niedziela, 24 lutego 2013

Książe 3. Nie jesteś zły...

Noooo i jestem ^^
Z Księciem ^^
I bez Wena... Ogarniacie że się świnia na mnie obraził?
Bo go na imprezę nie zabrałam.
No i nie odzywał się przez jakiś czas do mnie dlatego notka tak późno i taka krótka TT-TT
Mam nadzieję że będzie wam się podobać ^^
Enjoy
:3
***
Obudził go chłód. Ciepło które towarzyszyło mu przez całą noc zniknęło. Gdzie jest do cholery jego osobisty grzejnik? Z niechęcią otworzył jedno oko. Kon leżał po drugiej stronie łóżka i wyglądało na to, że zaraz z niego spadnie. 
Ten chłopak to ma dopiero sen. 
Przykrywanie go kołdrą w nocy było rzeczą nagminną i nieuniknioną. No wiecie...
Choroba=Leki
Leki=Koszta
Koszta=Zły Irmel
Do tego, po prostu nie chciał żeby coś mu się stało. Także nie ważne jak często go przykrywał i ewentualnie poprawiał żeby nie spadł to niespecjalnie mu to przeszkadzało.
Książe odciągnął go nieco od krawędzi, Kon zamruczał coś pod nosem i uniósł głowę rozglądając się po pokoju na wpół przymkniętymi oczami. Gdy natrafił zaspanym wzrokiem na zdezorientowanego Irmelina przysunął się bliżej niego, przerzucił jedną ze swoich rąk przez jego talie i położył głowę na ramieniu Księcia, traktując je jako zastępstwo poduszki, po czym... najzwyczajniej w świecie uderzył w kimono.
Irmel nie do końca wiedział co ma z tym fantem zrobić.
W pierwszym odruchu chciał go obudzić, ale gdy spojrzał na jego twarz to po prostu wymiękł. Nigdy nie pomyślałby, że zobaczy w życiu coś tak urzekającego. Kon oddychał miarowo przez lekko uchylone, malinowe usta a jego twarz nie wyrażała nic poza wewnętrznym spokojem i poczuciem bezpieczeństwa. Nieco zmierzwione, krwisto czerwone loki opadały na zamknięte oczy. 
Wolną ręką przygładził włosy Kona zaciskając oczy, sam w sumie nie wiedział dlaczego je zamyka. Uchylił jedno oko, potem drugie. Kon nadal spał jak zabity, więc teraz już bez większych zahamowań wplątał swoją dłoń w szkarłat loków.
Taaakie miękkie. *_____*
Ułożył się wygodnie miarowo głaszcząc Kona po głowie.
To było do niego takie nie podobne. Był przecież Panem z kamiennym sercem. Przecież niemożliwym jest żeby posąg zaczął żyć, poruszać się, a przede wszystkim - żeby zaczął czuć. A jednak Irmel czuł... nie do końca wiedział co, ale czuł. Leżąc tak, rozmyślając i bawiąc włosami swojej małej własności całkowicie się wyciszył. Powoli zaczął przysypiać, ale coś nie dawało mu spokoju. Czuł się obserwowany. Uchylił nieznacznie powiekę i zerknął na Kona.
Spał.
Zamknął oko, ale głupie uczucie wcale nie odeszło. Wręcz przeciwnie - nasiliło się.
Otworzył oczy, ale na tyle wąsko, że ktoś stojący dalej niż dwa kroki w ogóle by tego nie zauważył. Zlustrował wzrokiem cały pokój i zatrzymał się na lekko uchylonych drzwiach zza których dobiegł go ledwie słyszalny szept:
- Myślisz, że żyje czy śpi z umarlakiem?
- Nie bądź głupia!
- Skoro jesteś taki pewny to załóżmy się.
- O ile?
- 5 złotych monet trafia do mojej kieszeni jeżeli Mały jest trupem...
- A jeżeli żyje i nawet włos mu z głowy nie spadł tyle samo dostaje się mnie
Robią zakłady o to czy go zabiłem?
Książe nie wytrzymał i zaczął chichotać. Po chwili chichot przemienił się w przyciszony śmiech, nagle przestał się śmiać i spojrzał lodowatym wzrokiem na drzwi. Chyba jednak nadal jest Panem z kamiennym sercem.
- Wejść. - powiedział w miarę cicho, Kon na szczęście się nie obudził. Za chwilę, jeszcze nie teraz.- Powiedziałem wejść. - powtórzył gdy nikt nie pojawił się w pokoju. - Nie lubię się powtarzać - dodał ostrzej. Do komnaty weszła Sonia i Agni, oboje cali bladzi ze strachem w oczach wpatrywali się w podłogę. - Po co zakładać się o coś tak trywialnego jak pieniądze? - zapytał cały czas głaszcząc Kona po głowie - Kochani, zagrajmy o coś ciekawszego.
- O co takiego, Panie? - zapytała Sonia łamiącym się głosem przeczuwając w jakim kierunku zmierza ta rozmowa.
- O życie na przykład. Wasze, oczywiście. Jeżeli Kon leży koło mnie martwy to Agni będzie musiał skoczyć z balkonu, jeżeli natomiast jest żywy to swoich sił w lataniu spróbuje dziś Sonia. Co wy na to? Brzmi zabawnie, prawda? Prawda? - powtórzył gdy nie otrzymał żadnej odpowiedzi.
- Tak, Panie.
- A więc zaczynajmy. - powiedział i nachylił się nad śpiącym - Kon? - musnął nosem jego policzek. - Kon już ranek.
Chłopak uchylił powieki i zamrugał parę razy.
- Dzień dobry - powiedział nadal trochę zaspany, a z piersi Sonii wydarł się tłumiony szloch.
