niedziela, 5 maja 2013

Książe 5. Bać się uczucia

 Tak, zdaję sobie sprawę z tego iż rozdział nie powala długością, ale jestem w kolejnym konflikcie, prawie zbrojnym, z Wenem. 
Znowu się cham obraził, tym razem twierdząc, że dopóki nie domyślę się o co, dopóty w opowiadaniach pomagać mi nie będzie.
Wredna menda >___<
Dlatego jeżeli rozdział ma jakieś większe lub mniejsze wady,
proszę winić jego kaprysy nie mnie TT_TT
Dobra a teraz 
Enjoy
;3
 ***
Siedzieli w ciszy pijąc gorącą herbatę.
- Jesteś pewny że chcesz o tym słuchać? - upewnił się z cieniem nadziei, że Kon może jednak się rozmyślił, on jednak tylko pokiwał głową. - Od czego by tu zacząć? - zapytał sam siebie wzdychając - Wiesz, jeszcze nie dawno Panienka Vivien przyjeżdżała znacznie częściej, bywała u nas w posiadłości co najmniej cztery razy w miesiącu. Za każdym razem przywoziła ze sobą Sebastiana, a ponieważ mieliśmy bardzo podobne zajęcia szybko się zaprzyjaźniliśmy. Na początku naszej znajomości wymienialiśmy się tylko doświadczeniami i radami dotyczącymi głównie pracy w posiadłościach. Z czasem okazało się, że mamy także podobne zainteresowania. Oboje uwielbiamy czytać. Nocą, gdy wszyscy spali, wkradaliśmy się do biblioteki Księcia i razem czytaliśmy wszystko, od nowelek po kilkusetstronicowe powieści. Często wchodziliśmy na dach posiadłości, gdzie opisywał mi każdą konstelację po kolei. Opowiadał mi ich historię, jak powstały, kto je nazwał i dlaczego? Nigdy nie chciał mi zdradzić skąd o tym wszystkim wie, zawsze mówił że muszę mu wierzyć na słowo. Potrafiliśmy przegadać całą noc, a zdarzało się i tak, że zasypialiśmy na dachu. Razem gotowaliśmy, sprzątaliśmy i razem spędzaliśmy każda wolną chwilę. Gdy tylko Panienka wracała do siebie ja już z utęsknieniem wypatrywałem ich kolejnej wizyty. W końcu doszło do tego, że każda godzina bez niego była dla mnie torturą i udręką nie do wytrzymania. Nie mogłem się na niczym skupić i myślałem tylko o tym kiedy znowu go zobaczę, kiedy znowu będę mógł usłyszeć jego głos. I wtedy... wtedy pierwszy raz pomyślałem, że...
- Że go kochasz - dokończył Kon.
Agni skinął głową ze smutkiem w oczach i kontynuował swoją opowieść:
- W życiu nie wyobrażałem sobie jak bardzo można bać się uczucia do drugiej osoby. W kółko powtarzałem sobie "to tylko przyjaciel" "Sebastian to tylko twój przyjaciel", ale choćby wypowiedzenie jego imienia powodowało przyjemne dreszcze, sam jego głos sprawiał że miękły mi kolana, a jego dotyk doprowadzał wręcz do szaleństwa. Moje reakcje stawały się coraz bardziej oczywiste i coraz trudniej było mi je ukrywać, dlatego zacząłem go unikać.
- I co zamierzasz z tym zrobić?
- Nic - odpowiedział spuszczając wzrok.
- Przecież nie będziesz chyba tego ciągnął do końca życia. Prędzej czy później, jeżeli nie już, Sebastian zorientuje się, że go unikasz.
- Tak, wiem.
- Nie myślałeś o tym żeby mu powiedzieć?
- O czym?! - Agni wybauszył oczy w istnym przerażeniu - Że o tym co ja ci teraz...? - Kon w ciszy pokiwał głową - Nie ma mowy! Ja bym nie mógł... On nie zrozumie... Ja... To by nie wyszło.
- Ja pójdę i z nim pogadam - powiedział Kon wstając.
