niedziela, 30 grudnia 2012

Książe 1. Skacz

 No to moje robaczki kochane
Zapraszam na coś innego, nowego i super mega odbiegającego od moich poprzednich opowiadań.
 Zapraszam na dawkę Księcia ;]
Enjoy
:3
 ***
Szedł wolnym, dostojnym krokiem i rozglądał się ze znudzonym wyrazem twarzy jednocześnie starając się niczego nie dotykać. Zatrzymał się przy cenniku. Nie wszystkich stać na coś takiego, w każdym razie jego było. Tak naprawdę to nie był dla niego żaden większy wydatek, więc pozwalał sobie na niego przynajmniej raz w miesiącu. Czasem dwa. Tylko jeden raz przekroczył tę magiczną liczbę i dobił do siedmiu , a było to wtedy, gdy jego ojciec umierając nie zostawił w spadku po sobie nic. A przynajmniej jemu. Musiał jakoś wyładowywać cały stres, tak więc jego zabawki szybko się psuły. Na szczęście jego rodzeństwo nie było za nadto rozgarnięte. Szybko pozbył się konkurencji i cały majątek ojca przypadł właśnie jemu. Tak też został księciem tych ziem.* To smutne że ten staruch myślał że w ten sposób odetnie go od pieniędzy. Choć nie, to nie smutne, to zabawne. Przekomiczne!
- Czy coś cię zainteresowało, mój Panie? - z zamyślenia wyrwał go spasiony mężczyzna który szedł przed nim. Zdawać by się mogło że nogi owego świniaka, który tylko połowicznie przypominał człowieka, zaraz zniknął a on sam potoczy się wąskim korytarzykiem, w którym i tak ledwo się mieścił. Irmelin przyglądał mu się ze swoją maską obojętności i chłodu która skrywała nic innego jak obrzydzenie - Mój Panie?
- Nie, kompletnie nic. Kiedy następna dostawa? - zapytał lodowatym głosem.
- Jutro, mój Panie. Licytacja zaczyna się w południe. Czy mam spodziewać się twojej obecności?
- Tak, zajmij dla mnie jedną z loży. - odpowiedział beznamiętnie.
- Zgodnie z twoim życzeniem. - powiedział i skłonił się na tyle nisko na ile pozwalał mu brzuch.
Bez zbędnych już słów, Irmelin odwrócił się na pięcie by oddalić się szybkim krokiem z tego miejsca które nie budziło w nim nic poza obrzydzeniem.
Mijał w pośpiechu klatki. 
Setki klatek. 
Smród rozkładu, ale nie ciała. Duszy. Rozkładu własnej i nieprzymuszonej woli. Płacz i pojękiwania. Błagania o litość lub o wolność, czasem o śmierć. Co za irytująca sceneria. To wszystko przyprawiało go o migrenę. Pokonał jeszcze parę schodów i wreszcie mógł oddychać świeżym powietrzem. Mógł poczuć na skórze cudowne, kojące krople wody. Deszcz jest cudowny, nie sądzicie? Piękny. Magiczny.
Dlaczego? Bo to płacz. Płacz niebios. Gdy nadstawicie uszu podczas burzy, pośród grzmotów, szumu wiatru i uderzeń kropel wody usłyszycie szloch. Przeszywający i smutniejszy niż cokolwiek innego. A wiecie dlaczego taki będzie? Bo będzie szczery. Bo niebo nie może być fałszywe, a jego łzy zawsze będą prawdziwe.
Stał tak chwilę z zamkniętymi oczami nasłuchując. I wydawało mu się że chyba coś słyszy gdy ze skupienia wyrwał go jego służący.
- Panie wejdź proszę do karocy, inaczej się przeziębisz. - Irmelin posłał mu mrożące krew w żyłach spojrzenie, jednak wsiadł do pojazdu.
Gdy dojechał do swojej posiadłości robiło się już ciemno a deszcz ustał. Poczekał cierpliwie aż woźnica otworzy mu drzwi aby ten mógł wysiąść.
- Panie, czy jest coś jeszcze co mogę dla ciebie zrobić? - zapytał będąc w niskim ukłonie.
- Tak, każ naszykować dla mnie kąpiel, a po niej przysłać Aurelię do mojej komnaty. - powiedział po dłuższym namyślę.
- Jak sobie życzysz, Panie.
~~~~
Kąpiel odprężyła go, wyciszyła. Najchętniej poszedł by od razu po niej spać. 
Tak też zrobił. Położył się na swoim wielkim łożu. Powieki przyjemnie ciążyły. Chyba będzie dziś spał. Pierwszy raz od tygodnia. Ułożył się wśród poduszek i okrył kołdrą. Jak błogo. Wreszcie uśnie. Chce tylko spać. Bez koszmarów. Bez krzyków. Bez nagłych i nerwowych pobudek w środku nocy. Tylko spać. 