- Oj, nie umiesz przegrywać z godnością kochana - powiedział Książe. - a teraz...
- Irmel, zakład brzmiał, że jeżeli żyje i włos mi z głowy nie spadł tej nocy to wygrywa Agni, a jeżeli leże martwy to wygrana należy do Sonii, tak? - zapytał Kon przerywając Księciu.
- Tak, ale skąd ty...?
- Nie śpię już od dłuższego czasu - powiedział i uśmiechnął się zawadiacko. - A co do zakładu, to nie wygrał ani nie przegrał nikt. - Irmelin spojrzał na niego z zapytaniem w oczach na co Kon odwrócił się i przetrzepał śnieżnobiałą poduszkę z której powoli, niczym piórko, opadł na pościel czerwony włos.
- Włos - powiedział Irmel nieco zbity z tropu.
- Ano włos i nie da się zaprzeczyć, że jest z mojej głowy. Tak więc zakład nie może być rozstrzygnięty.
 - Włos - Irmel siedział i wpatrywał się w pościel z mina jakby ktoś mu przywalił wałkiem w twarz. - On... On ma rację, możecie odejść. Podajcie śniadanie za półgodziny.
Skłonili się nisko i wyszli z komnaty w pośpiechu.
- Było blisko - powiedział Kon opadając na poduszki - jeszcze trochę, a zrobił byś następną głupotę.
- Słucham?
- Musze cię lepiej pilnować - westchnął.
- Że co?
- Trzeba naprostować ci ten wizerunek psychopaty i pokazać ludziom, że jesteś troskliwy, czuły i dbasz o dobro innych. - pamiętacie jak pisałam, że mina Irmela wyglądała trochę jakby ktoś przywalił mu wałkiem w twarz, taaaak...Teraz wyglądał jakby dostał patelnią.
- Ja? - tylko tyle zdołał z siebie wydusić.
- No a kto? - powiedział i pociągnął go za rękę tak, że ten opadł na poduszki obok. Wziął jego dłoń i położył sobie na talii po czym położył jego głowę na swoim ramieniu. Leżeli identycznie jak chwilę temu tylko, że na miejscu właściciela była własność. Kon przeczesał włosy Irmela tak samo jak ten jego wcześniej. - Takich rzeczy nie robią źli ludzie - spojrzał przez okno na zbliżające się chmury - Gdybyś był złym człowiekiem nie opiekował byś się mną w nocy, zrzucił z łóżka a nie ratował od upadku, odepchnął tamtej nocy... Nie jesteś zły...- Kon przeniósł spojrzenie na księcia i choć powinien być zły, że jego Pan nie słyszał prawie nic z tego co powiedział to mimo tego i tak uśmiechnął się.
Książe usnął.
~~~~
Irmel wylegiwał się w łóżku, nie zszedł na śniadanie, bo po co skoro nie czuł się głodny a w końcu mógł spać. Dopiero około południa rozległo się pukanie do jego komnaty.
- Wejść
W pokoju pojawił się Agni
- Panie - powiedział kłaniając się nisko - Pragnę przypomnieć ci o tym iż dziś przyjeżdża Panienka Vivien.
- Za ile ? - zapytał siadając.
- Powinna zjawić się w przeciągu 20 minut.
- I mówisz mi o tym dopiero teraz?! - wykrzyknął podrywając się z łóżka - Gdzie moje ubrania?
- Leżą naszykowane na krześle. Panie, pozwolisz że zabiorę Kona na śniadanie?
- Co? Ah tak - wymamrotał w trakcie pośpiesznego ściągania z siebie koszuli.
Agni ukłonił się i wyszedł wraz z Konem z pokoju księcia. Szli w ciszy szybkim krokiem mijając obrazy wiszące na ścianach i rzędy drzwi do nie używanych pokoi. Gdy znaleźli się wystarczająco daleko od komnaty Irmela, Agni odwrócił się do Kona z wielkim uśmiechem na twarzy i rzucił się na niego trzymając w mocnym uścisku.
- Żyjesz! Nawet nie wiesz jak się wszyscy cieszymy! I jesteś naszym osobistym bohaterem, Mały! Nie wiem jak ci dziękować za tą akcję  włosem, uratowałeś mnie i Sonie.
- Ja mam pomysł jak możesz mi się odwdzięczyć - powiedział, a raczej wysapał bo uścisk Agniego był naprawdę mocny.
- Jak? Powiedz, a zrobię cokolwiek.
- Na początek mnie puść, nie mogę oddychać. - roześmiał się.
- Och, wybacz - natychmiast się do niego odsunął nieco zawstydzony. - Tak więc co mogę dla ciebie zrobić?
- Uśmiechaj się.
- Co?
- Uśmiechaj się przy Irmelu, uśmiechaj się do niego. Bądź sobą. Nie udawaj i po prostu się uśmiechaj.
- Ja..Spróbuję - odpowiedział po chwili milczenia.
- I... - dodał cicho  Kon.
- I co?
- I no wiesz... - zarumienił się delikatnie - głodny jestem.
~~~~
- Kim jest Vivien? - zapytał Mały między kolejnymi gryzami świeżego chleba.
- To bardzo ważna osoba. Ważna dla księcia. - odpowiedział Agni zmywając.
- Długo się znają? 
- Czy długo? - zapytał rozśmieszony pytaniem - Od dzieciństwa.
- A czy wiesz... Czy wiesz jak blisko są ze sobą?
- Książe nigdy by się do tego nie przyznał - powiedział konspiracyjnym szeptem - ale bardzo kocha panienkę.
- Kocha? - jakoś cała ochota na jedzenie nagle mu przeszła.

1 komentarz: