niedziela, 1 grudnia 2013

Książe 7. Wszytsko dla jego dobra...

Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie...
Może jedynie tonę sprawdzianów, 
ale w tym wypadku mogłam napisać notkę czy coś...
W każdym razie - przepraszam za brak jakiejkolwiek informacji ode mnie co do wpisu.
No ale już jestem ^^
 Z Księciem :]
O taaak :3
***
W pokoju w którym siedzieli zrobiło się jakby zimniej.
- Tak bardzo nie chciałem żeby wiedział. - szloch białowłosego wypełnił całe pomieszczenie.
- Agni, spokojnie. Możesz przecież powiedzieć, że... że chodziło ci o miłość do przyjaciela. Już dobrze, coś wymyślimy. - Kon starał się go pocieszyć delikatnie głaszcząc jego ramie - Będzie dobrze.
- Nie uwierzy - powiedział potrząsając głową - przyjaciół się nie całuje. Nie w taki sposób. - dodał i znów zaniósł się tłumionym przez własne ręce płaczem.
- Pocałowałeś go?! - Kon prawie podskoczył na krześle, a widząc kiwającą głowę Agniego zaraz zapytał - Jak zareagował? Co powiedział?
- Nie wiem - Agni pociągnął nosem, podniósł głowę i spojrzał na Kona jak na idiotę - uciekłem.
Nagle w pokoju rozległo się pukanie do drzwi.
W oczach Agniego pojawiło się czyste przerażenie, a z twarzy momentalnie odpłynęła cała krew.
Ktoś ponowie z wyraźnym zniecierpliwieniem zadudnił w dębowe drzwi.
- Prosz... - powiedział Kon i oberwałby od Agniego w głowę gdyby nie szybki unik.
- Co ty wyprawiasz?! - wysyczał przyciągając czerwonowłosego za poły koszuli. - Może po prostu od razu weźmiesz nóż i wbijesz mi go w plecy? - powiedział starając się nie podnosić głosu.
- A jeżeli to coś ważnego? Na przykład jakieś polecenie od Irmela? - Kon zapytał przechylając lekko głowę i unosząc brwi ku górze.
Agni pociągnął parę razy nosem, najwyraźniej wyliczając wszystkie za i przeciw, po czym powiedział na tyle głośno by osoba za drzwiami była w stanie usłyszeć:
- Proszę!
Ktoś nacisnął klamkę i otworzył drzwi zamaszystym ruchem.
Sonia wyglądała na naprawdę bardzo złą.
- Co wy tu do cholery robicie?! Nie przebrani! Nie naszykowani! Ślub zaczyna się za pół godziny, a ciebie nigdzie nie ma! Głównego koordynatora! Czy ty w ogóle myślisz, Agni na Boga! Zbieraj się do kupy i na górę! - wzięła krótki oddech i kontynuowała - Nawet nie wiesz jakie masz szczęście, że Sebastian się wszystkim zajął! Ty masz już tylko wyjść i ładnie wyglądać. Gdyby Pan się o tym dowiedział to nie wiem czy kazałby ci tylko latać! - przeniosła spojrzenie na Kona - Ty też nie lepszy! Książe szuka cię od jakiejś godziny i wychodzi z siebie! Miałeś nieść obrączki! I dupa! Nie było cię na próbie, nic! Zero myślenia! Za ciebie musi iść Eliza, wiesz jak się dziewczyna stresuje?! Ruszać dupska i do roboty, ale już!
Nawet się nie obejrzała jak została sama w pokoju.
***
Cała rezydencja wyglądała jakby nabrała głębokiego oddechu i znów zaczęła żyć. Kryształowe żyrandole zawieszone wysoko pod sufitem lśniły blaskiem tysięcy małych szkiełek. Przez monumentalne witryny okien wpadało światło księżyca i powoli pojawiających się gwiazd, nadając holowi wyczuwalnej w powietrzu magii. Nad całym parterem górowały białe marmurowe schody przyozdobione chabrowymi wstęgami. Każdy pojawiający się gość był prowadzano na sam ich szczyt do sali zaślubin, a ten kto uważał, że sam hol wyglądał pięknie, wchodząc do sali musiał na chwilę przystanąć z zachwytu. 
Środek idealnie białego parkietu zdobił wąski pas intensywnie niebieskiego dywanu. Po obu jego stronach rozstawione były pięknie rzeźbione krzesła z białego drewna, obite granatowym aksamitem. Wiraże okien przysłonione były... kaskadami niebieskich kwiatów, podobnie jak większość portali nad drzwiami.
Na końcu chabrowego dywanu stał ołtarz z tego samego drewna co krzesła, przyozdobiony tuzinami kwiatów we wszystkich odcieniach niebieskiego, od błękitu, przez chaber po granat.
Wszyscy, zarówno goście jak i służba, wydawali się być niesamowicie podekscytowani. 
Wszyscy oprócz trzech osób.
Agni, który rzucał nerwowe spojrzenia po całej sali nadzorując usadzenie gości jednocześnie starając się panicznie unikać przenikliwego spojrzenia Sebastiana.
Drugą z trzech osób był sam Sebastian, stojący po drugiej stronie sali, dokładnie naprzeciw Agniego. Widocznie starając się ściągnąć jego uwagę na siebie, wlepiał w niego wzrok odkąd tylko zjawił się w sali.
Ostatnią osoba, która absolutnie chciałaby być wszędzie indziej byle nie tu, ta która wolałaby stawić czoła dwustu smokom i pokonać dwa razy tyle wiedźm. Osoba która za wszelką cenę nie chciała widzieć na własne oczy tego ślubu, był Kon.
Starał się cieszyć, naprawdę. Przez pierwsze piętnaście minut.
Potem już nawet nie próbował.
Ślub.
Ślub Irmela.
Dlaczego to brzmiało tak okropnie?
Dlaczego sama ta myśl wywoływała w nim złość i smutek, o które w życiu by się nie podejrzewał?
Z każdą sekundą robił się coraz bardziej smętny, bo każda sekunda przybliżała go do dwóch słów, których tak bardzo nie chciał usłyszeć.
"Tak, chcę."
NIE! NIE! NIE! - ryczało mu w głowie.
Nie chce tego widzieć, nie chce tego słyszeć, nie chce, nie chce, NIE CHCE.
Czuł jak trzęsą mu się ręce i jak zimny pot spływa po jego plecach.
- Kon? - usłyszał nad swoją głową głos, którego potrzebował najbardziej. - Kon, wszystko w porządku? - chciał podnieść głowę i na niego spojrzeć. Chciał zajrzeć w jego głębokie, jasne oczy i powiedzieć, żeby się nie martwił. Chciał się do niego przytulić i jeszcze raz poczuć jego zimne palce wśród swoich włosów, ale zdał sobie sprawę, że jeżeli to zrobi, nie będzie w stanie... Nie będzie w stanie znieść tego, że go straci. Zrozumiał co miał na myśli Agni. Już wie co znaczy kochać kogoś tak bardzo, że można zrobić dla niego absolutnie wszystko. Nawet przemilczeć swoje uczucia, wszystko, wszytko dla jego dobra - Kon? - usłyszał zmartwiony głos i szybko pokiwał głową nie unosząc jej.
- Wszytko dobrze - powiedział siląc się na radość w głosie. Próbował się uśmiechnąć sam do siebie, ale zamiast uśmiechu na jego twarzy pojawił się grymas smutku. Stał ze spuszczoną głową i próbował opanować nadchodzące fale bólu, tego nieopisanego wewnętrznego bólu, który odczuwamy po stracie.
- Nie wyglądasz najlepiej, pokaż mi się - Irmel brzmiał na jeszcze bardziej zaniepokojonego.
- Jest dobrze - powtórzył szybko - To stres - z jego gardła wydobył się sztuczny, nienaturalny śmiech.
- Proszę Państwa, proszę powstać. Uroczystość zaślubin czas rozpocząć - usłyszał grzmiący w całej sali głos Sebastiana i poczuł jak uginają się pod nim kolana.
Po sali przebiegł szmer i naraz wszystko ucichło.
Nieśmiało zabrzmiała wiolonczela, po chwili dołączyły do niej altówka oraz skrzypce i w sali rozbrzmiała melodia marszu Medelsona.
Najwyraźniej przez wielkie wrota weszła panna młoda, bo w sali znów pojawiły się szmery.
"...piękna!"
"...cholerny szczęściarz.."
"Ja to bym taką..."
Gdy Panienka Vivien doszła do ołtarza muzyka wraz z tłumem ucichła i głos zabrał ksiądz:
- Zebraliśmy się tu dziś by połączyć węzłem małżeńskim dwójkę tych wspaniałych ludzi. Wraz z ich małżeństwem oprócz ich serc oraz dusz połączą się również ich kraje. A więc, czy ty Vivien, Pani ziem zachodnich, chcesz tego mężczyznę, władcę ziem północnych, za męża?
- Tak chcę - odpowiedziała z hamowaną radością, a Konowi zrobiło się niedobrze. Nie wytrzyma dłużej. Już nie da rady. Wycofał się po cichu z tylnego rzędu nawet na chwilę nie podnosząc wzroku na ołtarz i parę narzeczeństwa, a już za parę chwil... parę małżonków.
Nie chce tego widzieć.
Najciszej jak mógł wymknął się przez wciąż otwarte wrota.
- A ty o Panie ziem północnych, chcesz tą...
Nie chce tego słyszeć.

3 komentarze:

  1. Ohh serio? Tak zakończyłaś!? ugh! Dodawaj szybko następny xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Co to ma być? Pytam się - co to ma być. Jak byś się czuła gdyby Ci ktoś urwał opowiadanie w POŁOWIE, albo co gorsza pod KONIEC?!!!! Nie dobrze! I ja tak się czuję... Napiszesz dalej jeszcze w grudniu - tak?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki mam zamiar :D Ale nie wiem, jak będzie z Wenem, więc niczego nie obiecuje.
      PS. Strasznie się cieszę, że mam tak oddaną czytelniczkę ^^

      Usuń