czyjś głos przypominał drapanie gwoździem po szybie.
- Przepraszam, to chyba jednak pomyłka. - powiedziałem i wdusiłem czerwoną słuchawkę.
Ludzie to kompletni kretyni. - zdążyłem pomyśleć i w pokoju rozbrzmiał po raz kolejny utwór, który w przyszłości będzie budził we mnie chęć mordu.
- Tak słucham? - powiedziałem z nutą rozdrażnienia.
- Dobry wieczór, dzwonię w sprawie ogłoszenia. Mam parę pytań, mogę je teraz zadać? - głos mężczyzny był nużący. Brzmiał jak stary, zmęczony życiem nauczyciel... może fizyki, choć jestem prawie pewien, że nie dobijał nawet do 30.
- Ummm... Tak, proszę pytać.
- A więc tak, czy jesteś w związku? A jeśli tak, to czy głośno uprawiasz sex? Nie lubię gdy budzą mnie w nocy jęki. Często jesz ostre potrawy? Śmierdzące bąki też nie są najprzyjemniejsze. Jak często się masturbujesz, bo...
I koniec rozmowy.
Jeszcze jeden taki telefon i przyrzekam - będę mieszkał sam. Jeżeli nie dam rady z czynszem to ewentualnie wezmę drugą robotę na pół etatu, nie chce mieszkać z idiotą lub jakimś dziwakiem.
Zaczyna poważnie brakować mi Razjela. Miał swoje wady. Był głośny, wiecznie uśmiechnięty tak jakby nie istniały problemy nie do rozwiązania, miał silną potrzebę ojcowania mi i uspołeczniania mnie, ale... brak mi go trochę. Za przyjaciółmi zawsze się tęskni, choć po latach mieszkania razem, można powiedzieć, że słowo "przyjaciele" jest trochę za delikatne żeby określić naszą relacje.
Bracia - to jest lepsze.
Znacie tą cienką linię między postrzeganiem kogoś jako przyjaciela a członka waszej rodziny. Ta linia urywa się, niestety na stałe, gdy wiecie o drugiej osobie zdecydowanie ZA DUŻO. Tak jest właśnie z nami. Wiemy o sobie takie rzeczy, o których istnieniu często chciałbym zapomnieć.
Nie zmienia to faktu, że bez niego jest w domu trochę za cicho, za nudno i za spokojnie.
Od paru dni dostaję napadów nagłej i silnej potrzeby posprzątania lub pouczenia się, co samo w sobie jest dziwne. Jako student psychiatrii nie muszę się nawet za bardzo wysilać żeby dojść do wniosku, że zaczynam wariować będąc sam w domu.
Z zamyślenia wyrwała mnie przerażająca melodia. Odebrałem z niekrytą niechęcią w głosie:
- Tak słucham?
- Umm, dzwonię w sprawie ogłoszenia. Nadal aktualne? - głos mężczyzny był bardzo... czysty. Gdybym miał go komuś opisać, to zapewne nie potrafiłbym tego zrobić.
- Tak. - odpowiedziałem szorstko.
- Ah, to świetnie. - ulga w głosie chłopaka brzmiała podejrzanie prawdziwie. - Są jakieś konkretne wymagania co do wynajmującego?... Oprócz tego, że ma nie bałaganić? - dodał z lekkim rozbawieniem zanim zdążyłem odpowiedzieć.
- Byłoby miło gdyby nie palił, choć mieszkanie ma balkon, więc nie byłoby to aż tak wielkim problemem  - odpowiedziałem powoli nie do końca wierząc w to, że ta rozmowa jest tak bardzo normalna. Żadnych pytań o masturbacje lub bąki po jedzeniu. Żadnego drażniącego głosu, ani maniery mówienia jak idiota.
- A to nie ma problemu, nie palę. To nie zdrowe. - zaśmiał się - Ummm... możemy umówić się na spotkanie? Chciałbym zobaczyć mieszkanie i omówić parę spraw osobiście.
- No dobrze, jutro ok. 17? Wcześniej raczej nie, bo mam wykłady. - powiedziałem po chwili zastanowienia
- 17 jest w porządku - odpowiedział radośnie.
- Masz pod ręką coś do pisania? Podam ci adres.
☠ ☠ ☠
Wpadłem na klatkę jakby goniło mnie stado wygłodniałych zombie.
17:30
Jestem spóźniony na godzinę, którą sam zaproponowałem. Nie mogłem nawet uprzedzić gościa, że się spóźnię, bo padła mi komórka.