Gdy wydawało mu się że wrota do krainy snów stoją już przed nim otworem usłyszał pukanie do drzwi. Następnie ciche skrzypnięcie. Ktoś był w pokoju.
- Mój Panie, wzywałeś mnie? - Otworzył oczy, w których widniała czysta wściekłość, jego twarz zostawała jednak bez wyrazu. - Panie? - Powoli usiadł i przeniósł na nią spojrzenie. Śliczna blond włosa dziewczyna stała przed jego łożem w samej halce. Obudziła go. A spał. Wreszcie usnął. On SPAŁ. Ręce trzęsły mu się z wściekłości i aż musiał je zacisnąć żeby tego nie zauważyła. Przykleił do twarzy wymuszony uśmiech i wskazał jej miejsce obok siebie. Dziewczyna natychmiast się tam pojawiła. Pogładził ją po włosach a następnie zjechał ręką na policzek.
- Aurelio, co sądzisz o deszczu - zapytał spokojnie.
- Nie lubię go, jest zimny i nieprzyjemny. Drażni i zasmuca. - odpowiedziała cicho, na co szczęka Irmelina niezauważalnie drgnęła.
- Powiedz Aurelio, co jesteś w stanie zrobić dla swojego Pana? - zapytał ją cicho po dłuższej chwili milczenia przejeżdżając kciukiem po jej dolnej wardze.
- Wszystko, mój Panie - odpowiedziała.
- Jesteś pewna? Nie dużo czy wiele, a wszystko? Absolutnie wszystko? - zapytał na pozór spokojnym głosem.
- Absolutnie wszystko - powiedziała i pocałowała jego dłoń. Zbliżył się do jej ucha i owiał je swoim ciepłym oddechem na co dziewczyna drgnęła, po czym wyszeptał:
- Choć ze mną na balkon.
Następnie wstał i trzymając ją za rękę zabrał na taras. Księżyc świecił już wysoko a w ogrodzie nie było żywej duszy. 
- Panie, po co tu przyszliśmy? - zapytała nico skołowana.
- Skacz. - polecił tonem nieznającym sprzeciwu.
- Co? - rzuciła głupkowato jednak zaraz się poprawiła - Jak to, Panie?
- Skacz - powtórzył twardo.
Źrenice dziewczyny rozszerzyły się z przerażenia gdy zdała sobie sprawę ze znaczenia tych słów.
- Panie! Panie, proszę, nie każ mi tego robić! Błagam! - zaczęła płakać.
- Czyż nie powiedziałaś że zrobisz dla mnie wszystko? - zapytał bezbarwnym głosem - Absolutnie wszystko. Czyżbyś kłamała?
- Nie, Panie, ja nigdy bym cię..
- A więc skacz. - powiedział tonem wypranym z wszelkich uczuć.
- Błagam Panie, oszczędź mnie! Błagam! - powtarzała łkając. Osunęła się na podłogę. Po chwili przykucnął koło niej i objął ją ramieniem.
- Nie chcesz skoczyć? - zapytał z troską. Pokiwała głową.- Boisz się? - znów przytaknęła - A więc nie musisz tego robić.
- Dziękuję Panie! Dziękuję, dziękuję - ponownie wybuchła płaczem. Cały czas obejmował ją ramieniem i gładził po głowie jak małe dziecko.
- Jednakże - wyszeptał jej do ucha - jeśli tego nie zrobisz, uznam to jako zdradę i każę cię stracić. 
Spojrzała na niego zdezorientowana
- Panie proszę, przestań. Błagam, oszczędź mnie - zapłakała jeszcze raz.
- Ciii - przyłożył jej palec do ust. Następnie pomógł przejść na drugą stronę barierki. Stała tyłem do niego. - A teraz skacz. - powiedział rozbawiony. Odwrócił się i wrócił do pokoju. Wchodząc z powrotem do łóżka usłyszał plask ciała uderzającego o chodnik i głuchy łoskot łamanych kości.
Ludzie są zabawni. Pomyślał i przyłożył głowę do poduszki.
Tej nocy także nie spał.
~~~~
Poranek przyniósł ze sobą kolejną burze, co poprawiło mu nieco humor. Starał się wychwycić odgłos łkania, szlochu jednak znowu nie było mu to dane. Do pokoju wszedł Agni, jeden z jego służących.
- Panie, co chciałbyś zjeść dziś na śniadanie?
- Jest mi to obojętne. - powiedział nie odrywając wzroku od okna za którym szalała burza. 
- Zrozumiałem. Przyniosłem ubranie na dzisiejszą licytacje. Czy życzysz sobie Panie abym pomógł ci się ubrać?
- Dziś nie. Przynieś mi coś na migrenę.
- Oczywiście, zaraz wrócę - skłonił się nisko i skierował się do wyjścia.
- Posprzątaliście? - zapytał jeszcze zanim Agni złapał za klamkę.
- Oczywiście, Panie - odpowiedział cicho po czym szybko wyszedł z komnaty.
Gdy drzwi się zamknęły Irmelin wstał i podszedł do krzesła na którym leżały jego szaty. Zrzucił z siebie koszulę nocną i powoli zaczął się ubierać. Gdy skończył po prostu stał i wpatrywał się w swoje odbicie. Długie czarne włosy i arystokratyczna twarz. Delikatna jasna skóra. Zielone, duże oczy. Twarz bez żadnego wyrazu. Nie przedstawiała kompletnie nic oprócz piękna które szpeciły wory pod oczami. Nie rozumiał co ludzie widzą w gapieniu się w lustro. Zna osoby które mogłyby tak stać godzinami więc jak to jest że on nie wytrzymywał nawet paru minut. W tym momencie do pokoju wszedł Agni.
- Panie śniadanie jest gotowe, na dole czekają tez leki. Potem oczekują Pana na licytacji.

Pojedziemy po nowa zabawkę.
~~~~
Siedział w loży popijając wino i obserwował jak naga brunetka jest ciąganięta za włosy na środek ciemnego podwyższenia. Dookoła znajdowało się jeszcze parę innych miejsc w których siedzieli napaleni lub znudzeni bogacze. On należał raczej do tych znudzonych. Bo dziewczyna wydawała mu się być po prostu nudna. Płakała jak wszyscy inni, wyglądała tak samo ładnie jak wszystkie inne ładne kobiety. Nic specjalnego.
Jakiś facet po lewo podniósł rękę w górę. Podbijał stawkę. Kobieta naprzeciw uniosła dwa palce. Wycofała się z licytacji.
Dziewczynę ściągnięto brutalnie ze "sceny" a na jej miejsce wprowadzono jakąś blondynkę. Westchnął. Cóż za nudy...
Licytacja zaraz się skończy. Jeśli tak dalej pójdzie to wyjdzie stąd z pustymi rękami.
Blondynkę ściągnięto z podium i wprowadzono chłopaka. Razem z nim wszedł strażnik trzymający w ręku bat.
- Co to ma znaczyć? - zapytał ktoś po lewo.
- Drodzy goście, to ze wzgląd na wasze bezpieczeństwo. Ten chłopak był wychowywany przez wielkiego wojownika zachodnich ziem. Może być niebezpieczny i niewychowany. Może nie znać się na żadnych pracach domowych, jednak zawsze może przydać się gdzie indziej - powiedział strażnik i spojrzał znacząco na hrabinę która siedziała w loży naprzeciw Irmelina. Wbrew sytuacji w jakiej był chłopak cały czas się uśmiechał.
Ludzie, znajdujemy się na licytacji niewolnikami a on się uśmiecha! Rozejrzał się po sali i przyjrzał każdej loży z osobna. Zatrzymał wzrok na Irmelinie po czym puścił do niego oczko. 
Interesujące. 
Co więcej przemówił:
- Witam, śmierdzące burżuje - I uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Po sali przebiegł szmer, chłopak oberwał biczem, a Irmelin...uśmiechnął się.
Doprawdy interesujące.
Książe uniósł dłoń. 
Następnie to samo uczyniły trzy inne osoby. Jednak Irmelin swojej nie opuszczał.
Chciał go mieć.
Tak więc przebił wszystkich.
Po zakończeniu licytacji poszedł do piwnicy po swoją własność. Już ze schodów słyszał piosenkę.
Jego zabawka nuciła:

O szyby deszcz dzwoni. deszcz dzwoni bezsenny
I dźwięczy jednaki, miarowy, niezmienny
Łzawe krople padają i tłuką w me okno
Jęk szklany.. płacz szklany.. a szyby w mgle mokną
I blask szary z nieba sączy się senny
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni bezsenny


Bardzo Interesujący zakup.
Chłopak urwał gdy zobaczył przed kratami swojego nabywce.
- No hej - uśmiechnął się ładnie.
Irmelin kiwnął na strażnika który otworzył klatkę.
- Chodź - rzucił krótko i ruszył w kierunku wyjścia nawet nie sprawdzając czy chłopak rzeczywiście za nim idzie. Nowa zabawka szybko go dogoniła i zrównała z nim kroku.
- To~~~~ teraz jestem twój? - zapytał nadal się uśmiechając.
- Tak - odpowiedział książe. Krótko, chłodno.
- A~~~jak się nazywasz?
- Nie musisz znać mojego imienia, zwracaj się do mnie Panie.
- Eee? Hahahahahaha, no dobra a tak na serio? - po krótkiej chwili chłopak znów wybuchnął śmiechem - Ty naprawdę myślisz że będę do ciebie mówił per "Panie"?
- Tak. - uciął - Nie dosłyszałem jak się nazywasz.
- Może dlatego że nie mówiłem, zresztą nie musisz znać mojego imienia - powiedział przedrzeźniając go po czym znowu się roześmiał - Zwracaj się do mnie hmm... - i znowu wybuchnął śmiechem.
