niedziela, 30 grudnia 2012

Książe 1. Skacz

 No to moje robaczki kochane
Zapraszam na coś innego, nowego i super mega odbiegającego od moich poprzednich opowiadań.
 Zapraszam na dawkę Księcia ;]
Enjoy
:3
 ***
Szedł wolnym, dostojnym krokiem i rozglądał się ze znudzonym wyrazem twarzy jednocześnie starając się niczego nie dotykać. Zatrzymał się przy cenniku. Nie wszystkich stać na coś takiego, w każdym razie jego było. Tak naprawdę to nie był dla niego żaden większy wydatek, więc pozwalał sobie na niego przynajmniej raz w miesiącu. Czasem dwa. Tylko jeden raz przekroczył tę magiczną liczbę i dobił do siedmiu , a było to wtedy, gdy jego ojciec umierając nie zostawił w spadku po sobie nic. A przynajmniej jemu. Musiał jakoś wyładowywać cały stres, tak więc jego zabawki szybko się psuły. Na szczęście jego rodzeństwo nie było za nadto rozgarnięte. Szybko pozbył się konkurencji i cały majątek ojca przypadł właśnie jemu. Tak też został księciem tych ziem.* To smutne że ten staruch myślał że w ten sposób odetnie go od pieniędzy. Choć nie, to nie smutne, to zabawne. Przekomiczne!
- Czy coś cię zainteresowało, mój Panie? - z zamyślenia wyrwał go spasiony mężczyzna który szedł przed nim. Zdawać by się mogło że nogi owego świniaka, który tylko połowicznie przypominał człowieka, zaraz zniknął a on sam potoczy się wąskim korytarzykiem, w którym i tak ledwo się mieścił. Irmelin przyglądał mu się ze swoją maską obojętności i chłodu która skrywała nic innego jak obrzydzenie - Mój Panie?
- Nie, kompletnie nic. Kiedy następna dostawa? - zapytał lodowatym głosem.
- Jutro, mój Panie. Licytacja zaczyna się w południe. Czy mam spodziewać się twojej obecności?
- Tak, zajmij dla mnie jedną z loży. - odpowiedział beznamiętnie.
- Zgodnie z twoim życzeniem. - powiedział i skłonił się na tyle nisko na ile pozwalał mu brzuch.
Bez zbędnych już słów, Irmelin odwrócił się na pięcie by oddalić się szybkim krokiem z tego miejsca które nie budziło w nim nic poza obrzydzeniem.
Mijał w pośpiechu klatki. 
Setki klatek. 
Smród rozkładu, ale nie ciała. Duszy. Rozkładu własnej i nieprzymuszonej woli. Płacz i pojękiwania. Błagania o litość lub o wolność, czasem o śmierć. Co za irytująca sceneria. To wszystko przyprawiało go o migrenę. Pokonał jeszcze parę schodów i wreszcie mógł oddychać świeżym powietrzem. Mógł poczuć na skórze cudowne, kojące krople wody. Deszcz jest cudowny, nie sądzicie? Piękny. Magiczny.
Dlaczego? Bo to płacz. Płacz niebios. Gdy nadstawicie uszu podczas burzy, pośród grzmotów, szumu wiatru i uderzeń kropel wody usłyszycie szloch. Przeszywający i smutniejszy niż cokolwiek innego. A wiecie dlaczego taki będzie? Bo będzie szczery. Bo niebo nie może być fałszywe, a jego łzy zawsze będą prawdziwe.
Stał tak chwilę z zamkniętymi oczami nasłuchując. I wydawało mu się że chyba coś słyszy gdy ze skupienia wyrwał go jego służący.
- Panie wejdź proszę do karocy, inaczej się przeziębisz. - Irmelin posłał mu mrożące krew w żyłach spojrzenie, jednak wsiadł do pojazdu.
Gdy dojechał do swojej posiadłości robiło się już ciemno a deszcz ustał. Poczekał cierpliwie aż woźnica otworzy mu drzwi aby ten mógł wysiąść.
- Panie, czy jest coś jeszcze co mogę dla ciebie zrobić? - zapytał będąc w niskim ukłonie.