Wbiegłem na 4 piętro cały zdyszany, spocony z przekrzywionymi okularami i na wpół otwartą torbą w jednej ręce oraz teczką z materiałami na zajęcia w drugiej.
Przed moimi drzwiami stał trochę wyższy ode mnie chłopak ze słuchawkami na uszach. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się łagodnie, choć mam wrażenie, że powstrzymywał się od śmiechu.
Nie ma to jak dobre pierwsze wrażenie.
- Może ci pomóc? - zapytał chowając słuchawki i bez czekania wziął ode mnie teczkę i torbę.
- Przepraszam, że nie zadzwoniłem, padł mi telefon, a potem jeszcze była kolejka do rektoratu, potem uciekł mi tramwaj, potem okazała się, że tramwaj jest zepsuty i musiałem iść na pieszo.
Otworzyłem szybko drzwi i wpuściłem go do środka. Przechodząc obok lustra, które wisiało w przedpokoju omal nie dostałem zawału na swój widok.
- Jeszcze raz przepraszam, zazwyczaj się nie spóźniam i nie wyglądam jak sapiący, szalony naukowiec - powiedziałem uklepując sterczące na wszystkie strony, mokre włosy i poprawiając przekrzywione okulary.
- Spokojnie, też się trochę spóźniłem. - odpowiedział uśmiechając się przyjaźnie, a przynajmniej takie wrażenie sprawiał owy uśmiech dopóki nie spojrzałem ponownie w lustro. Włosy, które zdążyłem jako tako ułożyć znów wywijały się w niesforne loki we wszystkie strony świata. Nie uśmiechał się do mnie tylko się ze mnie śmiał.
No tak. GENIALNE PIERWSZE WRAŻENIE.
Westchnąłem ciężko i wziąłem od niego kurtkę.
Teraz mogłem mu się dokładniej przyjrzeć.
Tak jak zauważyłem przy wejściu jest ode mnie nieco wyższy. Szczupły, przeciętnie wyglądający chłopak, najwyżej 22 letni.
- Choć pokaże ci mieszkanie - rzuciłem przez ramię i weszliśmy w głąb pomieszczenia. - Kuchnia jest oddzielona od salonu kontuarem. Zazwyczaj przy nim właśnie jem, bo na duży stół nie ma miejsca. Poza tym dzięki temu pomieszczenie sprawia wrażenie większego. Okna niestety wychodzą na ulice, więc w południe może być trochę głośno. - Zerknąłem na niego kątem oka. Mysi odcień blondu na jego włosach łudząco przypominał siwiznę. - W tym korytarzu są  sypialnie. Ta jest twoja. Dokładnie na przeciw moja. Główną zasadą tego domu jest: Ja nie wchodzę do Ciebie, ty nie wchodzisz do mnie.
- Dość zrozumiałe - przytaknął, a ja zmrużyłem podejrzliwie oczy. Coś mi nie pasowało, ale jeszcze nie wiedziałem co.
- Na końcu korytarza jest łazienka połączona z toaletą. To tyle. A! Jest jeszcze balkon w salonie. No, teraz to serio koniec.
- Mogę się przejść jeszcze raz po mieszkaniu? - zapytał.
Spojrzałem na niego uważnie.
Jasne, piwne oczy kryły w sobie pokłady inteligencji i coś czego nie da się zidentyfikować.
- Spoko - powiedziałem w końcu.
Spacerował chwilę po mieszkaniu, rozglądał się. Zajrzał do łazienki i do pokoju, który miałby należeć do niego. Wyjrzał przez okna w salonie i wyszedł na balkon.
- Lepiej być nie mogło - powiedział stojąc już w wyjściu. - Kiedy mogę się wprowadzić?
- A kiedy ci pasuje?
- Jutro? - zapytał nieśmiało i niepewnie.
- Dobra, jutro jestem cały dzień w domu.
- W takim razie do jutra. - uśmiechnął się i wyszedł.
☠ ☠ ☠
Chłopak, wbrew pozorom, nie miał za wiele rzeczy. Zaledwie dwa pudła i jedną dużą torbę. Także wieczorem następnego dnia wszystko było już przywiezione, rozpakowane, a umowa na wynajem podpisana.
Siedzieliśmy teraz w salonie w fotelach na przeciw siebie, popijając herbatę.
- W sumie to nic o tobie nie wiem - powiedziałem po chwili komfortowej ciszy.
- Ja o tobie też, jakby na to nie patrzeć - odpowiedział śmiejąc się cicho.