- Może być kundlu? - zapytał złośliwie i uśmiechnął się pod nosem.
- To już lepiej żebyś mówił do mnie po imieniu.- naburmuszył się. - Ale ty pierwszy!
- Co ja pierwszy? - zapytał nie rozumiejąc.
- Przedstaw się.
- O moim imieniu możesz zapomnieć. - odpowiedział spokojnie.
Wyszli z budynku przed którym czekał już na nich woźnica.
- Panie Irmelinie, powóz gotowy.
- Irmelin, jak ładnie. - wtrącił chłopak wyskakując zza księcia któremu skroń zaczęła lekko pulsować.
- Wsiadaj - wycedził przez zęby próbując się uspokoić.
Jechali już od dobrej godziny w idealne ciszy.
Książe mógł mu się w końcu dokładnie przyjrzeć. Był mniej więcej o głowę niższy od niego i o wiele drobniejszy. Miał duże, głęboko osadzone oczy. Jedno brązowe a drugie hmmm.. złote?  I kręcone włosy koloru krwistej czerwieni.
- Skąd ten kolor? - zapytał starając się ukryć ciekawość.
- Mój opiekun lubił eksperymentować z rożnego rodzaju eliksirami - wyjaśnił i uśmiechnął się promieniście białymi i prostymi zębami.
Kolejna interesująca rzecz.
Pospólstwo miało zazwyczaj poniszczone i zżółkłe zęby, pomijając już fakt że połowy brakowało. Pal licho z pospólstwem, nawet u szlachty bardzo często tak bywało.
- A twoi opiekun był..?
- Wspaniałym rycerzem. - odparł z dumą - I dobrym człowiekiem - dodał ciszej a przez jego twarz przebiegł cień smutku.
- A teraz..?
- Nie żyje. Napadnięto nas w trakcie podróży, jego zabito a mnie pojmano.
Znów milczeli przez jakąś godzinę. Gdzieś w oddali majaczyły już wieże jego posiadłości.
- Kon.
- Co?
- Tak mam na imię. Miło mi cię poznać Irmel.
- Co?
- Mogę tak do ciebie mówić, nie? Może lepiej nie odpowiadaj - przerwał mu zanim cokolwiek powiedział i wytknął do niego język - I tak będę się tak do ciebie zwracał.
- Nie pozwalam - zdołał tylko wykrztusić.
- O, to może wolisz żeby zwracał się do ciebie Książe? A może Księżniczko? Z takimi długimi włosami i twoim wyglądem to nie będzie ze sobą bardzo kolidowało.
- Pozwalasz sobie na za dużo. - powiedział czując jak trzęsie się ze złości.
Kon się zaśmiał
I ponownie. 
I jeszcze raz.
- Fajnie drży ci brew gdy tak robię – zauważył, uśmiechając się diabolicznie.- No dawaj, wydrzyj się na mnie. Wiem że chcesz. - Skąd on to...? A niech go diabli. - Na co czekasz, 
Księ - żni - czko? -  i znowu wybuchnął śmiechem. - To zabawne gdy starasz się zachować spokój, a brew lata ci jak nienormalna. - powiedział ocierając łzy śmiechu.
Dojechali na miejsce. 
Książe nie czekając na otwarcie drzwi wyszedł, a właściwie wystrzelił z pojazdu. Agni widząc to szybko zeskoczył z woźnicy i nisko się skłonił.
- Panie, czy jest coś jeszcze co mogę dla ciebie zrobić?
- Każ przygotować mi kąpiel, a jego wychłostać. Dziesięć batów powinno wystarczyć.
- No co ty Irmel, nie bądź taki - usłyszał za plecami śmiech.
- Dwadzieścia - wywarczał przez zęby - na gołą skórę.
- Jak sobie życzysz mój Panie.
Irmelin oddalił się szybko w kierunku posiadłości, a towarzyszył mu niosący się z karocy śmiech. 
_______________________________________________________
 * chodziło mi tu o to że został namiestnikiem, panem tych ziem, ale książe bardziej mi pasowało i tak już zostało.
Fajne? Czy nie? Taka mnie naszła myśl że takie coś było by fajowe. No i Wen się ze mną zgodził i jakoś tak powstał ten wpisik. I coś mi się wydaje że szykuje się cała seria. Na pewno nie będzie długa, ale na pewno będzie przez jakiś czas.
A i jeszcze chciałam powiadomić że następna notka to będą "Gwiezdne Łzy". Chyba... No to tyle. 
;3

 

czwartek, 13 grudnia 2012

Gwiezdne Łzy 14

O ludzie jak mi było ciężko wziąć się za ten rozdział. 
Dopadł mnie świąteczny leń.
Tak wiem, święta dopiero za 2 tygodnie, a ja zawsze byłam leniem, ale to taka specjalna odmiana, którą przejawia większość społeczeństwa właśnie w święta Bożego Narodzenia.