- Tak, każ naszykować dla mnie kąpiel, a po niej przysłać Aurelię do mojej komnaty. - powiedział po dłuższym namyślę.
- Jak sobie życzysz, Panie.
~~~~
Kąpiel odprężyła go, wyciszyła. Najchętniej poszedł by od razu po niej spać. 
Tak też zrobił. Położył się na swoim wielkim łożu. Powieki przyjemnie ciążyły. Chyba będzie dziś spał. Pierwszy raz od tygodnia. Ułożył się wśród poduszek i okrył kołdrą. Jak błogo. Wreszcie uśnie. Chce tylko spać. Bez koszmarów. Bez krzyków. Bez nagłych i nerwowych pobudek w środku nocy. Tylko spać. 
Gdy wydawało mu się że wrota do krainy snów stoją już przed nim otworem usłyszał pukanie do drzwi. Następnie ciche skrzypnięcie. Ktoś był w pokoju.
- Mój Panie, wzywałeś mnie? - Otworzył oczy, w których widniała czysta wściekłość, jego twarz zostawała jednak bez wyrazu. - Panie? - Powoli usiadł i przeniósł na nią spojrzenie. Śliczna blond włosa dziewczyna stała przed jego łożem w samej halce. Obudziła go. A spał. Wreszcie usnął. On SPAŁ. Ręce trzęsły mu się z wściekłości i aż musiał je zacisnąć żeby tego nie zauważyła. Przykleił do twarzy wymuszony uśmiech i wskazał jej miejsce obok siebie. Dziewczyna natychmiast się tam pojawiła. Pogładził ją po włosach a następnie zjechał ręką na policzek.
- Aurelio, co sądzisz o deszczu - zapytał spokojnie.
- Nie lubię go, jest zimny i nieprzyjemny. Drażni i zasmuca. - odpowiedziała cicho, na co szczęka Irmelina niezauważalnie drgnęła.
- Powiedz Aurelio, co jesteś w stanie zrobić dla swojego Pana? - zapytał ją cicho po dłuższej chwili milczenia przejeżdżając kciukiem po jej dolnej wardze.
- Wszystko, mój Panie - odpowiedziała.
- Jesteś pewna? Nie dużo czy wiele, a wszystko? Absolutnie wszystko? - zapytał na pozór spokojnym głosem.
- Absolutnie wszystko - powiedziała i pocałowała jego dłoń. Zbliżył się do jej ucha i owiał je swoim ciepłym oddechem na co dziewczyna drgnęła, po czym wyszeptał:
- Choć ze mną na balkon.
Następnie wstał i trzymając ją za rękę zabrał na taras. Księżyc świecił już wysoko a w ogrodzie nie było żywej duszy. 
- Panie, po co tu przyszliśmy? - zapytała nico skołowana.
- Skacz. - polecił tonem nieznającym sprzeciwu.
- Co? - rzuciła głupkowato jednak zaraz się poprawiła - Jak to, Panie?
- Skacz - powtórzył twardo.
Źrenice dziewczyny rozszerzyły się z przerażenia gdy zdała sobie sprawę ze znaczenia tych słów.
- Panie! Panie, proszę, nie każ mi tego robić! Błagam! - zaczęła płakać.
- Czyż nie powiedziałaś że zrobisz dla mnie wszystko? - zapytał bezbarwnym głosem - Absolutnie wszystko. Czyżbyś kłamała?
- Nie, Panie, ja nigdy bym cię..
- A więc skacz. - powiedział tonem wypranym z wszelkich uczuć.
- Błagam Panie, oszczędź mnie! Błagam! - powtarzała łkając. Osunęła się na podłogę. Po chwili przykucnął koło niej i objął ją ramieniem.
- Nie chcesz skoczyć? - zapytał z troską. Pokiwała głową.- Boisz się? - znów przytaknęła - A więc nie musisz tego robić.
- Dziękuję Panie! Dziękuję, dziękuję - ponownie wybuchła płaczem. Cały czas obejmował ją ramieniem i gładził po głowie jak małe dziecko.