- Co?! - Agni poderwał się przewracając krzesło na którym siedział. - Nie możesz! Proszę, Kon nic nie mów.
- Więc masz zamiar za każdym razem gdy on tu będzie się tak ukrywać? Masz zamiar wmawiać sobie "to by nie wyszło" nawet nie próbując? - zapytał  - Chcesz się poddać zanim w ogóle zacząłeś? Dlaczego nie chcesz nawet spróbować? - pytał zmartwionym głosem.
- Bo nie chcę zniszczyć tego co już miedzy nami jest - odparł cicho Agni, odwracają się żeby podnieść przewrócone krzesło
- Tak? A teraz co robisz, całkowicie się od niego odcinając?
- To wszystko jest dla mnie za skomplikowane, to dla mnie za dużo - westchnął zakrywając twarz dłońmi .
- Porozmawiaj z nim. - powiedział Kon kładąc dłoń na jego ramieniu.
- Nie dam rady.
- Dasz.
- Nie rozumiesz, ja...
- Agni? -  rozległo się w kuchni. - białowłosy zastygł w bezruchu i spiął się cały, gotów do natychmiastowej ucieczki. W drzwiach stał Sebastian wbijając w niego swoje spojrzenie.- Kon mógłbyś nas na chwilę zostawić samych? - powiedział łagodnie nie odrywając wzroku od Agniego.
- Jasne, i tak już się miałem zbierać - odpowiedział wesoło i ścisnął mocniej ramię, dodając Agniemu otuchy po czym wyszedł z kuchni.
Sebastian wszedł do pomieszczenia i usiadł na krześle, które uprzednio zajmował Kon
Ja wcale nie podsłuchuje. - pomyślał Kon, który siedział obok drzwi i wytężał słuch tak, aby żadne słowo nie umknęło jego uwadze.
- Ja... będę się zbierał - powiedział Agni podnosząc się z krzesła - Muszę sprawdzić czy Książe z Panienką czegoś nie potrzebują.
- Nie potrzebują, właśnie od nich wracam.
- Ahh... W takim razie pójdę posprzątać w bibliotece.
- Pójdę z tobą i ci pomogę.
- Nie trzeba, dam sobie radę sam.
- Agni co się z tobą dzieje! - powiedział, a właściwie prawie krzyknął wyraźnie wyprowadzony z równowagi Sebastian - Prawie się nie widujemy, a gdy już nadarza się okazja to ty unikasz mnie jak ognia. Zrobiłem coś? Czy coś powiedziałem? Błagam powiedz to... Agni..? Boże co się stało? Nie płacz.
Płacze?
- Powiedz, kochałeś kogoś tak bardzo, że byłeś w stanie zrobić dla niego absolutnie wszystko? - zapytał wilgotnym od łez głosem. - Kochałeś kiedyś tak mocno, że aż bałeś się tego uczucia?
- O czym ty..? - zapytał nieco zdezorientowany lokaj.
- Już nie ważne, zapomnij - Agni spróbował się zaśmiać przez łzy, ale nie wyszło do końca tak jakby chciał. - Przepraszam, nie powinienem się tak mazać, prawie jak baba, choć z drugiej strony o ile łatwej by mi było gdybym był kobietą.
- Dobrze się czujesz? Gadasz jak w gorączce...
- W ogóle się nie czuję... Idę się położyć - powiedział ocierając łzy.
- Odprowadzę cię - Sebastian złapał Agniego za nadgarstek.
- Dam radę sam - powiedział wyrywając rękę z jego dłoni i już więcej na niego nie patrząc ruszył w kierunku wyjścia.
Niedobrze ! Schować się ! Szybko!
Wnęka między ścianą a schodami okazała się świetną kryjówką.
Agni wyszedł z kuchni i szybkim krokiem wszedł po schodach, parę minut później Kon zobaczył Sebastiana idącego wzdłuż korytarza i niknącego w jego ciemnej oddali.
Się porobiło...
***
Parę miesięcy po całym zdrzeniu służba została zwołana przez Księcia w głównym holu. Przez cały czas Panienka Vivien przebywała w komnacie Księcia, nie dając Konowi nawet chwili na zobaczenie się z Irmelem. 