Tak mi się nic nie chce, że nawet jak mam zrobić "ą" to mnie krew zalewa, bo muszę nacisnąć dwa klawisze na raz.
Do tego wszystkiego Yuki mnie przydybała na GG i nie chciała wypuścić. Yuki to zuo!!!!
Ehh.. No ale cóż, leń czy nie leń, Yuki czy nie Yuki, wpis wypadałoby dodać....nie?
Tak więc, oto jest wpis.
Enjoy 
:3
***
Chłopcy stali, wyraźnie zdziwieni tak nagłą zmianą zdania, patrząc z niedowierzaniem i niemym pytanie w oczach: Jak?
- Wiecie, ma się swoje sposoby - zaśmiała się Nala widząc ich miny. - Dobra, Idea ruszaj się idziemy cię przebrać. W tym czasie chłopaki wymyślą gdzie by cię tu zabrać. - powiedziała wypychając Idee z biblioteki - To widzimy się tu za godzinę chłopaki - rzuciła jeszcze przez ramię, zostawiając ich całkowicie osłupiałych.
~~~~
- Co jest nie tak z tymi ciuchami? - zapytała Idea, coraz bardziej podirytowana. Była właśnie ciągnięta za rękę przez Nale tak, jak niesforne dziecko jest ciągane przez matkę.
- Jak to co? Serio chciałaś spędzić swoje szesnaste urodziny w brudnych spodniach, poplamionej bluzce i dziurawych trampkach? 16 urodziny ma się tylko raz!
- Każde urodziny ma się tylko raz - odgryzła się - i każde wglądają tak samo.
- W takim razie sprawimy, że te będą wyjątkowe - powiedziała Nala wchodząc z Ideą do jej domu - ale do tego potrzebne nam będzie to wielkie pudło, w którym trzymasz wszytkie ładne, słodkie i urocze rzeczy, które nie oglądały światła dziennego odkąd trafiły w twoje ręce.
-  Jakoś nie miałam okazji żeby ich użyć - skłamała wyjmując z szafy spore tekturowe pudło.
- No więc ta jest idealna. - powiedziała Nala zaglądając do środka - O jejciu tu jest tyle ślicznych rzeczy, w co by cię tu ubrać? W sumie chyba lepiej będzie najpierw cię umalować.
- Dobra, zgadzam się, ale pod jednym warunkiem. Jeżeli ktoś zejdzie na zawał z przerażenia na mój widok, to cała odpowiedzialność spada na ciebie.
- Oj zobaczysz, ludzie będą padać, ale z zachwytu.
Półgodziny później Idea stała przed lustrem i pewnie przetarłaby oczy ze zdziwienia, ale teraz miała umalowane rzęsy, więc Nala surowo jej tego zabroniła. Włosy, które zazwyczaj w nieładzie opadały falami na ramiona teraz były proste jak struna i sięgały prawie połowy pleców. Ciemne rzęsy gęsto opatulały jej oczy, a cienkie kreski brązowego eyeliner'a delikatnie je [oczy] podkreślały. Brzoskwiniowy top z dużym, czarnym napisem kusząco zsuwał się z jednego ramienia, do tego białe rurki, parę bransoletek, kolczyki i brązowa torebka.
- Wyglądasz genialnie - westchnęła Nala.
- No - wymsknęło się Idei - To znaczy, ujdzie.
- Tylko dlaczego mam wrażenie, że czegoś brakuje?
- Może dla tego, że nie mam butów.
- Buty! - Nala pobiegła w głąb mieszkania po to by po chwili wrócić z parą ślicznych, brązowych botków. - No, teraz jest idealnie.
- Nala jeśli nie chcemy się spóźnić to musimy już wychodzić.
- Dobra. Dzwonił Aaron i powiedział, że mamy się udać do kawiarni "Antique".
- Dzwonił? Kiedy?
- Jak się przebierałaś, a teraz tak jak już sama stwierdziłaś, musimy się zbierać.
~~~~
 Kawiarnia, którą wybrali chłopcy znajdowała się w głębi podwórza jednej z łódzkich ulic. Unosiła się w niej przyjemna, ciepła atmosfera oraz aromat najróżniejszych kaw, tak że chciałoby się wejść i nie wychodzić. Zamiast sztywnych krzeseł stały wygodne, mięciutkie fotele i sofy. Każdy stolik był inny, co tylko dodawało lokalowi uroku. Za kontuarem stało parę kelnerek i kelnerów uśmiechających się uprzejmie i zachęcająco. Nala weszła pierwsza do środka i rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu chłopców. Znalazła ich siedzących w kącie i dyskutujących nad czymś zawzięcie. Pomachała im i udała, że robi wejście na bębnie [no wiecie takie daddadadadadam] następnie otworzyła drzwi i do środka weszła Idea.
Idea niepewnie przeszła przez środek lokalu i usiadła przy stoliku chłopaków. Żaden nic nie mówił, tylko się gapili.