- Rzeczywiście... Nazywam się Levi, 21 lat. Drugi rok psychiatrii na Uniwersytecie Medycznym. Pracuję dorywczo w pobliskiej bibliotece. Miło mi, ale nie uścisnę ci dłoni, bo nie chce mi się wstawać - powiedziałem i wziąłem łyka ciepłej herbaty ze swojego kubka.
- Charon, od paru miesięcy mam 23 lata, niczego nie studiuję, choć gdybym mógł i miał czas, to pewnie coś bym sobie wybrał. - powiedział uśmiechając się.
- A co cię tak zajmuje? - zapytałem zaciekawiony.
- Praca. Można powiedzieć, że jest całym moim życiem, ale to byłoby zabawne porównanie.
- Gdzie pracujesz? - teraz byłem naprawdę zaintrygowany.
- Tajemnica - powiedział i choć z jego twarzy nie schodził uśmiech i ton głosu pozornie się nie zmienił, to w tej odpowiedzi słychać było stanowczość.
- No co ty, nie może być tak źle.
- Uznajmy, że się wstydzę - powiedział rozbawiony moją dociekliwością lub swoją odpowiedzią. Nie jestem pewny.
☠ ☠ ☠
- Już znalazłeś sobie kogoś na moje miejsce? Jakąś kobitkę może? No przyznaj się, to pewnie jakaś biuściasta piękność. - w salonie dźwięczał nieco zniekształcony głos Razjela. Od paru dni wysyłał mi niezliczoną ilość smsów z błagalną prośbą o rozmowę wideo. Dziwnym trafem stało się to zaraz po wiadomości, że jego pokój został już zajęty.
- Razjel, skończ. Zgodziłem się na rozmowę, bo podobno miałeś coś ważnego do przekazania, więc czekam.
- A tak, prawda. Zaraz przechodzę do tej ważne sprawy tylko powiedz czy ma ładne cycki.
- Nie mam, ale zawsze mogę się o jakieś postarać - usłyszałem nad uchem śmiech Charona, który właśnie nachylał się nade mną i uśmiechał serdecznie do kamerki. Sam zacząłem się śmiać po zobaczeniu miny Razjela.
- Cieszę się, że nie izolujesz się od ludzi - chrząknął z zażenowaniem i zaraz dodał by zmienić temat - Jak na wykładach?
- W porządku - odpowiedziałem - W chust nauki, ale to normalne. Za to facet, z którym pracuje złapał grypę i muszę przejąć jego godziny do końca tygodnia. Nie wiem czy przeżyje taką harówę. - westchnąłem ciężko. W tle kliknęły zamki, Charon musiał już wyjść do pracy.
- Będzie dobrze stary. A ten facet.. umm... jak on się w ogóle nazywa?
- Charon.
- No to ten Charon, czym on się zajmuje? - zapytał jakby z niepokojem.
- Nie wiem - odparłem - A co?
- Jak to nie wiesz? - zapytał marszcząc brwi.
- Nie chciał się tym za bardzo chwalić, więc nie wnikałem. Za jakiś czas pewnie sam mi powie.
- Umm... Nie chcę cię straszyć czy coś, ale on jest dziwny. - powiedział z zaniepokojeniem.
- To znaczy?
- Jak to "to znaczy"? Przecież masz oczy, tak? Coś mu się stało w twarz jak był mały, czy jest taki straszny z natury i ten głos... Stary, ja to bym się bał spać razem z nim w jednym bloku, a co dopiero w jednym mieszkaniu.
- Kim jesteś i co zrobiłeś z Razjelem. - zapytałem podejrzliwie - Razjel nie obrażał ludzi bez podstawy, a ty to teraz robisz ćwoku.
- Levi, może powinienem załatwić ci nowe okulary, bo chyba te już ci nie służą. Kazałem ci się socjalizować, ale bez przesady. Ten człowiek jest... Boże nawet nie wiem czy istnieje słowo żeby go opisać, bo jestem pewny, że 'przerażający' tego nie oddaje.
- Przestaje podobać mi się ta rozmowa i zaczyna mnie nudzić. Zadzwoń jak zaczniesz być sobą dupku. - powiedziałem ze zmarszczonymi brwiami oraz kwaśnym wyrazem twarzy i rozłączyłem połączenie.
Spojrzałem na zegarek i zdałem sobie sprawę, że nie mam co robić przez całe popołudnie. Zaraz jednak mnie olśniło.
Jeśli nie masz co robić, nie marnuj okazji i idź spać !
