niedziela, 20 października 2013

Motyl 2. Czekałem...

No to zapraszam na cześć drugą i zarazem ostatnią.
Mam nadzieję, że wyszła dobrze...
Tzn. Mi się podoba, ale słyszałam już opinie, że jest "dziwna"...
Także tego...
Chciałabym się dowiedzieć jak jest ^^
No a teraz
Enjoy :3
***
Zamarłam w absolutnym przerażeniu.
W powietrzu chyba zabrakło tlenu, bo nie ważne jak głębokie i częste brałam oddechy - miałam wrażenie, że się duszę.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak mocna woń zgnilizny unosiła się w pokoju. Kręciło od niej w nosie, do oczu napływały łzy, a zawartość żołądka gwałtownie podchodziła do gardła.
Bure ściany pokryte grzybem, sufit przyozdobiony rdzawymi zaciekami i wytarta wykładzina pokryta ciemno-brązowymi, wyschniętymi plamami. Po środku tego wszystkiego - chłopak. Wysoki, chudy, o chorobliwie bladej skórze i równie jasnych włosach. Ubrany w powyciąganą, widocznie na niego za dużą, białą koszule i czarne, przykrótkie spodnie, które trzymały się na nim jedynie dzięki szelkom. Jasne, prawie białe kosmyki włosów opadały niesfornie na większość jego twarzy, skutecznie zasłaniają oczy, a na ustach wciąż gościł niezmazywalny, makabryczny uśmiech.
W pomieszczeniu zrobiło się ciemniej, choć możliwe, że to mi pociemniało przed oczami, gdy postawił pierwszy krok w moim kierunku. Szedł chwiejnie, jednak pewnie stawiał kroki i zanim się zorientowałam był na tyle blisko, że mogłam dostrzec jaką trudność sprawia mu chodzenie.
- Czekałem - powiedział przerywając chwilę ciszy - Bardzo długo i w końcu... Nareszcie... Tak długo i jesteś. Ktoś jest. - wyciągnął w moim kierunku chudą dłoń i dotknął mojego policzka, a ja poczułam jak uginają się pode mną kolana. - Naprawdę tu jesteś.
Teraz mogłam zobaczyć jego oczy. Duże, łagodne oczy. Jedno intensywnie czarne, drugie nieco zamglone. W połączeniu z nimi jego uśmiech nie wyglądał już tak przerażająco jak wcześniej, można by powiedzieć, że przypominał uśmiech dziecka, któremu wręczono dawno obiecaną zabawkę.
- Jak masz na imię? - zapytał prawie szepcząc, a ja cofnęłam się parę kroków w tył natrafiając na ścianę.
- Ja... Nie wiedziałam, że ktoś tu przebywa. Już.. już sobie pójdę. To znaczy, muszę już iść... i jeszcze raz bardzo prze-przepraszam za kłopot. - wydukałam widząc jak uśmiech na jego twarzy z każda sekundą coraz mniej przypomina uśmiech, a coraz bardziej grymas smutku i niezrozumienia.
- Ah... Skoro tak...
- Tak, właśnie tak - powiedziałam powoli go omijając. Gdy tylko byłam za jego plecami puściłam się pędem w kierunku drzwi, dorwałam się do klamki nacisnęłam ją otwierając drzwi. Będąc jedną nogą poza mieszkaniem odwróciłam się na chwilę za siebie i w tym momencie do pokoju wpadły promienie słońca, którym na chwilę udało się przebić przez zbitą masę chmur. Smugi światła rozświetliły pomieszczenie, odbierając mu wszelkie walory, które mogłyby je zaliczać do idealnych na nakręcenie scen mordu. Teraz wyglądało po prostu jak smutne, opuszczone miejsce.
Bez nikogo i niczego by się o nie troszczyć i dbać.
Chłopak stał przy oknie, wpatrując się w prześwit chmur z ręką opartą o szybę i pomimo tego, że wyraźnie go widziałam, miałam wrażenie, że zaraz zniknie. Rozpłynie się w promieniach słońca i zostanie tu sam już na zawsze.
Stanie się jak to miejsce - smutny i opuszczony, bez nikogo.
Po prostu sam.
"Muszę wyjść. Muszę stąd wyjść" w głowie aż huczało od tym podobnych myśli, ale wbrew sobie, wbrew wszystkiemu co logiczne zamknęłam drzwi zostając.
***
Mijały dni i miesiące, a ja coraz bardziej przyzwyczajałam się do mdławego zapachu i niekoniecznie estetycznego wyglądu ścian czy podłogi w mieszkaniu na ostatnim piętrze.
Przyzwyczaiłam się też do Alby.
Do jego melancholijności, do jego subtelnych uśmiechów oraz zabawnej powagi dotyczącej głównie tematów dla mnie śmiesznych lub trywialnych. Przyzwyczaiłam się do jego stoickiej natury i delikatności z jaką mnie traktował.
Nie przeszkadzała mi jego niezdarność, ani to że często wielu rzeczy zapominał. Po pewnym czasie przestałam zwracać uwagę na jego nienaturalną chudość, mogłabym nawet powiedzieć, że poprawiał się w oczach. Tak jakby każdy uśmiech, czy słowo dodawało mu życia i zdrowia.
Pomijając te wszystkie rzeczy, które stały się dla mnie codziennością były też takie, o których sprawę zdałam sobie bardzo niedawno.
Uwielbiałam patrzeć mu w oczy. Mogłam go słuchać godzinami i nigdy mnie nie nudził. Jego roztrzepanie stało się uroczą zaletą, a ciche monologi zajmującymi tematami rozmyślań.
- Masz rodzinę? - zapytał któregoś dnia.
- Mam dwie siostry i brata, mamę, tatę no i dziadków. Dużo cioć i wujków. Trochę kuzynostwa.
- Zawsze chciałem mieć rodzinę. A może kiedyś ją miałem? - zamyślił się na moment, jak miał w zwyczaju, po czym kontynuował -  Osoby które troszczą się o ciebie nie ważne kim jesteś lub jaki jesteś. To musi być przyjemne, mieć do kogo wrócić. Mieć kogoś kto będzie z tobą zawsze.
- A ty... masz kogoś takiego? - zapytałam unosząc brew w geście rozbawienia czując jak wchodzi w swój "tryb rozmyślań i kontemplacji życia".
- Nie, nie mam rodziny. Nie mam już nikogo.
- A więc mam sobie iść? - uśmiechnęłam się złośliwie widząc jak w jego oczach pojawia się niezrozumienie, a potem błysk oświecenia.
- Nie! To nie.. To nie tak! - ze zdziwieniem obserwowałam jak zazwyczaj opanowany i spokojny Alba gorączkuje się by składnie wypowiedzieć zdanie - Ty to coś innego. - oznajmił w końcu skrobiąc nerwowo dywan.
Uśmiechnęłam się cicho pod nosem i pogłaskałam go po głowie.
***
- Chcesz coś zjeść? - zapytałam wyjmując srebrne zawiniątka i termos z herbatą. - Mam kanapki z serem i szynką, albo z twarożkiem... - spojrzałam na niego pytająco. 
Cudem powstrzymałam się od śmiechu, gdy po 5 minutach intensywnego zastanawiania się wybrał w końcu kanapkę z twarożkiem, bo ładnie wyglądała.
- Alba... jesteś brudny - zaśmiałam się, gdy podniosłam wzrok z nad kubka z herbatą i zobaczyłam kuleczki twarogu na jego twarzy.
- Co? Gdzie? - zapytał unosząc brwi.
- Tu - powiedziałam strzepując jedną z kuleczek z jego policzka - I tu - dodałam strząsając kolejną z jego brody - I tutaj - zaśmiałam się wyjmując jedną z jego brwi - Jak ty to zrobiłeś? - zapytałam nie przestając się śmiać.
Patrzył na mnie przez chwilę po czym uśmiechnął się i oparł swoją głowę na moim ramieniu. Pogłaskałam go po niej i podałam kubek z herbatą.
Pamiętam, że chciałam żeby tak już zostało.
***
- Czekałem na ciebie.- powiedział gdy weszłam do mieszkania.
- Wiem Alba, już jestem. Musiałam posprzątać w domu i trochę mi zeszło. Będę musiała wyjść dziś trochę wcześniej. Mamy ładną pogodę, więc muszę zrobić pranie.
- Nie... Posłuchaj ja... Chodzi o to że... Czekałem na ciebie. Zawsze. - jego głos brzmiał poważniej niż zwykle.
- Alba? - spojrzałam na niego uważniej. - Coś się stało?
- Po prostu chciałem żebyś wiedziała...
***
Słońce wygrzewało kłębiące się złote liście, a wiatr delikatnie kołysał nagie drzewa. Prawdziwa, piękna, polska, złota jesień. Odetchnęłam pełną piersią schylając się do miski po kolejną rzecz do rozwieszenia uniosłam wzrok i poczułam jak materiał koszulki wysuwa mi się z rąk.
Bo zobaczyłam coś, czego nie widziałam od bardzo dawna.
Biegłam tak szybko jak jeszcze nigdy w życiu, wpadłam jak burza do mieszkania na ostatnim piętrze, pobiegłam w kierunku okna i stanęłam jak wryta.
Przy oknie stał Alba, a na podłogę padał cień.
Cień motyla.
- Alba ty...
Otworzył okno i odwrócił się do mnie z uśmiechem na twarzy. 
To był najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałam.
- Czekałem... wiesz? Na ciebie.
- I co? - uśmiechnęłam się czując jak łzy napływają mi do oczu - Opłacało się?
- Nawet sobie nie wyobrażasz - odpowiedział, podszedł trochę bliżej i poczułam jego ciepłe usta na swoich.
Trwaliśmy tak przez chwilę gdy światło słońca przybrało na sile, skutecznie zmuszając mnie do przymknięcia powiek. Mrużąc oczy poczułam jak Alba obejmuje mnie mocno, jak powoli rozpływa się w promieniach słońca i jak z uśmiechem na ustach mówi ciche - Dziękuje.
Chwilę później, gdy słońce przysłoniła pojedyncza chmura, widziałam jak mały, biały motyl odlatuje, daleko przed siebie.

Słyszeliście kiedyś o tym, że motyle są tak naprawdę duszami, które utknęły w naszym świecie? Historia którą Wam przekazałam nie jest długa, nie wiem też czy w dobie XXI w. nie wyda Wam się nudna czy wyssana z palca. Jestem jednak pewna, że jeżeli nie przekazałabym jej komuś - nie ważne komu - to zgasłaby wraz ze mną. Na zawsze. I już nikt nigdy nie usłyszałby o chłopcu, który był motylem.

4 komentarze:

  1. To było śliczne, cudowne, wspaniałe, wyjątkowe! Ja widziałam ten domek, ten sznurek na pranie i pokój. To wszystko było jak żywe. Miła, domowa atmosfera i coś nieuchwytnego co pozostaje w pamięci. Dziękuję Ci za to opowiadanie, naprawdę. Napisałaś coś niepowtarzalnego." Motyl"To taka Twoja perełka.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Po prostu dziękuję, to naprawdę wiele dla mnie znaczy.

      Usuń
  2. Przepiękne. Chciałabym tak pisać <3 Naprawdę, zgadzam się z Sia Siaa. To było niesamowite. Sama nie rozumiałam na początku o co chodzi, jak to jest, że on tam tyle siedział. No cóż... Po prostu nie umiem nic więcej powiedzieć. Życzę więcej takich pięknych opowiadań, no i oczywiście dużo weny, bo czekam na ciąg dalszy Księcia i Gwiezdnych Łez. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowne. Jesteś wspaniała. "Motyl" był bardzo zaskakujący. Kiedy czytałam pierwszą część, odwracałam się żeby zobaczyć czy nikt za mną nie stoi. Na szczęście przeczytałam to już jak były obydwie części :)

    OdpowiedzUsuń