- Jeżeli któryś z was się teraz nie odezwie wrócę do domu, przebiorę się, a potem wrócę i skopię wam dupy.
- To jednak ona - odetchnął Aaron.
- Mówiłem wam, że to Idea. Przecież bym poczuł gdyby była podstawiona.
- Ale.... przecież ona nie wygląda jak Idea - sapnął Feliks.
- Nala, wychodzę - powiedziała i wstała. Zaraz potem została delikatnym, ale nie akceptującym sprzeciwu ruchem ściągnięta na sofę obok Kastiela.
- Nie ma takiej potrzeby. - uśmiechnął się, tyle że nie tak zwyczajnie jak to się zwyczajni chłopcy uśmiechają, ale tak wiecie, tak jak to tylko Gwiazdy potrafią, tak że Idei wyssało całe powietrze z płuc.
- Przepraszam, mogę przyjąć zamówienie? - zapytał kelner, który wyrósł jak spod ziemi.
- Tak, oczywiście. Ja poproszę ciastko z kremem i mrożoną cafe latte. - odpowiedziała Nala po chwili przeglądaniu menu. - Dla Serafa pewnie bananowy shake i sernik z truskawkami - Seraf tylko pokiwał głową uśmiechając się na samo wspomnienie o cieście.
- Ciasto karmelowe i cynamonową kawę z dodatkowym cukrem.
- A dla Ciebie? - zapytał kelner nie odrywając wzroku od Idei - Co mogę Ci podać?
- Ciasto czekoladowe z wiśniami i orzechowe cappuccino.
- Oczywiście, już podaje - uśmiechnął się czarująco i już miał odchodzić lecz zatrzymało go stanowcze chrząknięcie. Odwrócił się niechętnie i z wymuszonym uśmiechem spojrzał na Kastiela.
- Tak? - zapytał z jadem w głosie - Coś jeszcze?
- Ostatnie razy dwa, a i.... coś ci upadło - powiedział Kastiel podając kelnerowi karteczkę z numerem telefonu, który zostawił na stole obok Idei.
- Ah... Następnym razem będę uważał - odpowiedział trzęsącym się od złości głosem.
- Miejmy nadzieję, że nie będzie następnego razu - powiedział z uśmiechem na ustach i trwał w nim dopóki kelner nie zniknął mu z pola widzenia.
- Idea, przecież on cię jawnie podrywał - wykrzyknęła Nala - Serio, nie widziałaś tej karteczki?
- Co, jakiej karteczki? Sory zamyśliłam się. Zresztą nawet jeśli bym zauważyła... to co? Nie jestem dobra w te klocki i tak by nic z tego nie wyszło. Zresztą nie był w moim typie.
- Ha! Czyli jednak go obczaiłaś. Skoro ci się nie podobał, bo jak to ujęłaś "nie był w twoim typie" to jaki jest twój typ?
- Nie mam obowiązku ci o tym opowiadać. - powiedziała Idea wytykając przy tym język.
- Zagrajmy w butelkę! - wykrzyknął nagle Seraf.
- Co my mamy po 12 lat żeby w to grać?  - prychnął Feliks.
- W butelkę! W butelkę!! W butelkę!!!! - zaczął się wydzierać na cały lokal, więc nie było innego wyjścia jak tylko się zgodzić.
- Eee... Jak się w to gra? - zapytał Kastiel.
- Kręcimy butelką, ten kto kręcił zadaje temu którego wskazał korek pytanie lub daje jakieś zadanie. Wybiera osoba pytana. Po odpowiedzi lub wykonaniu zadania kręci osoba, która była pytana i tak w koło Macieju.
- No dobra, mam jakąś butelkę po wodzie. - powiedziała Nala robiąc miejsce na stole - Idea dziś jest twój dzień więc w nagrodę możesz kręcić pierwsza.
- O super.- "Cóż za wyróżnienie, mogę rozpocząć gre w którą nie mam ochoty grać. Jej... uhu...."
 Idea zakręciła butelką. Korek wskazał Feliksa.
- Prawda czy wyzwanie?
- Wyzwanie.
- Uuuu... No więc pomyślmy... Słyszałam, że grasz w zespole. Więcej, słyszałam, że nie tylko grasz ale i śpiewasz. Zaśpiewaj coś.
- Nie ma ochoty w to grać. - stwierdził nagle.
- Hmmm.... No więc uznajmy, że osoba która wygra dzisiejszą grę w butelkę, czyli wykona wszystkie zadania i odpowie na wszystkie pytania zgodnie z prawdą, będzie mogła zażyczyć sobie czegokolwiek od jubilatki. Idea, poświęcisz się? Dla dobra gry? Dla dobra naszych uszu? - tu Nala wymownie spojrzała na Serafina.
- Niech będzie. - westchnęła cierpienniczo. - To jak Feliks? Śpiewasz?