☠ ☠ ☠
 Uchyliłem delikatnie powieki by stwierdzić, że leżę na kanapie w salonie, a za oknami zaczyna się ściemniać. Z powrotem zamknąłem oczy czując jak rozleniwienie nie odchodzi, a tylko się pogłębia.
Kocham mieć wolne.
Gdzieś za mną kliknęły zamki i do mieszkania wszedł Charon. Zdjął buty i kurtkę po czym wkroczył do salonu. Nabrał powietrza w płuca by mnie, jak się domyślam, zawołać, ale zawiesił głos, widząc mnie z wciąż zamkniętymi oczami, leżącego na kanapie.
- Śpioch - powiedział cicho do siebie i mogę przysiąc, że się uśmiechnął. Wziął z fotela materiałową narzutę i okrył mnie nią. Położył coś na ławie i poszedł do łazienki.
Charon jest naprawdę w porządku, a Razjel to dupek. Nawet jeżeli Charon nie wygląda jak Jhonny Depp czy Brat Pit to słowa 'straszny' i 'przerażający' są dużym przegięciem. Poza tym jego głos jest bardzo czysty i przyjemny dla uszu. Może nie brzmi jak śpiewak operowy, ale kto oprócz owych śpiewaków tak brzmi?
Z zamyślenia wyrwał mnie cichy dźwięk ze stołu. Uchyliłem jedno oko i źródłem hałasu okazał się być telefon Charona. Na ekranie widniało wymowne:

1 Nowa wiadomość od:
Praca
Hmmm... Kuszące. Mógłbym sobie czytnąć.
Nieeee, nie wolno mi.
Ale z drugiej strony to nie może być nic aż tak strasznego.
Kurcze, ale tak nie można.
Tylko zerknę...
A jak się skapnie?
Nie zorientuje się... Oznaczę jako nieprzeczytane zaraz po zobaczeniu o co chodzi.
Po bitwie z własnymi myślami wyciągnąłem rękę spod narzuty i sięgnąłem po telefon. Przejechałem palcem po ekranie by odblokować telefon i wcisnąłem: odczytaj.

Od: Praca
Katarzyna Łaszczyk 08:30 02.03.2014 - zawał
Jolanta Enkleska 09:00 02.03.2014 - wypadek samochodowy
Monika Enklewska 09:00 02.03.2014 - wypadek samochodowy
Maciej Enklewski 9:00 02.03.2014 - wypadek samochodowy
Agnieszka Aszkowska 09:05 02.03.2014 - wybuch butli gazowej
Małgorzata Broziak 10:10 02.03.2014 - napad z bronią
Daniel Rzęski 12:50 02.03.2014 - samobójstwo
Zofia Karat 13:00 02.03.2014 - aborcja
Przemek Milczarek 14:00 02.03.2014 - nieudany przeszczep serca
Weronika Dytand 14:25 02.03.2014 - morderstwo
Karolina Moniuszek 15:17 02.03.2014 - gwałt i pobicie
 ...
I około czterdziestu kolejnych nazwisk. Nie byłoby to takie straszne gdyby nie fakt, że data tych wszystkich wydarzeń wyznaczona była na czas przyszły. Na jutro - ściślej rzecz ujmując.Tak bardzo mnie wmurowało, że nawet nie zauważyłem gdy Charon wszedł do pokoju.
- Ej! - krzyknął, widząc swój telefon w moich rękach - Co robisz? - zapytał i zabrał mi go. Spojrzał na wyświetlacz i westchnął ciężko.
- Charon - zacząłem cienkim głosem - Co to... znaczy? - zapytałem niepewnie na co westchnął jeszcze raz i usiadł obok mnie na kanapie.
- Rany jak ludzie potrafią czasem wszystko zepsuć - powiedział, opierając łokcie na kolanach i chowając twarz w dłoniach.
- Co to za praca? Kim jesteś? - powiedziałem gdy obudziłem się z pierwszego szoku - Co to za nazwiska? I te daty? - zadawałem pytanie za pytaniem. - Charon do cholery mógłbyś chociaż na mnie spojrzeć.
Podniósł powoli głowę i utkwił we mnie swój wzrok.
- Powiedziałem już, że się wstydzę - uśmiechnął się blado.
- Słuchaj... Jeżeli jesteś - długo się zbierałem by powiedzieć to słowo - zabójcą na zlecenie czy coś to.. - przerwała mi salwa śmiechu. Charon śmiał się tak jakbym powiedział kawał roku.
- Nie. Ja nie zabijam - powiedział w końcu - Choć odbieram życie. - dodał ciszej.
- Co? - zapytałem tępo.
- Jestem śmiercią, Levi.