- Jednakże - wyszeptał jej do ucha - jeśli tego nie zrobisz, uznam to jako zdradę i każę cię stracić. 
Spojrzała na niego zdezorientowana
- Panie proszę, przestań. Błagam, oszczędź mnie - zapłakała jeszcze raz.
- Ciii - przyłożył jej palec do ust. Następnie pomógł przejść na drugą stronę barierki. Stała tyłem do niego. - A teraz skacz. - powiedział rozbawiony. Odwrócił się i wrócił do pokoju. Wchodząc z powrotem do łóżka usłyszał plask ciała uderzającego o chodnik i głuchy łoskot łamanych kości.
Ludzie są zabawni. Pomyślał i przyłożył głowę do poduszki.
Tej nocy także nie spał.
~~~~
Poranek przyniósł ze sobą kolejną burze, co poprawiło mu nieco humor. Starał się wychwycić odgłos łkania, szlochu jednak znowu nie było mu to dane. Do pokoju wszedł Agni, jeden z jego służących.
- Panie, co chciałbyś zjeść dziś na śniadanie?
- Jest mi to obojętne. - powiedział nie odrywając wzroku od okna za którym szalała burza. 
- Zrozumiałem. Przyniosłem ubranie na dzisiejszą licytacje. Czy życzysz sobie Panie abym pomógł ci się ubrać?
- Dziś nie. Przynieś mi coś na migrenę.
- Oczywiście, zaraz wrócę - skłonił się nisko i skierował się do wyjścia.
- Posprzątaliście? - zapytał jeszcze zanim Agni złapał za klamkę.
- Oczywiście, Panie - odpowiedział cicho po czym szybko wyszedł z komnaty.
Gdy drzwi się zamknęły Irmelin wstał i podszedł do krzesła na którym leżały jego szaty. Zrzucił z siebie koszulę nocną i powoli zaczął się ubierać. Gdy skończył po prostu stał i wpatrywał się w swoje odbicie. Długie czarne włosy i arystokratyczna twarz. Delikatna jasna skóra. Zielone, duże oczy. Twarz bez żadnego wyrazu. Nie przedstawiała kompletnie nic oprócz piękna które szpeciły wory pod oczami. Nie rozumiał co ludzie widzą w gapieniu się w lustro. Zna osoby które mogłyby tak stać godzinami więc jak to jest że on nie wytrzymywał nawet paru minut. W tym momencie do pokoju wszedł Agni.
- Panie śniadanie jest gotowe, na dole czekają tez leki. Potem oczekują Pana na licytacji.

Pojedziemy po nowa zabawkę.
~~~~
Siedział w loży popijając wino i obserwował jak naga brunetka jest ciąganięta za włosy na środek ciemnego podwyższenia. Dookoła znajdowało się jeszcze parę innych miejsc w których siedzieli napaleni lub znudzeni bogacze. On należał raczej do tych znudzonych. Bo dziewczyna wydawała mu się być po prostu nudna. Płakała jak wszyscy inni, wyglądała tak samo ładnie jak wszystkie inne ładne kobiety. Nic specjalnego.
Jakiś facet po lewo podniósł rękę w górę. Podbijał stawkę. Kobieta naprzeciw uniosła dwa palce. Wycofała się z licytacji.
Dziewczynę ściągnięto brutalnie ze "sceny" a na jej miejsce wprowadzono jakąś blondynkę. Westchnął. Cóż za nudy...
Licytacja zaraz się skończy. Jeśli tak dalej pójdzie to wyjdzie stąd z pustymi rękami.
Blondynkę ściągnięto z podium i wprowadzono chłopaka. Razem z nim wszedł strażnik trzymający w ręku bat.
- Co to ma znaczyć? - zapytał ktoś po lewo.
- Drodzy goście, to ze wzgląd na wasze bezpieczeństwo. Ten chłopak był wychowywany przez wielkiego wojownika zachodnich ziem. Może być niebezpieczny i niewychowany. Może nie znać się na żadnych pracach domowych, jednak zawsze może przydać się gdzie indziej - powiedział strażnik i spojrzał znacząco na hrabinę która siedziała w loży naprzeciw Irmelina. Wbrew sytuacji w jakiej był chłopak cały czas się uśmiechał.
Ludzie, znajdujemy się na licytacji niewolnikami a on się uśmiecha! Rozejrzał się po sali i przyjrzał każdej loży z osobna. Zatrzymał wzrok na Irmelinie po czym puścił do niego oczko. 
Interesujące. 
Co więcej przemówił:
- Witam, śmierdzące burżuje - I uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Po sali przebiegł szmer, chłopak oberwał biczem, a Irmelin...uśmiechnął się.
Doprawdy interesujące.
Książe uniósł dłoń. 
Następnie to samo uczyniły trzy inne osoby. Jednak Irmelin swojej nie opuszczał.
Chciał go mieć.
Tak więc przebił wszystkich.
Po zakończeniu licytacji poszedł do piwnicy po swoją własność. Już ze schodów słyszał piosenkę.
Jego zabawka nuciła:

O szyby deszcz dzwoni. deszcz dzwoni bezsenny
I dźwięczy jednaki, miarowy, niezmienny
Łzawe krople padają i tłuką w me okno
Jęk szklany.. płacz szklany.. a szyby w mgle mokną
I blask szary z nieba sączy się senny
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni bezsenny


Bardzo Interesujący zakup.
Chłopak urwał gdy zobaczył przed kratami swojego nabywce.
- No hej - uśmiechnął się ładnie.
Irmelin kiwnął na strażnika który otworzył klatkę.
- Chodź - rzucił krótko i ruszył w kierunku wyjścia nawet nie sprawdzając czy chłopak rzeczywiście za nim idzie. Nowa zabawka szybko go dogoniła i zrównała z nim kroku.
- To~~~~ teraz jestem twój? - zapytał nadal się uśmiechając.
- Tak - odpowiedział książe. Krótko, chłodno.
- A~~~jak się nazywasz?
- Nie musisz znać mojego imienia, zwracaj się do mnie Panie.
- Eee? Hahahahahaha, no dobra a tak na serio? - po krótkiej chwili chłopak znów wybuchnął śmiechem - Ty naprawdę myślisz że będę do ciebie mówił per "Panie"?
- Tak. - uciął - Nie dosłyszałem jak się nazywasz.
- Może dlatego że nie mówiłem, zresztą nie musisz znać mojego imienia - powiedział przedrzeźniając go po czym znowu się roześmiał - Zwracaj się do mnie hmm... - i znowu wybuchnął śmiechem.
- Może być kundlu? - zapytał złośliwie i uśmiechnął się pod nosem.
- To już lepiej żebyś mówił do mnie po imieniu.- naburmuszył się. - Ale ty pierwszy!
- Co ja pierwszy? - zapytał nie rozumiejąc.
- Przedstaw się.
- O moim imieniu możesz zapomnieć. - odpowiedział spokojnie.
Wyszli z budynku przed którym czekał już na nich woźnica.
- Panie Irmelinie, powóz gotowy.
- Irmelin, jak ładnie. - wtrącił chłopak wyskakując zza księcia któremu skroń zaczęła lekko pulsować.
- Wsiadaj - wycedził przez zęby próbując się uspokoić.
Jechali już od dobrej godziny w idealne ciszy.
Książe mógł mu się w końcu dokładnie przyjrzeć. Był mniej więcej o głowę niższy od niego i o wiele drobniejszy. Miał duże, głęboko osadzone oczy. Jedno brązowe a drugie hmmm.. złote?  I kręcone włosy koloru krwistej czerwieni.
- Skąd ten kolor? - zapytał starając się ukryć ciekawość.
- Mój opiekun lubił eksperymentować z rożnego rodzaju eliksirami - wyjaśnił i uśmiechnął się promieniście białymi i prostymi zębami.
Kolejna interesująca rzecz.
Pospólstwo miało zazwyczaj poniszczone i zżółkłe zęby, pomijając już fakt że połowy brakowało. Pal licho z pospólstwem, nawet u szlachty bardzo często tak bywało.
- A twoi opiekun był..?