- Despite the lies that you're making
Your love is mine for the taking
My love is
Just waiting
To turn your tears to roses... tyle powinno wam wystarczyć. - "oooo czyżby się zarumienił, uroczo."
- Teraz ty kręcisz.
Tak też zrobił. Butelka wskazała, o ironio, Idee.
- Prawda czy wyzwanie? - zapytał złośliwie.
- Prawda.
- ....Dlaczego się na to zgodziłaś? Na to wszystko? Wyjście, te ubrania, makijaż nawet ta gra, dlaczego?
- Nala obiecała, że te urodziny będą inne niż poprzednie? Więc robię wszystko to na co nie mam w ogóle ochoty. Jak na razie jest znośnie - uśmiechnęła się ładnie - Znowu ja! - sięgnęła po butelkę szybko zmieniając temat.
- Poczekaj! Nie chodziło mi o to, chodziło mi o powód, przyczynę. Co cię do tego skłoniło, no wiesz, wtedy w bibliotece.
- To już jest drugie pytanie, musisz poczekać na swoją kolej - wywinęła się na myśl, że musiałaby im powiedzieć czym szantażowała ją Nala.
Zakręciła ponownie butelką.
Kastiel.
- Prawda czy wyzwanie? - "Weź wyzwanie, weź wyzwanie, weź wyzwanie!"
- Prawda.
- No tooo~~... za co zostałeś wygnany? - Przy stole zapadła dziwna cisza...."Czyżby temat TABU? Ups... Taktowna Idea zawsze spoko" - Nie w sumie nie chce teraz tego słuchać. Czy bardzo będzie wam przeszkadzać jeśli nagnę trochę zasady i zmienię pytanie? Jakiś sprzeciw? Nie? Okej, to.....jaki jest twój ulubiony kolor? - "Gdyby nie to, że jesteśmy w miejscu publicznym.... oj gdyby nie to, to poleciałby ostry facepalm.. Co to w ogóle było za pytanie?! Jaki jest twój ulubiony kolor? Ja pierdole, ile ja mam lat żeby pytać chłopaka o takie rzeczy... o ludzie, czasem sama nie wierzę jak bardzo beznadziejna jestem. Przydałoby się obejrzeć parę komedii-romantycznych, tam cały czas w to grają, nie? Nie? Ja tam nie wiem... Zawsze usypiam po słowach 'Reżyseria..Muzyka itd.'..Romansidła to nie moja działka "
Kastiel uśmiechnął się pod nosem. "Jeżeli chciał to zrobić dyskretnie to coś mu nie wyszło."
- Zielony.
- Zielony? Dlaczego zielony? - "Niby o gustach się nie dyskutuje... no ale weźcie no... zielony?"
- To jest drugie pytanie. - "Brawo, też umiem liczyć.." - poczekaj do następnego razu - i znów ten zabójczy [dosłownie] uśmiech. "Przyrzekam kiedyś, po prostu zacznę go dusić i nie puszczę dopóki nie zrobi się na twarzy fioletowy."
Kastiel zakręcił butelką, która wskazała na Nale.
- Wyzwanie - odpowiedziała zanim została zapytana.
-  No to... - wstał, podszedł do niej i powiedział coś na ucho. Nala uniosła brwi, ale zaraz uśmiechnęła się podstępnie. Kastiel wrócił na swoje miejsce koło Idei  - Możesz zaczynać.
Po tych słowach Nala wstała i usiadła koło Feliksa, położyła swoja rękę na jego ramieniu i delikatnie musnęła nosem jego szyję. Chłopak cały spłoną czerwienią i zesztywniał [bez podtekstów proszę!!!! Wy zboczeńce :P]. Nagle Nala wstała z uśmiechem na twarzy i wróciła na swoje miejsce.
- Zaliczyłam? - zapytała zadowolona z siebie.
- Jak najbardziej - powiedział Kastiel dusząc się ze śmiechu. Po chwili Aaron i Nala dołączyli do niego, natomiast Idea nie ogarniała. Spojrzała na Feliksa, który teraz, miało się wrażenie, starał  się zapaś w fotel. Był cały czerwony i ten wyraz zakłopotania pomieszanego ze złością widniejący na jego twarzy. Nie mogła się powstrzymać, też zaczęła się śmiać.
- Tak więc, teraz ja kręcę. - stwierdziła Nala gdy już wszyscy się uspokoili a twarz Feliksa przybrała normalny odcień..
Wypadło na Idee.
- Prawda czy wyzwanie?
"Dobre pytanie. Z Nalą trzeba uważać... Jak walnie mi jakieś zadanie typu to przed chwilą to prędzej wyliżę całą podłogę w tej kawiarni niż zrobię coś takiego. Pytaniem też może mnie zagiąć. No co ja mam teraz zrobić?!"
- Prawda...?- bardziej zapytała niż stwierdziła. Oczy Nali zabłysnęły niebezpiecznie. "Zły wybór. Bardzo zły."