A Kon umierał z tęsknoty.
Nie był w stanie wejść do komnaty Irmela pod żadnym pozorem, bo jedynymi osobami, które posiadały ten przywilej był Sebastian i Agni.
Dziś więc był pierwszy dzień po, jak wydawało się Konowi, pieklenie długiej rozłące gdy mógł się z nim zobaczyć.
Irmel wyglądał okropnie, cały blady, ledwo stojący na nogach natomiast towarzysząca mu Panienka Vivien miała się równie dobrze co zawsze, a może nawet lepiej?
Agni stał obok Kona i lekko się na nim opierał, wyglądał prawie tak samo źle jak Książę, tyle że zamiast podkrążonych miał podpuchnięte, czerwone oczy, tak jakby całą noc przepłakał.
Sebastian stojący po stronie swojej Pani przyglądał im się uważnie
- Jak już wszyscy wiedzą czeka nas ważny dzień - powiedział Irmel dość znużonym głosem - dlatego trzeba przyszykować całą posiadłość. Zdecydowaliśmy, że ceremonia zaślubin oraz wesele odbędą się tutaj. Każdy zakamarek ma lśnić czystością, każda klamka ma być wypolerowana na błysk. Za trzy dni nie chcę widzieć choćby skrawka podłogi, ściany, półki czy czegokolwiek innego pokrytego kurzem czy brudem. Zrozumiano? - wszyscy zgodnie pokiwali głowami, natomiast Kon stał blady jak ściana i czuł jak żołądek podchodzi mu do gardła - Trzeba odświeżyć pokoje gościnne oraz przygotować salę balową. Każdy pokój ma być przystrojony cha...
- Chabrami - Vivien nie wytrzymała i musiała mu przerwać - i w ogóle wszytko najlepiej żeby było w tym kolorze i może być trochę bieli, ale nie za dużo bo chabru ma być najwięcej  - przerwała żeby wziąć oddech - może być trochę róż w tym kolorze jak znajdziecie a jak nie, to nie. Służba też mogłaby być ubrana na niebiesko i koniecznie musi być tort jagodowy z jeżynami, tak żeby miał odcień fioletu wpadającego w niebieski. A o reszcie to już Irmel zdecyduje - dokończyła uśmiechając się perliście i wieszając się na ramieniu Księcia.
- Tak... To by było na tyle, szczegóły przekażę Agniemu, on wam wszystko wytłumaczy i podzieli między was obowiązki. Bierzcie się do pracy.
- Sebastian! - zawołała Panienka - Przynieś mi sok z pomarańczy do pokoju Irmela.
- Ależ Panienko... To nie sezon na pomarańcze, wątpię żeby były w spiżarni jakiekolwiek.. - powiedział lokaj nieco niepewnie.
- Nonsens. Po prostu przynieś mi ten sok... strasznie chce mi się pić - powiedziała i weszła po schodach na górę.
Irmelin westchnął ciężko.
- Przynieś jej cokolwiek byleby miało pomarańczowy kolor, i tak nie odróżni. Może być sok z marchwi z cytryną, nawet się nie połapie, już ja tego dopilnuję - powiedział do Sebastiana - Jestem z tobą, wiem jaka potrafi być upierdliwa - dokończył rozmasowując skronie i wszedł po schodach w ślad za Vivien.
 Gdy tylko Książe zniknął im z pola widzenia jak na komendę wszyscy rozeszli się w różnych kierunkach, tylko Kon stał w miejscu starając się złapać oddech.
- Kon, co się dzieje? - zapytał nieco zachrypniętym głosem Agni.
- Ceremonia zaślubin? - wykrztusił.
- Ahhh.. Tak, będzie strasznie dużo roboty, ale widać że Panienka Vivien nie może się doczekać. Z drugiej strony ciekawe jak przekonała Księcia do urządzenia jej w posiadłość. Heh, Książę naprawdę musi ją kochać.
- Tak, naprawdę musi. - powtórzył Kon głosem wypranym z emocji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz