czwartek, 10 stycznia 2013

Książe 2. Boję się...

 Yuki,
 to wszystko dla ciebie [choć i tak uważam że będzie "fajne" i nic więcej -_-"]
Btw. `at-night-i-dream-about` jesteś moim pierwszym obserwatorem wiesz?
Coś czuję że cię kocham :]
A do wszy~~~~stkich moich pozostałych i kochanych czytelników
zapraszam na Księcia
Enjoy
:3
***
Chodził po pokoju nie mogąc się uspokoić. Usiadł w fotelu tylko po to by zaraz wstać i po raz kolejny przebyć odcinek między drzwiami a balkonem. Powtórzył tą czynność jeszcze parę razy i poczuł że krew go zalewa! Jak on śmiał! Ten.. ten.. niewolnik! Zabawka! Kundel! Zwrócił się do niego po imieniu w obecności innego sługi! W dodatku na wieść o chłoście zaczął się śmiać. Nie błagać o litości i przebaczenie, tylko śmiać.
AAAA!!!
Kąpiel nie pomogła w żadnym stopniu, nawet fakt że padało nie poprawiał mu humoru i nie przywracał upragnionego spokoju i harmonii.
Do tego ta nieznośna migrena. Czuł że jego głowa zaraz eksploduje, a odbijający się w niej echem śmiech wcale nie pomagał. Na domiar złego był naprawdę zmęczony, wiedział jednak że nie uśnie co wcale nie polepszało stanu rzeczy. W końcu nie wytrzymał. Wyszedł ze swoje komnaty na korytarz. Jego posiadłość składała się z dwóch pięter, parteru i podziemia w którym mieszkała i jadała służba. Tam tez znajdowała się kuchnia i pralnia. Parter i pierwsze piętro były praktycznie nie używane. Bo jakoś nie było okazji by użyć sali balowej czy pokoi gościnnych, a nawet jeśli taka okazja się zdarzała to była bezwzględnie odrzucana. Ostatnie, najwyższe piętro było na jego wyłączność. Biblioteka, bawialnia, jego komnata oraz jadalnia, tylko on na nim przebywał, cała służba miała surowy zakaz pokazywania się na tym korytarzu podczas jego pobytu w posiadłości, oczywiście istniały wyjątki od tej zasady. Wyjątek w postaci Agniego. No chyba że Irmelin sam prosił o pojawienie się kogoś ze służby na jego piętrze. Jednak to zdarzało się rzadko, bo gdy już do tego dochodziło to owa osoba nie dożywała rana.
Tak więc teraz wystarczy że zejdzie na niższe piętra, spotka kogoś ze służby i każe przynieść sobie coś na migrenę.
~~~~
Krążył po parterze i pierwszym piętrze od 30 minut i nie uwidział żywej duszy. Migrena z minuty na minutę stawała się nie do zniesienia. Nie miał wyjścia. Musi zejść do podziemi. Starał się tego nie robić, bo pomimo tego że to JEGO służba i JEGO dom, to należny im się trochę prywatności.
5 minut później szedł jednym z ciemnych i cichych korytarzy przeznaczonych tylko dla podwładnych. Tak jak i reszta posiadłości, był skąpany w aksamitnej ciemności przez którą przełamywała się strużka jasnego światła wydobywającego się z uchylonych drzwi na końcu korytarza. Stamtąd też co chwila dochodziły go salwy śmiechu. Zakradł się pod drzwi i zajrzał przez szparę do środka.
W niewielkim pokoju przy paru świecach cała jego służba siedziała wokół Kona i co chwila wybuchała śmiechem.
- Dzielny jesteś, nie powiem, ani razu nie pisnąć, nawet jeśli chłosta była na gołą skórę. - powiedział Agni ocierając łzy śmiechu.
- To nie ja jestem dzielny tylko ty słabowity - ta wypowiedź spotkała się z kolejnym chóralnym śmiechem - Poza tym czym ty jesteś, mój drogi, przy smoku?
- Walczyłeś ze smokiem? - zapytała jedna z pokojówek, jak ona miała? A tak, Sonia.
- Z dwoma - odpowiedział wzruszywszy ramionami - Jednak smoki to nic w porównaniu do czarownic. Te to są chytre. Jedna chciała mnie zamienić w kota a druga zjeść, jeszcze inna chciała mnie jako ozdobę nad kominek. Nie powiem prezentowałbym się co najmniej świetnie, ale miałem wtedy inne widoki na przyszłość, tak więc musiałem odmówić.
- Opowiedz coś jeszcze! Kon, opowiedz coś jeszcze! - zawołali chórem. Wszyscy. Nawet Agni. Jego stonowany, opanowany i zawsze chłodny Agni.
- Co by tu...? - zamyślił się na chwilę. - O wiem! Pewnego dnia wraz z moim opiekunem wędrowaliśmy przez rozległe lasy północy i zanim się obejrzeliśmy zastał nas zmrok. Pamiętam, że tej nocy księżyc był naprawdę ogromny. Mój mistrz, pomimo moich sprzeciwów, postanowił zorganizować postój. Rozpalił ogień i położył się spać. Ja starłem się usnąć, wierzcie mi, ale nic z tego nie wyszło, głównie przez księżyc który świecił jaśniej niż słońce za dnia. Wybrałem się na mały zwiad. Tak więc zwiedzałem las starając się nie oddalać za nadto od naszego obozowiska. Jakieś dziesięć minut marszu później znalazłem piękną polanę z niewielkim oczkiem wodnym, które było nieskazitelnie czyste, a nad jego powierzchnią unosiła się delikatna mgła. W pewnym momencie pojedyncza chmura zasłoniła księżyc i zrobiło się zupełnie ciemno. Usłyszałem łoskot wody, tak jakby ktoś z niej wychodził. Księżyc ponownie oświetlił polankę, a ja zamarłem.
- Z przerażenia? - wtrąciła Sonia.
- Nie, z zachwytu, bo na drugim brzegu jeziora stał wysoki, piękny mężczyzna ubrany w kosztowne stroje.W świetle Luny wyglądał prawie jak duch czy zjawa, jednak to w żaden sposób nie ujmowało jego urodzie. Długie sięgające niemal pasa włosy powoli, bez pośpiechu splatał w warkocz i dopiero gdy skończył przeniósł na mnie spojrzenie. Nie mogłem się ruszyć czy choćby coś powiedzieć i byłem prawie pewien, że to jego sprawka. Nieznajomy ruszył w moim kierunku. Nie pamiętam dokładnie co czułem gdy zobaczyłem, że zamiast iść dookoła jeziorka on wchodzi na taflę wody i idzie po niej ********. Najzwyczajniej w świecie, tak jakby to nie było nic niemożliwego.Wreszcie dotarł do mnie i położył dłoń na mojej głowie. Zmierzwił mi włosy, odwrócił i delikatnie pchnął w kierunku z którego przybyłem. Nogi same mnie poniosły w stronę lasu, mimo że ja szczerze wolałem tam zostać i chociaż poznać jego imię. Tak bardzo chciałem z nim porozmawiać. - westchnął - Rano obudził mnie mój opiekun. Nie pamiętałem jak się kładłem czy przynajmniej jak dotarłem do obozowiska, więc uznałem to za bardzo realistyczny sen. Gdy ruszyliśmy w drogę, opowiedziałem o tym mojemu mistrzowi, od tak żeby zabić nudę. Strasznie mnie zbeształ za włóczenie się po nocy w lesie bez jego wiedzy. Powiedział, że zawędrowałem na uroczysko. Tak więc, to był pierwszy raz gdy spotkałem wodnika. Potem mistrz trochę mi o nich opowiedział. Są bardzo neutralnie nastawione do ludzi, jednak nigdy się do nich nie odzywają. Nie dlatego, że nie chcą tylko dlatego, że ich głos hipnotyzuje i każdy kto go usłyszy topi się w ich jeziorach. Nie mają na to żadnego wpływu dlatego wolą po prostu nic nie mówić. Czasem piszą coś na wodzie albo na ziemi.
- Ahhh! To musiało być wspaniałe! - westchnęła kucharka, Lucy - Też bym chciała spotkać takiego wodnika. Piękny powiadasz? Ah! Ah! Ah!
- Ależ nie musisz szukać daleko, moja kochana - odparł Kon - Irmel jest do niego bardo podobny.
W całym pokoju nastała kompletna cisza, po czym wszyscy wybuchli śmiechem. Nawet Irmelin.
- Z czego się śmiejecie? Mówię serio.
- Naucz się mówić Pan, chłopcze bo chłostom nie będzie końca, to po pierwsze. Po drugie nie mów tego tak jakbyś mówił serio bo to naprawdę brzmi zabawnie, po trzecie nie powtarzaj tego przypadkiem Panu bo każe cię głodzić przez tydzień.
- Kiedy to prawda! - powiedział zdenerwowany. Odpowiedział mu gromki śmiech. - Irmel jest naprawdę do niego podobny. Ma tak samo ładne włosy i piękną twarz. Do tego uważam że jest bardzo fajny, tylko lubi się wygłupiać i udawać spokojnego. To zabawne gdy się denerwuje i próbuje zachować spokój. Tak mu fajnie brew lata.
Cały pokój zaniósł się śmiechem. 
Znów wraz z Księciem.
Czyli chłopak pomimo kary uważał go za "fajnego"? 
Mały masochista.
Od jakichś 5 minut książę bez żadnych zahamowań stał w drzwiach i.... uśmiechał się. Jakoś nikt nie zwracał na niego uwagi, dopóki Lucy nie zerknęła w kierunku drzwi. Szturchnęła dławiącego się ze śmiechu Agniego który najpierw spojrzał na nią a następnie powędrował za jej spojrzeniem, potem zrobił się biały jak kreda. Wszyscy inni poszli w ślad za nimi. W pokoju panowała dziwna i nieprzyjemna cisza.
- Irmel! - wykrzyknął Kon - Co tam?
- A nic. Pada. - powiedział nadal się uśmiechając.
Nigdy się nie uśmiechał. 
Nigdy. 
Więc jeżeli to robił to musiało zwiastować coś strasznego, a przynajmniej tak myślała większość służby. I normalnie tak by właśnie było.
- Serio? Uwielbiam deszcz!  - Książe uniósł brew w geście zdziwienia.
- W takim razie przyjdź dziś do mojej komnaty. Z całej posiadłości, z mojego balkonu jest najpiękniejszy widok na niebo.
- Mogę? Serio mogę!
- Tak. - rzucił przez ramię idąc w kierunku schodów.
A w pokoju nadal panowała grobowa cisza.
Każdy spoglądał na Kona ze smutkiem i współczuciem. Po paru minutach Agni wstał i otworzył przed nim drzwi.
- Chodźmy - powiedział smutno.
~~~~

Stał na balkonie i przyglądał się zachmurzonemu niebu. Niepokój i złość minęły, sam nie wie kiedy. Migrena też powoli ustępowała. Dźwięk rozbijających się kropel wody był taki... kojący.
Westchnął.
Westchnął?
Co się z nim dzieje?
Złościł się, śmiał a teraz wzdycha.
Czyż nie jest Panem z kamieniem zamiast serca?
Uśmiech to nie jest coś na co pozwalał sobie od tak. To samo tyczy się wybuchów złości czy choćby niewinnych westchnięć.
Coś, o co od dawna przestał się podejrzewać, zalęgło się w nim na nowo.
I znów, będzie musiał się tego czegoś pozbywać. A uczucia jest naprawdę trudno wyplenić. Jak już chwycą człowieka to nie puszczają łatwo.
Usłyszał skrzypnięcie otwieranych drzwi.
-  Ale wielki pokój! - wykrzyknął Kon rozglądając z zaciekawieniem, tak jakby starał się wychwycić i zapamiętać każdy szczegół komnaty.
Po chwili poszukał wzrokiem Irmelina, gdy napotkał jego spojrzenie uśmiechnął się promieniście i podszedł do niego. Jak dotąd książę zasłaniał mu cały widok, więc dopiero gdy Kon podszedł bliżej mógł zobaczyć piękne ciemno-granatowe niebo z którego na ziemię opadały ciężkie krople deszczu.  Przez moment po prostu stał i patrzył, a  jego oczy zalśniły blaskiem fascynacji. 
- Piękne - wyszeptał. - Wiesz dlaczego lubię deszcz? - zapytał po chwili milczenia. - Bo jest po prostu piękny. - powiedział najwyraźniej nie czekając na odwiedź - Wiesz kiedyś słyszałem, że wodniki mogą mówić tylko podczas deszczu. - Znowu milczeli, słychać było tylko krople rozbijające się o ziemię. - Gdy pierwszy raz cię zobaczyłem, to pomyślałem, że to może on.
- Rozczarowany? - prychnął pod nosem i aż sam się zdziwił swoją reakcją. 
- Nie, ani trochę. - powiedział i uśmiechnął się od ucha do ucha -  Z tobą mogę rozmawiać, nie jesteś iluzją czy snem. - Kon podszedł bliżej niego - Nie jesteś, prawda?
- Sprawdź. -  odpowiedział Irmel na co Kon zrobił trochę głupią minę. Moment później dźgnął księcia w bok, a ten sapnął ze zdziwienia. Spojrzał na Kona piorunującym wzrokiem, on tylko się zaśmiał po czym ponowił dźgnięcia. Od nich przerzedł do bezczelnego łaskotania.
W małej szamotaninie wpadli do pokoju. Irmelin zaczynał już płakać ze śmiechu. Głośnego i niepohamowanego śmiechu. 
Przebyli pokój i wylądowali na wielkim łóżku. Kon przestał go łaskotać i opadł na pościel obok niego chichocząc.
Irmel uspokajając się zauważył, że wcale tego nie chciał. 
Nie chciał spokoju. 
Nie chciał?
Leżeli tak przez moment, a Irmelin poczuł się sennie.
Zaraz... sennie?
Może uda mu się usnąć.
Położył się i przykrył, nie zwracając już większej uwagi na Kona. W końcu zaczął usypiać. 
Po chwili poczuł jak coś... ktoś wślizguje się pod kołdrę.
- Co ty...? - zapytał zdziwiony i już nieco zaspany.
- Posuń się trochę.
- Co?
- Mówię: posuń się.
- Ale... Co?
Przez dłuższą chwilę nie otrzymywał odpowiedzi. I gdy już był gotowy na to, że się jej nie doczeka usłyszał cichę  
- Po postu się boję
- Czego?
- Że okażesz się snem. - powiedział jeszcze ciszej.
- Przecież dałem ci dowód, że..
Wtedy stało się coś czego Irmelin, delikatnie mówiąc, się nie spodziewał.
Chłopak wtulił się w niego ściskając za jego koszulę.
- Proszę...
Książę westchnął bezsilnie, a ostatnią jego myślą przed zaśnięciem było to, że ten chłopak naprawdę musi być masochistą.
_________________________________________________________
******** przyp. autora Wcale nie kradnę wizerunku takiemu jednemu co to się głową kościoła katolickiego kiedyś tam zrobił, jak mu było? Chrystus? No więc Mr. J nie ma tu nic do rzeczy, rozumiemy się? Mam nadzieje ;3

1 komentarz:

  1. Nooo !!! Nami !! Dziękuję, dziękuję, dziękuuuję!! Hi hi opłacało mi się trucie Ci żebyś dodała kolejny wpis!! ^^ juupi!!

    OdpowiedzUsuń