- Wspaniałym rycerzem. - odparł z dumą - I dobrym człowiekiem - dodał ciszej a przez jego twarz przebiegł cień smutku.
- A teraz..?
- Nie żyje. Napadnięto nas w trakcie podróży, jego zabito a mnie pojmano.
Znów milczeli przez jakąś godzinę. Gdzieś w oddali majaczyły już wieże jego posiadłości.
- Kon.
- Co?
- Tak mam na imię. Miło mi cię poznać Irmel.
- Co?
- Mogę tak do ciebie mówić, nie? Może lepiej nie odpowiadaj - przerwał mu zanim cokolwiek powiedział i wytknął do niego język - I tak będę się tak do ciebie zwracał.
- Nie pozwalam - zdołał tylko wykrztusić.
- O, to może wolisz żeby zwracał się do ciebie Książe? A może Księżniczko? Z takimi długimi włosami i twoim wyglądem to nie będzie ze sobą bardzo kolidowało.
- Pozwalasz sobie na za dużo. - powiedział czując jak trzęsie się ze złości.
Kon się zaśmiał
I ponownie. 
I jeszcze raz.
- Fajnie drży ci brew gdy tak robię – zauważył, uśmiechając się diabolicznie.- No dawaj, wydrzyj się na mnie. Wiem że chcesz. - Skąd on to...? A niech go diabli. - Na co czekasz, 
Księ - żni - czko? -  i znowu wybuchnął śmiechem. - To zabawne gdy starasz się zachować spokój, a brew lata ci jak nienormalna. - powiedział ocierając łzy śmiechu.
Dojechali na miejsce. 
Książe nie czekając na otwarcie drzwi wyszedł, a właściwie wystrzelił z pojazdu. Agni widząc to szybko zeskoczył z woźnicy i nisko się skłonił.
- Panie, czy jest coś jeszcze co mogę dla ciebie zrobić?
- Każ przygotować mi kąpiel, a jego wychłostać. Dziesięć batów powinno wystarczyć.
- No co ty Irmel, nie bądź taki - usłyszał za plecami śmiech.
- Dwadzieścia - wywarczał przez zęby - na gołą skórę.
- Jak sobie życzysz mój Panie.
Irmelin oddalił się szybko w kierunku posiadłości, a towarzyszył mu niosący się z karocy śmiech. 
_______________________________________________________
 * chodziło mi tu o to że został namiestnikiem, panem tych ziem, ale książe bardziej mi pasowało i tak już zostało.
Fajne? Czy nie? Taka mnie naszła myśl że takie coś było by fajowe. No i Wen się ze mną zgodził i jakoś tak powstał ten wpisik. I coś mi się wydaje że szykuje się cała seria. Na pewno nie będzie długa, ale na pewno będzie przez jakiś czas.
A i jeszcze chciałam powiadomić że następna notka to będą "Gwiezdne Łzy". Chyba... No to tyle. 
;3

 

4 komentarze:

  1. Powiem Ci tak...w moim typie widzę opowiadania zaczynasz robić ^^ no no ..nie sądziłam, że Ciebie też takie coś kręci bo mi mówiłaś, że sadystka, masochistka jestem..no no ^^ miło mnie zaskoczyłaś..będę czekała na dalsze ciągi (mam nadzieję, że z większą ilością sadyzmu)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejciu! Dlaczego nie zaczęłam tego czytać wcześniej!
    Jesteś genialna! I tak ślicznie to napisałaś! No... może troszkę to przerażające, ale intrygujące zarazem.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. sądziłam że wszystkie opowiadania na blogu jest o one direktion, wampirach lub kontynuacja filmu/książki. Jednak ty przywróciłaś mi wiarę w to że mogę tu znaleźć coś dobrego. Dobrze się czyta i jest interesujące. Widzę że czeka mnie sporo czytania ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze to ja też tak myślałam, choć 1D (nienawidzę ich) odrzuciłam po zobaczeniu tła. Cieszę się, że autorka wymyśla własne historie, bo wtedy może pisać z największą wolnością. Pisanie fan fiction nieco tę wolność ogranicza, choć mnie to nie zraża :)

      Usuń