- Ideo, twoim obowiązkiem jest teraz...
- Nie zrobisz tego.. - powiedziała z niedowierzaniem
- Powiedzenie nam wszystkim... hmm.. Jaki jest twój ideał faceta i dlaczego nie podobał ci się kelner. - "Ten wzrok to spojrzenie drapieżnika patrzącego na swoją ofiarę...o tak, Nala jest sadystką i to w stu procentach..."
- A jeśli nie chce?
- Spotka cię kara, o której ci się nawet nie śniło - znowu ten błysk w oku. - Wiesz zawsze możemy porozmawiać o tym co ci chodzi po głowie gdy się uśmiecha - "Psychopatka, ona po prostu kocha się nade mną znęcać."
- Najpierw wygląd czy co? - zapytała zrezygnowana.
- Zaczynaj od czego chcesz. I pamiętaj, ja wiem kiedy kłamiesz. - powiedziała poprawiając się w fotelu, rozsiadła się tak, jakby czekała ją dobra historyjka - Prosimy.
- No to jeśli chodzi o wygląd to nie mam jakichś szczególnych upodobań- zaczęła niepewnie - znaczy mógłby być trochę wyższy ode mnie i mieć długie włosy.
- Czyli odrzuciłaś Pana kelnera, bo miał nieodpowiednią długość włosów? - zapytał Seraf robiąc minę jakby rozwiązywał naprawdę trudną krzyżówkę.
- Nie, to nie dlatego. Ja.. nie jestem taka - tu wskazała na siebie - na co dzień wyglądam zupełnie inaczej, więc nie było nawet opcji żeby wziąć ten numer. Poza tym nie lubię powierzchownych gości. Są denerwujący, jeszcze bardziej niż ci którzy biją cie bez powodu - spojrzała w stronę Aarona - budzą cię w środku nocy - przeniosła wzrok na Feliksa - lub spadają z nieba - zerknęła w stronę Kastiela. - Tak więc, podoba mi się gdy chłopak potrafi mnie rozśmieszyć, a czasem może nawet zezłościć, ale bez przesady. Gdy mnie słucha a nie tylko udaje i gdy jest sobą, zawsze i wszędzie. To chyba wszystko. "Znaczy prawie, ale tego ostatniego nie powiem na głos."
- Na pewno? Ale jesteś pewna? Bo mi się zdaje, że nie do końca. - "Uhh  ty.. ty.. ty sadystyczna psychopatko niech cię i te twoje "zdolności" szlag trafi!"
- Nie nazwałabym siebie psychopatką, ale jak uważasz - Nala zaczęła się śmiać - A więc?
- mam być dla niego najważniejsza. - wymarotała pod nosem.
- Co? - zapytali chórem wszyscy oprócz Kastiela który chyba usłyszał. W końcu siedział obok niej.
- Gówno kurwa, nie powiem tego drugi raz.
- Idea, bo porozmawiamy inaczej - fuknęła Nala.
- A ty co? Moja matka jesteś?
- Idą~~~~~~~ ciastka!!!!! - wydarł się Serfin na widok kelnera niosącego zamówienie.
Każdy dostał to co chciał i reszta popołudnia minęła im na rozmowie o wszystkim i o niczym. Nie grali już w butelkę, jakoś wszytskim się odechciało. Wieczorem gdy rozchodzili się do domów chłopcy poszli przodem, a Nala i Idea szły z tyłu. Gdy stanęli przed kamienicą Idei rzuciła im klucze, a sama została jeszcze chwilę z Nalą.
- Dzięki. - powiedziała cicho.
- Za co? - zdziwiła się Nala.
- No, za dzisiaj. Było naprawdę... fajnie? Tak chyba właśnie tak było. Pierwszy raz od paru lat dobrze się bawiłam w swoje urodziny.
- Mam dla ciebie prezent, prawie bym zapomniała.
- Jaki?
- Zapytaj Kastiela dlaczego zielony jest jego ulubionym kolorem.
- No dobra, a gdzie ten prezent?
- To jest właśnie on.
- Żartujesz? Po co mam się go o to pytać?
- Zaufaj mi.
- Ale po co?
- Po prostu zapytaj. Nic na tym nie stracisz, a możesz wiele zyskać. - powiedziała odchodząc - Dobrej nocy.
- Taa... Dobranoc.
"Kolor... Co może mi dać kolor...?"
Uniosła wzrok i spojrzała na niebo i... nie westchnęła. Pierwszy raz od bardzo dawna nie czuła tej dziwnej nostalgii. Pierwszy raz od bardzo dawna czuła się... szczęśliwa? Przeniosła spojrzenie na swoje otwarte okna w których paliło się już światło. Nagle usłyszała dźwięk tłuczonego szkła i hałasy dobiegające właśnie stamtąd.
 "Co za łomy!" pomyślała i wbiegła na klatkę schodową z uśmiecham na twarzy.